Gorący, późno wiosenny wiatr mierzwił moje nie pasujące do bagiennego otoczenia futro. Dzisiaj akurat nie padało. Podążając za Czereśnią myślałem, co może przydarzyć się w przyszłości i jakie rany mogę jeszcze odnieść w moim krótkim, kocim życiu. Niedawno straciłem lewe oko, jego żółty, kaczeńcowy odcień, przybrał teraz barwę jasno szarą, a wręcz białą, wzrok natomiast straciłem w nim całkowicie.
- Co czujesz? - zadała mi pytanie wyrywające mnie z okropnych przemyśleń, Czereśnia.
Wciągnąłem pełne pyłków, palące w płuca wiosenne powietrze i starałem skupić się na wszystkich zapachach, które unosiły się w powietrzu.
- Stary zapach żaby, i wczorajszy królika. Z tych nowszych wyczuwam jest jeszcze przepiórkę i drogę grzmotu. - Powiedziałem do kotki.
- Spróbuj wytropić tę przepiórkę. - Nakazała mi moja mentorka.
Coraz intensywniej zacząłem nabierać do płuc powietrze z zapachami, a kiedy ustaliłem dokładne położenie owego ptaka padłem na wilgotną torfową ziemie i zacząłem cicho skradać się do nic nie świadomego zwierzęcia. Kiedy byłem już na długość lisiego ogona od mojej ofiary, spiąłem mięśnie w moich tylnych nogach i skoczyłem na przepiórkę, którą pozbawiłem życia jednym, celnym ugryzieniem w szyję. Mocniej zacisnąłem zęby na gardzieli martwego zwierzęcia i potruchtałem w stronę oczekującej czarno-białej kotki, którą zostawiłem, kiedy poleciła mi ruszyć na ptaka.
- Dobra robota! - pochwaliła mnie mentorka.
Nie mogę ukrywać, że w moich oczach zaskrzyły iskierki na te pochwałę. Skinąłem lekko głową i się uśmiechnąłem w odpowiedzi na uznanie wypowiedziane przez Czereśnie.
- Zakop ją, pójdziemy jeszcze potrenować. Weźmiesz ją, kiedy będziemy wracać.
Posłuchałem mentorki i posłusznie zakopałem moją zdobycz w wilgotnej ziemi, która dostała się pod moje pazury. Czereśnia już ruszyła, więc szybko ją dogoniłem, a następnie słuchałem w skupieniu jej długiego monologu o technikach polowania, które są lepsze niż moja.
***
W drodze powrotnej do obozu było raczej spokojnie. Słońce schowało się już za horyzontem ( co niestety nie obniżyło temperatury, przez którą byłem cały zalany potem ), a do obozu mieliśmy jeszcze spory kawałek. W pysku trzymałem już wcześniej złapaną przepiórkę, natomiast Czereśnia złapała jeszcze żabę, którą wytropiła, a następnie złapała, kiedy byliśmy blisko zalanego terenu. Do moich uszu dotarł dosyć głośny pisk. Nietoperze! Te łachutry podobno potrafią nieźle zadrapać.
Zerknąłem porozumiewawczo na moją mentorkę, a kiedy upewniłem się, że ona również to słyszała, puściłem się pędem w stronę naszej ostoi - obozu. Niestety pewnie ten cały Klan Gwiazdy, o którym opowiadała mi Szyszka, chciał, żeby jeden z podniebnych kreatur pikował wprost na nas. A przynajmniej tak mi się zdawało. Na szczęście to lisie łajno porwało tylko jakąś ćmę, która akurat przelatywała blisko mnie i Czereśni. Wygląda na to, że chyba nie atakują dopóki ktoś ich nie zaczepi - pomyślałem, ale kontynuowałem bieg, gdyż było widać już było wejście do obozu. Zatrzymałem się przed nim zdyszany i z trudem wydusiłem podziękowania dla mojej mentorki.
- Dziękuję za trening, Czereśnio.
- Upewnij się, że się wyśpisz. Jutro czeka nas kolejny ciężki dzień. - odpowiedziała, ale słychać było, że była mniej zmęczona ode mnie. Jak widać lata życia i profesji wojownika budują kondycję.
Skierowałem swoje wszystkie cztery bolące od biegu łapy do legowiska uczniów, gdzie zmęczony padłem na posłanie wysłane mchem. Zasypiając, myślałem o tym co przyniesie przyszłość, a także rozmarzyłem się w moich wspomnieniach z przeszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz