Trzask, pęknięcie, jęk zginanego drewna, swobodny lot w dół, uderzenie.
Ciemność.
Jego ciało zadrżało lekko, kiedy wciągnął powietrze do obtłuczonej klatki piersiowej. Władza w kończynach i organach zmysłów wracała powoli; jedną z pierwszych rzeczy, które odnotował, był ćmiący ból z tyłu czaszki. Z boku też. I w innych miejscach. Właściwie bolało go wszystko.
Wysepka umiarkowanego cierpienia pośrodku morza nicości. I kukułcze jajo. Kręciło mu się w głowie.
– ...po Dryfujący Obłok – wybekotał niezrozumiale, bezwiednie powtarzając słowa Szałwiowej Chmury. Przez chwilę leżał tak jeszcze, tępo wpatrując się w przestrzeń, po czym jego powieki zatrzepotały i oprzytomniał znienacka, jak gdyby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Na oddalającej się czekoladowej spoczęło pełne przerażenia spojrzenie pomarańczowych oczu. – Nie! Siostra, stój! Tylko nie po Dryfujący Obłok!
Wrzasnął – chciał wrzasnąć, jednak jego wyschnięte gardło było cokolwiek innego zdania. Dyktowane nagłym strachem słowa opuściły jego pyszczek w formie ochrypłego szeptu, zdecydowanie zbyt cichego, by dotrzeć do kotki, która zdążyła już zniknąć w głębi obozu.
Był środek nocy. Jego kochana siostrzyczka pobiegła obudzić medyka, bo jej równie kochany braciszek postanowił spaść z drzewa i narobić hałasu bez odnoszenia poważnych obrażeń. W chrzanionym środku nocy.
Dryf go zabije, bez dwóch zdań.
Zaczął bezładnie poruszać łapami w desperackiej próbie stanięcia na nogi i wyjeżykowania jak najdalej od rewiru klapouchego. Zanim jednak zdążył cokolwiek osiągnąć, w rozmytym polu widzenia pojawiła się niebieska masa i nim udało mu się zareagować, nad jego poobijaną sylwetką zawisł złowieszczy cień.
Powoli odwrócił głowę, czując, jak na czoło wstępują mu kropelki potu. Wzrok miał wciąż jeszcze nieco zmącony upadkiem, jednak obraz był wystarczająco wyraźny, by od ponurego, nocnego tła odróżnił kształt pyszczka swojego przyjaciela.
– Czekaj, to… to nie tak, jak myślisz! – Jego głos stał się dziwnie piskliwy, choć i tak było to lepsze od kaszlu zadławionego borsuka, który przypominał wcześniej. Jednak ostatnia próba obrony również zakończyła się niepowodzeniem i mógł tylko z czystym przerażeniem obserwować, jak świeżo mianowany niebieski unosi łapę.
Przez uderzenie serca naprawdę myślał, że Żółwik go zabije.
– A...au – jęknął tylko z zaskoczeniem, kiedy zamiast tego przyjaciel po prostu zdzielił go po uszach. Szakłak poddźwignął się do bardziej komfortowej pozycji i zaczął go ostrożnie obserwować. Nie wyglądał na rozzłoszczonego – to znaczy nie do takiego stopnia, jakiego liliowy się spodziewał. Owszem, był zaniepokojony i mocno zirytowany zachowaniem swojego niespełna rozumu kumpla, ale tenże niespełna rozumu kumpel nie dostrzegał w jego oczach poczucia zdrady żądzy mordu, których z taką trwogą oczekiwał. Najwyżej jasne przesłanie w rodzaju “Co ci strzeliło do głowy, mysi móżdżku?”, którego ze względu na tradycję nie mógł wypowiedzieć na głos.
Czyżby… czyżby Żółwi Brzask nie skojarzył faktów?
Albo to, albo w międzyczasie zapisał się na kurs mistrzowskiego kamuflowania swoich emocji. Szakłak mógł z dużą dozą pewności stwierdzić, że poprawnym wyjaśnieniem było pierwsze.
Nieśmiało odetchnął z ulgą. Nieświadomość Żółwika co do powodów jego przesiadywania na drzewie stanowiła dobry powód do radości, jednak wiedział, że nie może stracić czujności. Nawet, jeżeli dotąd się nie zorientował, nic nie mogło mu zagwarantować, że nie stanie się to w najbliższej przyszłości. Trzeba będzie zachować maksymalną…
– To znowu ty? – Zmęczony i zły głos zza pleców zmroził mu krew w żyłach. Ponownie odwrócił głowę, by znaleźć się pysk w pysk z medykiem, który bynajmniej nie wyglądał na zadowolonego z pobudki. – Czy ty kiedykolwiek przestaniesz sprawiać problemy?
– No… Pewnie tak – wymamrotał bez namysłu Szakłakowy Cień. Z wahaniem spojrzał na siostrę; jej nieodgadniony wyraz pyszczka nijak nie pomagał mu w podjęciu decyzji co do dalszego działania. Powinien wstać i oznajmić, że nic mu nie jest? Czy wręcz przeciwnie, jęczeć i udawać mocno poobijanego, żeby Dryf nie uznał, że przyciągnięto go tu bez powodu? Żadna z tych opcji nie brzmiała dobrze. Po krótkim niezręcznym milczeniu postanowił improwizować i zobaczyć, co będzie dalej. – Ehm… Przepraszam.
– Przepraszam, przepraszam… Możesz wstać? – burknął klapouch, a kiedy liliowy potwierdził, niepewnie dźwigając się na łapy, westchnął z irytacją i odwrócił się. – Chodź. Jeśli o mnie chodzi, to Żwirowa Gwiazda powinna cię była dawno cofnąć do legowiska uczniów.
– Hej! – obruszył się, ale szybko się opamiętał i zniżył głos. Już i tak miał potencjalnie na pieńku ze swoim jedynym przyjacielem, najbliższą siostrą i medykiem; naprawdę nie potrzebował więcej wrogów, zwłaszcza, że i tak miał ich pod dostatkiem. – Co ja niby takiego zrobiłem?
Starszy kocur zastygł w pół kroku; spiął się, jego uszy drgnęły niebezpiecznie, jakby zwiastując nadchodzący wybuch. Nic takiego jednak nie nastąpiło; po chwili mięśnie rozluźniły się, jeżąca się sierść opadła, choć widać było, że dokonało się to nie bez wysiłku.
– Grabisz sobie – wycedził tylko przez zęby i ruszył przed siebie szybszym krokiem, a Szakłakowi i jego urażonej dumie nie pozostało nic innego, niż udać się za nim.
Po znalezieniu się w legowisku medyka został powierzchownie przebadany. Dostrzegłszy, że jego pacjent zarobił sobie jedynie kilka sporych siniaków, Dryfujący Obłok nie wkładał w swoje ruchy zbyt wiele delikatności; kiedy jednak Szakłak poważył się na to głośno poskarżyć, otrzymał długą, wręcz kipiącą od jadu tyradę o tym, że nie tylko już jako mały knypek zwiał ze swoim koleżką ze żłobka, co poskutkowało tym, że niemal się on utopił – wrzucił jeszcze do wody swoją świętej pamięci kuzynkę, potem uczennicę pozaklanowego pochodzenia kilkukrotnie wepchnął w jeżyny bądź spowodował u niej inne pomniejsze urazy, teraz natomiast jak ostatni dureń wspina się na drzewo w środku nocy i na dodatek śmie z niego spadać, a konsekwencje wszystkich tych, oraz innych występków, na które niebieskiemu brakowało już miejsca w pamięci (ale na pewno miały miejsce!), musiał odpracowywać nie kto inny, jak właśnie Dryfujący Obłok, w związku z czym liliowy ma się, uprzejmie mówiąc, zamknąć.
I zamknął się.
Ostatecznie medyk wcisnął mu jakieś zioła, nie do końca wiadomo, na co konkretnie, i niemal wypchnął na zewnątrz. Szakłak otrzepał się i, naburmuszony, rozejrzał dookoła. Świtało; choć samo słońce nie wychynęło jeszcze zza horyzontu, to niebo powoli zalewało się fioletowym brzaskiem. Pierwsze koty przewracały się w swoich legowiskach, półprzytomnie narzekając pod nosem na chłód poranka. Zmarszczył nos, czując narastające znużenie. Też chciałby sobie pospać, jednak wyglądało na to, że wstające słońce nie pozostawiało mu już wiele czasu. Zmęczenie uderzyło w obolałe kończyny ze zdwojoną siłą. Czy przesiadywanie na drzewie naprawdę było mu potrzebne?
Zanim zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, dotarło do niego coś oczywistego.
Był ranek. Świt. Za chwilę wyjdzie patrol i Żółwik nie będzie musiał być cicho, a Szałwia…
– I jak? Wszystko w porządku?
...ach, już była tutaj.
Podskoczył jak oparzony i o mało po raz kolejny nie wylądował na ziemi. Z zaskoczeniem odwrócił głowę. Tak. Stała tam. Jej pyszczek wyrażał szczerą troskę, jak zawsze, ale było też w nim coś… niepokojącego. Jakieś męczące pytanie i ukryta, nieokreślona groźba, wyrażająca się w ten niewinny, właściwy kotce sposób.
Ona wie.
Z trudem powstrzymał instynkt nakazujący mu uciekać.
<Żółwik/Szałwia?>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz