Point wylegiwał się spokojnie w legowisku, nie było jeszcze późno, chociaż wcześnie też nie było. Nie został wysłany na patrol poranny ani polowanie, tylko po wysokim słońcu miał iść tylko i wieczorem na polowanie. Wczoraj musiał rano wstać z powodu obowiązku, więc dzisiaj wolał wyspać się spokojniej. Po chwili dłuższej wstał i zaczął czyścić się. Jakiś mech lekko pobrudził mu futro, a chodzenie w brudnym futrze było okropne. Dziękował w takich chwilach klanu gwiazdy, że posiadał krótką sierść. Nie miał nawet szans na posiadania, on nie miał i bracia też. Gdy uznał, że jego sierść jest czysta mógł wyjść do obozu, może by zaniósł karmicielką jedzenie? Słyszał, że partnerka Miętowej Gwiazdy spodziewa się znowu kociaków. Uznał to za cudowne wieści, sam nie zamierzał mieć kociaków, jednak sama wieść wydawała się cudowna. Kociaki były ładne i miłe często, tylko wymagały dużo opieki. Chciał pomóc jakoś karmicielką, więc wyszedł z legowiska. Najpierw zaniesie karmicielką jakąś zwierzynę, a potem sam zje. Najpierw królowe mają jeść, więc poparł swój wybór tym. Podszedł spokojnie do sterty i rozejrzał się po niej, mała nie była, chociaż w porze nowych liści bywało więcej. Pojęcia nie posiadł co najbardziej lubi Jemioła, czy Zajęczy Omyk. Wziął w zęby wężom i poszedł powoli do żłobka. Sam nie przepadał za wężami to miał nadzieje, że, któraś z karmicielek będzie chciała go zjeść. Uważałby nie potknąć się o swoje łapy czy węża. Co to by był za wstyd! Na oczach niektórych klanowiczów. Wszedł spokojny do legowiska karmicielek i kociaków, rozglądając się, jedyne kociaki, które były bardzo młode potomki Miętowej Gwiazdy. Point położył pożywienie obok Jemioły.
– Mam nadzieję, że będzie ci smakować. – powiedział niepewnie, patrząc na kotkę.
– Podziękuję, dasz proszę Zajęczemu Omykowi. – odpowiedziała mu kotka. Nie marudził, przecież miała prawo nie chcieć. Wziął zwierzynę w pysk i położył bliżej szylkretowej vanki.
– Mhh to do widzenia. – Spojrzał po raz ostatni na karmicielki i wyszedł. Mógł teraz sobie spokojnie zjeść i przygotować się do reszty dnia w klanie. Po krótkim czasie usłyszał głośny wrzask, że żłobka. Nie wiedział, co się dokładnie działo, rozglądał się nerwowo. Przestraszył się, że cokolwiek mógł zrobić źle, i to z jego winy mogło się komuś coś stać.
Nie, Nie, Nie, to nie jest z tobą związane. Nigdy czarne scenariusze się nie sprawdzają. – myślał sobie rozglądając się. Patrzył w swoje łapy, analizując dźwięki, nie chciał patrzeć. Zestresował się, że to naprawdę mogła być jego wina. Słyszał coraz większe szepty związane z obecną sytuacją, nie chciał się tym interesował. Chciał wstać i odejść jednak jego ciało mu odmówiło posłuszeństwa. Próbował przekonać siebie samego, że nic się nie stało i może kociak zniknął karmicielce z pola widzenia i się przestraszyła. Na pewno. Nic wielkiego.
***
Ostatni raz spojrzał na tereny swojego byłego klanu.
Mogłem tłumaczyć im, że to nie ja! Tylko milczałem jak głupek, jestem ogromnym mysim móżdżkiem. – powtarzał sobie rozglądając się. Stracił dom, stracił rodzinę, stracił wszystko. Nie miał nikogo innego, niż rodzeństwa, teraz ich teraz nie miał. Gdy dowiedział się co się stało z jego winy czuł się podle, z jego winy zginęły dwa kociaki! Mógł sprawdzić, przemyśleć, wybrać inne zwierzę! On znowu zawiódł, on znowu skrzywdził kogoś. Jego mentor miał rację, był nikim. Lepiej może, że Fałszywy nie musiał go bronić ani jego dziwności znosić? Nie zauważył, kiedy zamiast iść stanął w miejscu, czując mokre ślady. Musiał sobie poradzić sam w porze opadających liści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz