We żłobku znów zrobiło się głośno odkąd Niebiański Lot, ku zdziwieniu wszystkich, przeprowadził do klanu czwórkę kociaków. Pomimo że ta wesoła gromadka prawdopodobnie należała do niego, patrząc chociaż by na podobieństwo kocurków do wojownika, kocur nie przejmował się nimi za bardzo. Ze znanym przez wszystkich spokojem wykonywał nadal swoje obowiązki, nie zważając na chaos i zamieszanie jakie prowadzali jego synowie do obozu. Sroczy Żar właśnie kierowała swe łapy do przyjętej przez nich kociarni. Pomiaukiwania i bajzel, który ujrzała przy wejściu nie wyglądał zachęcająco, ale ktoś musiał nakarmić tą bandę. Współczuła Wschodzącej Fali, która zajmowała się tą gromadką na co dzień. Wchodząc do żłobka zauważyła zbiorowisko wszelakich kamieni i patyczków będących zapewne łupem Kasztana. Widząc ów wysypisko, przypomniało jej się jak Żywiczna Łapa zbierał podobne badziewia. Liczyła, że liliowemu przejdzie to z wiekiem, ale nadal przyłapywała go na zrywaniu kwiatków i upychaniu ich w legowisku uczniów. Westchnęła jedynie i podeszła do starszej karmicielki. Ta na widok wojowniczki posłała jej ciepły uśmiech i podziękowała za mewę. Sroka już miała się wycofywać, gdy coś uderzyło ją w tylną łapę. Zdenerwowana odwróciła się w stronę sprawcy tej stłuczki. Rudo-biały kocurek wpatrywał się w nią z oburzeniem.
— Ej, uważaj jak stoisz, nie widzisz, że to pole bitwy? — mruknął do wojowniczki zirytowany.
Sroczy Żar lekko zdumiona słownictwem malca nie odpowiedziała od razu. Niepokorny kociak przypominał jej ją samą za kocięcych lat. Odważną i znaną z ciętego języka. Poczuła małą sympatię do malca. Poza tym dzięki różnym badziewiom Kasztana żłobek faktycznie wyglądał jak środek bitwy. Nim zdążyła odpowiedzieć na rudo-białego kociaka z okrzykiem godnym nie jednego wojownika rzucił się któryś z niesfornych bliźniaków.
— A masz niegodziwcze — miauknął czekoladowy arlekin, przyciskając łebek Lwa do ziemi. — Poddaj się albo giń!
Sroczy Żar odsunęła się od toczącej się bitwy, by przypadkiem nie zostać w nią wyciągnięta. Ostatnie na co miała ochotę to niańczenie tej czwórki. Usiadła niedaleko Wchodzącej Fali i przyglądała się walce braci.
— Nigdy — odparł rudo-biały kociak i zepchnął brata z siebie.
Wykorzystując zaskoczenie czekoladowego arlekina, wskoczył na niego i przyszpilił do ziemi. Spojrzał zwycięsko na leżącego na pod nim kociaka.
— I co teraz Kasztanowa Gwiazdo? — mruknął dumnie, spoglądając na przegranego.
Na pysku bliźniaka pojawił się tajemniczy uśmiech, utwierdzający Srokę, że kociak miał jeszcze coś w zanadrzu.
— Żołędzi Kroku, teraz! — wezwał swojego brata, który wyskoczył ze starty śmieci Kasztana i powalił rudzielca, wskakując mu na grzbiet.
Lew próbował się wyrwać spod ciężaru brata, ale Kasztan także wskoczył na powalonego kociaka, przyciskając łebek rudzielca do ziemi.
— Nie żyjesz — oznajmił dumnie czekoladowy arlekin z uśmiechem na pysku. — Nigdy się nie wątpi w nieustraszony duet Kasztanowej Gwiazdy i Żołędziego Kroku
— Ej, uważaj jak stoisz, nie widzisz, że to pole bitwy? — mruknął do wojowniczki zirytowany.
Sroczy Żar lekko zdumiona słownictwem malca nie odpowiedziała od razu. Niepokorny kociak przypominał jej ją samą za kocięcych lat. Odważną i znaną z ciętego języka. Poczuła małą sympatię do malca. Poza tym dzięki różnym badziewiom Kasztana żłobek faktycznie wyglądał jak środek bitwy. Nim zdążyła odpowiedzieć na rudo-białego kociaka z okrzykiem godnym nie jednego wojownika rzucił się któryś z niesfornych bliźniaków.
— A masz niegodziwcze — miauknął czekoladowy arlekin, przyciskając łebek Lwa do ziemi. — Poddaj się albo giń!
Sroczy Żar odsunęła się od toczącej się bitwy, by przypadkiem nie zostać w nią wyciągnięta. Ostatnie na co miała ochotę to niańczenie tej czwórki. Usiadła niedaleko Wchodzącej Fali i przyglądała się walce braci.
— Nigdy — odparł rudo-biały kociak i zepchnął brata z siebie.
Wykorzystując zaskoczenie czekoladowego arlekina, wskoczył na niego i przyszpilił do ziemi. Spojrzał zwycięsko na leżącego na pod nim kociaka.
— I co teraz Kasztanowa Gwiazdo? — mruknął dumnie, spoglądając na przegranego.
Na pysku bliźniaka pojawił się tajemniczy uśmiech, utwierdzający Srokę, że kociak miał jeszcze coś w zanadrzu.
— Żołędzi Kroku, teraz! — wezwał swojego brata, który wyskoczył ze starty śmieci Kasztana i powalił rudzielca, wskakując mu na grzbiet.
Lew próbował się wyrwać spod ciężaru brata, ale Kasztan także wskoczył na powalonego kociaka, przyciskając łebek rudzielca do ziemi.
— Nie żyjesz — oznajmił dumnie czekoladowy arlekin z uśmiechem na pysku. — Nigdy się nie wątpi w nieustraszony duet Kasztanowej Gwiazdy i Żołędziego Kroku
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz