Lekki wiaterek mierzwił futro Sokoła. Kocur lśniącymi oczami wpatrywał się w horyzont. Znalazł sobie takie przyjemne, zaciszne miejsce, w którym coraz częściej zdarzało mu się kontemplować. Wsłuchiwał się wtedy w szum liści i cichy śpiew ptaków. Na nieboskłonie już dawno pojawiły się pierwsze gwiazdy, ale młody wojownik nie mógł zasnąć. Gdy oczy pobratymców zakrywał sen, czasami wymykał się w to miejsce i spędzał trochę czasu na rozmyślaniach. Tego wieczoru nie widział przeszkody, aby zrobić to samo.
Ostatnie wydarzenia odcisnęły na nim olbrzymie piętno. Codzienne uśmiechał się, ale pod tą wesołą maską krył się naprawdę zagubiony kot. Tak naprawdę umierał od środka, ale cały czas niestrudzenie się uśmiechał. Po prostu chciał pokazać, że hej! – mimo, że klany się nienawidzą, że wokół nich umierają niewinne koty, że tak naprawdę cały świat, który znali, się zawalił – każdy pobratymiec z jego klanu może liczyć na jego dobry humor i wsparcie, jeśli tylko będzie tego potrzebował. W końcu inni mają więcej zmartwień niż on, niedoświadczony wojownik Klanu Lisa, prawda?
Pociągnął nosem i zagłębił pazury w ziemi. Wciągnął gwałtownie powietrze. W takich momentach powtarzał sobie, że mimo wszystko jego najbliżsi cały czas są żywi. Dodawało mu to trochę optymizmu. W końcu hej! – zarówno jego matka i ojciec, jak i Myszołów, i te wszystkie tak bardzo drogie mu koty… Były wśród żywych. Marne pocieszenie wobec tych wszystkich szkód, jakie koty sobie wyrządziły, ale jednak.
Nie tak dawno temu odszedł Rudzik. Wojownik Klanu Lisa zamknął oczy. Pod powiekami pojawił się uśmiechnięty medyk, z ziółkami w pyszczku. Sokół pamiętał, jak męczył go rozmaitymi pytaniami z zakresu medycyny. Jak działa krwawnik? Do czego służy pajęczyna? Dlaczego nie wolno jeść cisu? Jak wyglądają porody?
Dlaczego koty umierają?
Westchnął żałośnie. Mimo młodego wieku, widział już dwie wojny i nie zginął. Głupi by się cieszył, ale Sokół traktował to jako igraszkę losu. Życie grało z nim w kotka i myszkę, pozwalając mu oglądać umierające wokół koty i wciąż trzymało go na tym świecie. Były po stronie wroga, ale czy naprawdę zasłużyły na śmierć? Nie wiedział. Ale podchodził z dziwnym ukłuciem żalu do faktu, że aż tyle kotów poumierało, a on nadal trzymał się życia, jak słaba mrówka liścia pływającego po wodzie. Chyba tylko jego najbliżsi nie zmienili się jakoś znacząco. Matka nadal była wesoła i stawiała syna do pionu, kiedy było to konieczne. Ojciec często przytakiwał Płomykówce i był niezbyt stanowczy, ale Sokół i tak go kochał. A Myszołów… Hm, cóż, tutaj tym bardziej nic się nie zmieniło.
Wyprostował się. Cokolwiek się stanie, on zawsze będzie lojalnym wojownikiem Klanu Lisa gotowym oddać życie za swój klan. Nic się nie zmieniło w tym zakresie. Będzie najlepszym wojownikiem, jaki widział ten klan, mimo śmierci, która go zewsząd otaczała. Będzie chronił i szanował swoich bliskich oraz pobratymców. A pewnego dnia, jeśli zginie, będzie umierał z myślą, że nie zmarnował swojego życia.
Wyciągnął wolno łapę przed siebie, sięgając po jasną odległą gwiazdę.
Piękne :)
OdpowiedzUsuń