- Nic nie będzie, Falku - rzucił cicho, w tle słysząc wściekły syk królowej, gdy wojownicy próbowali odciągnąć ją od ciała jej martwego dziecka - A co ma być? - spytał obojętnie, ani drgając. Mimo pozostawiania wrażenia, że śmierć Czeremchy nie zrobiła na nim wrażenia, gdzieś głęboko w środku miał dziwne wrażenie, że jakaś jego część umarła, wraz z siostrą, która zatrzymała się w biegu.
- Życie nie jest proste, lepiej się tego nauczcie dzieciaki. Możecie zginąć w każdej chwili - rzucił niemrawo przechodzący obok Ostrokrzewiowy Liść, nawet nie zwracając uwagi na kocięta, siedzące w kociarni. Igła prychnął pogardliwie, jednakże nie mógł się z tą burą kupą futra nie zgodzić. Trzeba było przyznać - wojownik miał rację. Jednak on nie miał zamiaru dawać mu tej jakże radosnej satysfakcji. Po jego trupie.
*akcja dzieje się po ucieczce Leśnej*
Może minął księżyc, może dwa, od momentu w którym Igła został zupełnie sam w klanie. Cóż, nie tak dosłownie sam, bowiem inne koty nadal tu były, jednakże jego najbliższa rodzina - Czeremcha oraz Leśny Strumień odeszły na dobre. Mimo iż wiedział, że dymna kocica nie umarła, to dla przyszłego terminatora była ona już dosłownie martwa. Nie obchodziły go jej losy... A przynajmniej tak to pokazywał. W środku natomiast miał ochotę krzyczeć i płakać gdy tylko patrzył na cudowne i szczęśliwe rodzinki Gardeniowego Pyłku i Wąsatego Pysku czy też Szepczącego Wiatru i Ryczącej Burzy. A on? Czuł się jak jakiś cholerny bękart, którego każdy ma ochotę się pozbyć, byle by tylko nie zawracał głowy. Nic więc dziwnego, że kociak zrobił się jeszcze bardziej opryskliwy niż przedtem, a jakby tego było mało, zaczął też odrzucać jakąkolwiek pomoc, którą ktoś mu oferował. Zaś starsza królowa, pod którą to opiekę trafił, miała z nim nie lada problem, gdy tylko chciała w jakikolwiek sposób ogarnąć burzliwy charakter młokosa. Z resztą, Igła dobrze ją rozumiał. Też miał tego dosyć, zupełnie tak, jak Szept.- Możesz to przestać powtarzać w kółko jak jakąś cholerną mantrę?! - wykrzyczał w stronę Ryczącej Burzy, gdy kocur po raz 22897382163281392 od odejścia Leśnego Strumienia rzucił tekstem "Ale to nie moje". Ten moment był właśnie tym, który przelał całą czarę goryczy, jaką liliowy w sobie dusił - Myślicie, że nie wiem, że mnie tu nie chcecie?! Jak o mnie wszyscy mówią, jak się na mnie patrzą?! Na osty i ciernie, zrozumcie kretyni, że to co odwaliła moja matka, nie jest moją winą! - wykrzyknął wściekle, po czym najzwyczajniej w świecie wybiegł z kociarni, by schować się gdzieś w rogu obozu. Najlepiej tam, gdzie nikt go nie zobaczy. Na dobitkę, nawet nie spodziewał się, że ktoś za nim pobiegł, a tym kimś był właśnie Falek.
< Falku? >
Gąska wyprzytula D:
OdpowiedzUsuń