Jej łapy całkowicie zatonęły w zgniłych, brunatnych liściach. Futro sklejone błotem nie wyglądało zbytnio atrakcyjnie. Granatowymi oczyma śledziła martwą atmosferę Klanu Wilka. Nikt nie krzątał się po obozie, wszyscy skryci byli w swych legowiskach. Paradoksalnie, jedynie wiatr, wprawiający drzewa w ruch, wydawał się żywy. Gdyby nie słyszalne co jakiś czas jęki, dochodzące z legowiska medyka, można by uznać obóz za wyludniony.
Nagle odezwały się grzmoty, na co kotka zareagowała ociężale podnosząc swój zad. Tego dnia nic nie zrobiła. Nic. Nie pomogła medyczce. Nie wsparła klanu nawet „okruszkiem” zwierzyny. Nie odwiedziła chorujących. Czuła się całkowicie bezużyteczna, pogrążona w filozoficznych rozmyślaniach nad żywotem podanych liści. Czemu się do niej tak przyczepiły? To pytanie, jak i inne z tego zakresu, na zawsze pozostaną bez odpowiedzi. No jakby nie mogły się od niej zwyczajnie odkleić. Wreszcie wstała i otrzepała się z przytwierdzonych - dzięki wilgoci - do jej ciała dręczycieli. Rozpoczęła żmudną wędrówkę do legowiska, co chwilę leniwie spoglądając w zasnute ciemnymi chmurami niebo. Pierwsza kropla spotkała się z jej „idealnie czystym” futerkiem, gdy przekroczyła próg. Rozejrzała się, lecz nikogo nie dostrzegła. Dopiero gdy przyjrzała się ciemniejszym zakątkom legowiska zobaczyła kształt kota, odwróconego w przeciwnym kierunku, w połowie osłoniętego cieniem wyżej rosnącego krzewu. Po zapachu od razu rozpoznała Wilcze Serce. Nie zamierzała przeszkadzać mu w spoczynku, tak więc, usiadła na posłaniu i zaczęła machinalnie jeździć językiem po szorstkiej sierści, nie trwało to jednak długo. Tą jakże fantastyczną czynność, przerwała Biały Puch, wparowując do środka z uniesionym ogonem.
- Nie zniosę już więcej tej pory roku – mruknęła, układając się wygodnie w jednym z kątów – ciągle tylko deszcz i deszcz. Przy okazji brak żywej duszy – Odczekała chwilę, przyglądając się swoim łapom. Północny Wiatr na powrót zajęła się oczyszczaniem futra – odwiedziłam dzisiaj chorych, wiedziałaś, że Wilcze Serce już wrócił do legowiska wojowników? – Pytanie wydało się retoryczne, bura spojrzała na leżącego niedaleko kocura. Wzruszyła barkami. Starsza kotka prychnęła – Tak, bo cię nic nie obchodzi. Nie interesujesz się życiem klanu w żadnym stopniu!
Północ przyznałaby jej rację, zamiast tego tylko zerknęła na nakręcającą się samoistnie maszynę zagłady.
- I tylko tyle masz do powiedzenia? – syknęła żółtooka – Halo, obudź się! Nasi towarzysze umierają z dnia na dzień – Tamta przytaknęła spokojnie, wpatrzona w wejście do miejsca spoczynku – Nie mam do ciebie cierpliwości – warknęła – Nie obchodzi cię kompletnie nic! Nie będę tracić czasu na takie osoby jak ty – i tu błyskawicznie podniosła się z leża, a następnie w pośpiechu wyszła, zostawiając kotkę w fazie natężałej burzy mózgów.
Ostatnio każdy jej krok, był poprzedzony przemyśleniami. Takie małe spostrzeżenie.
Podobno najlepiej się myśli po solidnej drzemce. Północ powoli zaczynała czuć się jak starszyzna, ale co tam.
Rozłożyła się na posłaniu, zwinęła się w kulkę i zamyknęła oczy. Wreszcie upragnione ciepło rozeszło po jej całym ciele, ułatwiając oddanie się w błogi sen.
***
- Jak leziesz rozlazły ślimaku?! – wykrzyknął donośnie jakiś kot.
Północny Wiatr stanęła na równych łapach, gdy została opluta lepiącą substancją, nieznanego pochodzenia. Chciała już się ze smakiem oblizać, ale po krótkim namyśle zrezygnowała i z obrzydzeniem wytarła łapą pysk.
- Po jaką cho… mysz mnie budzicie?! – wymamrotała donośnym głosem.
<taka trochę wcina, ale co poradzić. Teraz tylko czekać na reakcję Wilka>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz