Nikt nie mógł przewidzieć śmierci tych dwóch kotów, tak bliskich Bluszczowemu Pnączu.
Chociaż w rzeczywistości był ktoś, kto powinien już dawno zwrócić uwagę na ich problemy zdrowotne. I tym kimś był nie kto inny, jak on sam. Główny medyk Klanu Klifu, w którym wielu pokładało nadzieję, kiedy zdawało się, że konają wykończeni od choroby. Nie wiedział jednak, jak długo będą tak o nim myśleć, skoro nie potrafił pomóc bratu. To właśnie dla niego starał się być jak najlepszym w swojej pracy.
Do dziś pamiętał dzień ich mianowania. Kiedy wyszło na jaw, że Bluszcz zamierza podążać inną, uczniowską ścieżką. Sam już nie wiedział, dlaczego nie poinformował o tym wcześniej burego. Jego zdezorientowany wyraz pyszczka utknął mu we wspomnieniach. To spojrzenie, mówiące wprost „Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś mnie zdradzić?”.
Zadrżał. Nie powinien roztrząsać przeszłości. Szczególnie teraz, gdy Srocze Pióro nie żył i tak naprawdę nie dało się z tym nic zrobić. Nie mógł go kolejny raz przeprosić. Jedyne co, to musiał pogodzić się z jego stratą.
Nie było to proste. Przecież jeszcze chwilę przed jego śmiercią rozmawiali ze sobą. Normalnie, jak gdyby nigdy nic. Tematy bywały różne i choć to liliowy miał więcej do powiedzenia, wydawało mu się, że buremu nic się nie działo. Nie zauważył, że coś jest nie tak, kiedy się z nim żegnał. Dał mu odejść, za co winił się coraz bardziej.
Znaleźli go z umazanym krwią pyskiem, a to tylko bardziej zadręczało Bluszcza. Sroczek był chory. Jego wątłe ciało wydawało mu się wtedy tak drobne, że nie był w stanie powiedzieć, co tak naprawdę było przyczyną śmierci. Był tak rozkojarzony, że jedyne co przychodziło mu do głowy, to myśl, że zawinił.
– Bluszczowe Pnącze!
Z początku zignorował wołanie. Dopiero zdanie sobie sprawy, że w tym momencie może dziać się komuś krzywda i jest gdzieś potrzebny, wytrąciło go z rozmyśleń. Powlókł wzrokiem za zbliżającą się ku niemu sylwetką, będącą już jedną z ostatnich żywych i bliskich mu osób.
– Co się dzieje, Cicha Kołysanko? – spytał, znowu starając się narzucić na pysk pogodny wyraz. Miał być w końcu dla innych wsparciem, a nie zbędnym zmartwieniem.
– Nie wytrzymuję już z nim! Truskawkowa Łapa mnie prędzej wykończy, niż będę w stanie zrobić z niego medyka! – jęknęła, siadając obok niego i grzebiąc łapą w stosie roślin leczniczych. – Nie sądziłam, że będzie z nim tyle roboty! – kontynuowała swoje żale.
– Truskawkowa Łapa tylko wydaje się problematyczny. Weź pod uwagę, że robi to przede wszystkim dla Firletkowego P… - Głos mu się załamał, na wspomnienie dawnej medyczki. Ona również była wspaniała, jak i Bursztynowy Pył. Ich dwójka zbudowała jego dzieciństwo i nauczyła go wszystkiego, co tylko się dało. A teraz to on był najstarszym medykiem, posiadającym własną asystentkę, która zwierzała mu się nieustannie z problemów z uczniem. – Dla Firletkowego Płatka – poprawił się. – Myślę, że powinnaś być dla niego bardziej wyrozumiała. Widzę w nim potencjał, a ty musisz pomóc mu go wykorzystać. Postaraj się być cierpliwa – poprosił, uśmiechając się do niej łagodnie.
– Łatwiej mówić niż zrobić – burknęła, machając z niezadowoleniem ogonem. – No dobrze. Spróbuję być spokojniejsza, ale nie licz, że będę aż tak spokojna jak ty jesteś – dodała.
– Dziękuję – miauknął rozbawiony i wziął głęboki oddech. – Chyba przejdę się na spacer pozbierać trochę ziół…
– O, świetny pomysł. Z kim idziesz? – zagadnęła, zrywając się na równe łapy.
– Tak właściwie to chętnie poszedłbym sam – przyznał, spoglądając dyskretnie na jej reakcje.
– Nie ma mowy. Poczekaj tu chwilę, znajdę ci jakiegoś wolnego wojownika do pomocy. Przyda się do noszenia roślin – rzuciła, cicho się śmiejąc i czmychając z legowiska.
Bluszcz nie zamierzał czekać. Wyszedł i rozejrzał się po obozie, który tętnił życiem. Koty dzieliły się językami, jadły wspólne posiłki i żartowały, siedząc przy pniach drzew. Wszystko wydawało się być w normie, chociaż dopiero co zmarł im lider, wspaniały wojownik, a jeszcze wcześniej – niczemu winna uczennica.
Uciekł do lasu. Dawno nie biegał i czuł, jak szybsze tempo wykańcza jego oddech. Mimo to nie zatrzymywał się, dopóki szmer obozu nie ucichł. Gdy pozostał sam na sam z własnymi myślami, poczuł się lepiej.
Uwielbiał Klan Klifu. Szanował każdego wojownika i był niezwykle dumny z możliwości bycia częścią tak wspaniałego społeczeństwa. Nie mógł jednak ukryć swego zagubienia. Od czasów śmierci matki łapały go wyrzuty sumienia, że to wszystko to jego wina.
Powstrzymał się od łez. Nigdy nie płakał. Nie uważał tego za oznakę słabości, ale po prostu nie miał ku temu powodów. Aż do teraz, gdy jego rodzina i bliscy byli w całkowicie innym położeniu, niż on.
Podniósł wzrok ku niebu, próbując doszukać się znaku o ich obecności wśród gwiazd. Czy byli razem? Czy kiedy i na niego przyjdzie pora, znajdzie się wśród nich miejsce dla niego? Będzie mógł przeprosić ich za wszystkie swe błędy i otrzymać przebaczenie?
Przełknął ślinę. Mogą minąć księżyce, nim będzie mu dane się o tym przekonać.
Pochylił głowę, obserwując, jak jego łzy tworzą pod nim niewielką kałużę. Czuł się słaby. Pierwszy raz w życiu nie wiedział, co ma zrobić. Jak miał sobie poradzić, będąc sam? Dlaczego śmierć była czymś tak niespodziewanym? Nie można było się z nikim pożegnać, tylko pewnego dnia po prostu się kogoś traciło, nie zdając sobie sprawę, że poprzednia rozmowa była tą ostatnią.
Zadrżał, słysząc blisko siebie szelest liści. Ale nie miał ani odwagi, ani sił, aby podnieść głowę i zbadać to. Chciał po prostu dostać odpowiedź na wszelkie martwiące go sprawy. Potrzebował wiedzieć, co ma teraz zrobić, aby przestać się tym wszystkim zadręczać.
Rozwiązanie jego wszystkich problemów pojawiło się wręcz znikąd. To był ułamek sekundy, nim ciemny i duży kształt zaszarżował na niego zza pobliskiego krzaka. Dzikie zwierzę było zbyt szybkie, by mógł odskoczyć od jego ataku.
Nie bolało tak bardzo, jak się spodziewał. Fala cierpienia wcale nie zalała jego ciała. Dopiero po paru sekundach zdał sobie sprawę, że umiera. Ale nie bał się, ani nie smucił. Wręcz w ostatnich chwilach, na jego pysku pojawił się słaby uśmiech.
Był szczęśliwy. Szczególnie wtedy, gdy jasność rozświetliła jego otoczenie, a w oddali spostrzegł różne, kocie sylwetki. Widział dwie postacie, które zwróciły jego uwagę.
Cieszył się, bo nie musiał się już niczym przejmować. Spokój zapanował nad jego duszą, gdy znalazł się blisko matki i brata. Wtedy dopiero uznał, że jego życie było udane. A wywnioskował to tylko po najpiękniejszym zakończeniu, jakiego nawet nie oczekiwał.
Skończył wśród tych, których kochał najbardziej.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz