Od samego rana nic mu się nie podobało. Zachmurzone niebo i
liczne opady deszczu, przez które wszędzie była chlapa, stanowiły dzisiaj główne utrapienie dla kotów. Niemalże nie wyściubiał nosa ze
swojego leża, byleby uchronić się od zmokniętego futra. Nasiąknięta od
wody sierść zawsze mu ciążyła i czuł się przez nią
spowolniony. Musiał jednak zrobić krótki obchód po obozie, bo w taką
pogodę łatwo szło się przeziębić i zapewne znalazłby się już jakiś
osobnik, pociągający nosem z powodu kataru, ale wstydzący się zajść do
medyka po pomoc.
Niechętnie opuścił swój przytulny, leczniczy kącik, pozwalając
kroplom ulewy pokryć jego grzbiet. Sunął przed siebie, brodząc łapami
przez błotnistą drogę. Starał się kryć pod drzewami i liśćmi, by choć
trochę się uniknąć przemoczenie. Był bliski zajrzeniu do kociarni, gdy
jego uwagę odwrócił samotnie przechadzający się środkiem placu kocur.
Liliowy zmrużył oczy, rozpoznawszy w nim znanego mu kocura.
Nie rozumiał tylko, czemu ten pchał się w taką pogodę w stronę lasu.
-
Mysi Kroku? - miauknął, a jego głos rozszedł się po pustym obozie
niczym echo, odbijając się od pni drzew i wracając do niego.
Uzyskał reakcję wspomnianego wojownika, spoglądającego na niego ślepiami
pełnymi zmęczenia.
Bluszczowe Pnącze natychmiastowo pouczył go o konsekwencjach
wynikających ze stania w zimnie, gdyż jako medyk stawiał sobie za główny
obowiązek odpowiedzialność za zdrowie innych.
Starszy stał wpierw niewzruszony na wykład uzdrowiciela, a potem zaczął mu dziękować.
Bez
żadnych wyjaśnień, po prostu w słowach okazał swą wdzięczność za
wszystko, co Bluszcz dla niego zrobił. Liliowy ze zdezorientowania wbił wzrok we własne łapy.
- Cieszę się, że mogłem ci
tyle razy pomóc - zaczął, przybierając łagodny ton głosu. - Lepiej
byłoby jednak dla nas schronić się w cieplejszym miejscu, nie uważasz? -
zagadnął, próbując pochwycić jego spojrzenie. Nieudolnie.
- N-nie s-sądzę... - wymamrotał, lekko kiwając się z boku na bok.
- Drżysz cały, na pewno jesteś już przeziębiony - odrzekł, wciąż spokojny, lecz z nutką zmartwienia.
-
T-to n-nie jest t-teraz ważne - stwierdził cicho Myszek, a potem uchylił pysk i
go zamknął, jakby wyrosła mu gula w gardle i powstrzymywała go od
mówienia.
- To jest bardzo ważne - poprawił go medyk. - Twoje
zdrowie jest najważniejsze, nie możesz go zaniedbać - mruknął, starając
się ukryć lekkie oburzenie. - Chodź, w moim legowisku jest dużo miejsca,
jeśli szukasz więcej luzu i przeszkadza ci harmider panujący wśród
wojowników, to zaznasz u mnie spokoju - kontynuował, robiąc
krok w tył i zachęcając go do podążania za nim.
Mysi Krok
potrząsnął głową, na moment podnosząc ku niemu zaszklone od smutku
ślepia. Bluszczowe Pnącze widział wiele bólu, ale tyle cierpienia w
jednym kocie wręcz rozkrajało mu serce na pół.
- N-nie mogę. M-myślę, że na m-mnie już czas.
- Co? - zdziwił się zielonooki. - Co planujesz? - spytał, karcąc się za dociekliwość. To nie było w jego stylu.
- N-nie wiem - odparł zmieszany. - P-po prostu p-pójdę.
-
Dokąd? Na pewno wszystko przemyślałeś? - drążył, starając się
jednocześnie nie naruszyć strefy komfortu kremowego, choć medyk w głębi
duszy czuł, że już to zrobił. - My... - urwał, przełykając ślinę. -
Z-zobaczymy się jeszcze kiedyś? - Głos mu się łamał. Czuł się jak kocie,
które nie wiedziało nic o życiu, a ktoś bliski wyjaśniał mu znaczenie
prawdziwej tragedii. Nic do niego nie docierało.
- N- nie wiem - wyszeptał, kuląc się. - P-przykro mi, B-bluszczowe Pnącze, ale n-nic nie wiem.
Od
dramatycznej ciszy wręcz świszczało liliowemu w uszach. Myszek chciał opuścić ich
klan, czy po prostu przejść się na dłuższą wędrówkę? A może po ostatnich
wydarzeniach naprawdę miał dość i pragnął odejść z tego świata?
Wstrząsnęło
nim. Nie mógł w ten sposób myśleć o tym poczciwym wojowniku. Nie
potrafił jednak prosić go o zostanie, choć jego umysł kazał mu wręcz
paść na ziemię i błagać. Instynkt podpowiadał, by nie przeszkadzać kocurowi w spełnieniu jego planów, bo i tak to zrobi, ale Bluszcz tak po prostu nie mógł.
- Jeśli... -
zaczął ponownie medyk, ignorując coraz gęściejszy deszcz - Jeśli miałoby to być nasze ostatnie spotkanie, chciałbym
wiedzieć o jednej rzeczy. - Zaczerpnął powietrza i podniósł wzrok na
kremowego. - Czy ty... Czy ty jesteś moim ojcem?
<Mysi Kroku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz