*timeskip, dzień patrolu z Czereśnią*
Zaprowadziła najmłodszą wojowniczkę do lecznicy. Czereśnia nie odezwała się ani słowem, drżąc lekko jedynie, gdy opierała się na barku niebieskiej. Złote oko, to nie zaklejone krwią, spoglądało niepewnie do przodu. Wyglądała na rozedrganą. Zresztą nic dziwnego.
Różana Woń prędko usadziła koteczkę na ziemii i rozpoczęła oczyszczanie jej ran oraz futra ze szkarłatu. Zimorodek znikła gdzieś w głębi legowiska, za poleceniem starszej medyczki. W stronę szylkretki zostało skierowane parę pytań. Ta tylko skuliła się nieco. Po jej grzbiecie przeszedł dreszcz, a brwi Róży zmarszczyły się. Zwróciła spojrzenie na Mżawkę, która udzieliła jej potrzebnych informacji. Nie wiedziała o żadnych innych urazach, to też przekazała medyczce.
Do legowiska zajrzała liderka, za nią parę ciekawskich kotów. Oddech Czereśni przyspieszył. Zacisnęła powieki. Przed jej łapy zostały podsunięte nasionka maku. Przełknęła je szybko; Różana Woń skierowała ją na wolne posłanie.
— Mżący Przelocie? — głos Spienionej Gwiazdy, przyciszony, dobiegł do niej z tyłu.
Odwróciła się, skinęła głową.
— Hm?
— Chciałabym, abyś dołączyła do mnie i Nimfiego Zwierciadła w moim legowisku. Gdy Czereśniowy Pocałunek się obudzi, skonsultujemy się również z nią.
— Oczywiście.
***
Wsunęła się do legowiska wojowników. Zmęczona. Zmęczona gadaniną z liderką, zmęczona całym dniem. Usiadła na posłaniu i przetarła łapą oczy. Chciała odpocząć, ale nie wiedziała, czy liczyć na spokojną noc. Nie miała wyrzutów sumienia, ale nerwy jej nie opuściły.
Nimfa weszła tuż za nią. Cały czas przygnębiona. Podążyła wgłąb i położyła się na posłaniu nieopodal. Zmrużyła oczy. Ostatnie promienie słońca wpadały do środka przez liście i trzciny, a na zewnątrz nadal mogło było słychać gwar rozmów o śmiechów. Poszła w ślady przyjaciółki i opuściła głowę na posłanie. Zmęczenie pulsowało na jej skroniach. Skrzywiła się i zamknęła ślipia. Wzięła głęboki oddech i przeciągnęła się. Jej ciało przyjemnie zapadało się w świeży mech. Czuła, jak jej myśli powoli cichną. Liczyła na spokój, szybkie zaśnięcie...
Usłyszała, jak kotka obok przewraca się w drugą stronę. I kolejny raz, i jeszcze jeden. Później zapadła cisza. Czuła, jak ktoś na nią patrzy. Uchyliła jedno ślipie. Tak, jak się spodziewała, Niebieskie oczy Nimfy wędrowały po ścianach legowiska, zatrzymując się na niej. Zamruczała cicho, zwracając jej uwagę. Łaciata ocknęła się nieco, jej źrenice wyostrzyły się i odwróciła spojrzenie.
Mżawka nie odezwała się ani słowem. Wzrok Nimfy już ani razu na niej nie spoczął. Zanim zasnęła jednak, nie do końca świadoma, co robi, przysunęła ogon bliżej posłania starszej wojowniczki. Spoczął on oparty o jej łaciaty bok, podrygując leniwie. Może oddech łaciatej przystał, zaskoczony, ale nie skupiła się na tym za bardzo. Jej głowa zapadła się głębiej w mech, powieki opadły, nieco zbolałe.
Pisk samotniczki ponownie wypełnił jej uszy. Stała nad nią, przerażona. Patrzyła, jak z śnieżnobiałej szyi ścieka krew-
Otworzyła ponownie oczy. Dawno zapadła ciemność, legowisko wypełniło się klanowiczami. To tylko zły sen. Nimfa westchnęła głęboko. Jej ogon spoczywał na tym Mżawki. Na moment chyba złączyły spojrzenia, ale nie była pewna. Gdyby nie zmęczenie, pewnie by się zmartwiła... Westchnęła i rozluźniła barki. Musi się wyspać.
Po mianowaniu jej syna miała wrażenie, że czas lekko zwolnił. Miała go więcej.
Nadal jednak musiała pokazywać się na patrolach, polować, więc coś jednak pozostało takie samo. Po tych ponad piętnastu księżycach była zaskoczona, jak dużo czasu mogła spędzać ze znajomymi bądź samotnie, a nie na treningach. Pozytywnie zaskoczona.
Tak więc spędzała więcej czasu z innymi. Rozmawiała, jadła, zapraszała na spacery, gdy czuła się dobrze. Nadal miała dni, bądź chwile, w których nie czuła się całkowicie sobą, ale wszystko zmierzało ku dobremu.
Mżawka nie odezwała się ani słowem. Wzrok Nimfy już ani razu na niej nie spoczął. Zanim zasnęła jednak, nie do końca świadoma, co robi, przysunęła ogon bliżej posłania starszej wojowniczki. Spoczął on oparty o jej łaciaty bok, podrygując leniwie. Może oddech łaciatej przystał, zaskoczony, ale nie skupiła się na tym za bardzo. Jej głowa zapadła się głębiej w mech, powieki opadły, nieco zbolałe.
Pisk samotniczki ponownie wypełnił jej uszy. Stała nad nią, przerażona. Patrzyła, jak z śnieżnobiałej szyi ścieka krew-
Otworzyła ponownie oczy. Dawno zapadła ciemność, legowisko wypełniło się klanowiczami. To tylko zły sen. Nimfa westchnęła głęboko. Jej ogon spoczywał na tym Mżawki. Na moment chyba złączyły spojrzenia, ale nie była pewna. Gdyby nie zmęczenie, pewnie by się zmartwiła... Westchnęła i rozluźniła barki. Musi się wyspać.
***
Po mianowaniu jej syna miała wrażenie, że czas lekko zwolnił. Miała go więcej.
Nadal jednak musiała pokazywać się na patrolach, polować, więc coś jednak pozostało takie samo. Po tych ponad piętnastu księżycach była zaskoczona, jak dużo czasu mogła spędzać ze znajomymi bądź samotnie, a nie na treningach. Pozytywnie zaskoczona.
Tak więc spędzała więcej czasu z innymi. Rozmawiała, jadła, zapraszała na spacery, gdy czuła się dobrze. Nadal miała dni, bądź chwile, w których nie czuła się całkowicie sobą, ale wszystko zmierzało ku dobremu.
Zajrzała do wojowniczego legowiska. Zbliżał się zmrok, sama dopiero wróciła z patrolu. Zastała tam siedzącą pod ścianą Czereśniowy Pocałunek. Uśmiechnęła się do niej lekko, zamrugała leniwie. Młodsza wojowniczka podskoczyła lekko, wyrwana z zamyślenia.
— Witaj, Czereśnio — przysiadła nieopodal. Ziewnęła i posłała jej przepraszające spojrzenie. — Albo wolałabyś "Czereśniowy Pocałunku"? Miałam sprawdzić, co u Ciebie, już jakiś czas temu... Jak się trzymasz?
<Czereśnio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz