- Tak...jakiś czas temu...pewien kot zrobił ci krzywdę. To Lukrecja. Jest bardzo, bardzo zły. Jak byliście młodzi...to zmuszał cię do lizania go...i jeszcze jednego kocura, Wanilię. Starałam się jakoś wam pomóc...na pewien czas się udało...ale podczas przeprowadzki znowu się przyczepił. Potem...za moją poradą się mu postawiłeś... i on złamał ci łapę i zostawił samego poturbowanego w lesie. Ja cię znalazłam. - miauknęła.
Musiała od razu przypomnieć mu o Lukrecji, by na pewno nie zapominał, że kocurowi nie można było ufać i że był potworem. Czarny nie mógł dać mu się znowu omotać. Jej ukochany na jej słowa rozszerzył oczy, od razu przybierając zacięty wyraz pyska.
- A to drań! Dobrze, że mi o tym przypomniałaś. Jesteś... naprawdę cudowna - Zbliżył się i otarł łbem o jej bok. - Dobrze wybrałem swoją partnerkę. Motywowałaś mnie i wspierałaś... Tak... Chyba coś takiego pamiętam.
Gdy się o nią ocierał, poczuła przyjemne, rozchodzące się po niej ciepło. W odpowiedzi zamruczała.
- Ty też sprawiałeś ciągle, że miałam motywację do życia. Moja rodzina...cóż, nie jest zbyt...zgrana. Przestała być...przez innego złego kota. - mruknęła, mając na myśli oczywiście Wiatra. - moja matka to medyczka...która została uznana za morderczynię Błysk, dawnej przywódczyni Owocowego Lasu. Za to...wyrwali jej wąsy i odseparowali ode mnie i mojego rodzeństwa. Mój ojciec jest głuchy...Mam dwie siostry, ale jedna z nich jest dość...nie miła. Druga całkiem spoko, ale straciłyśmy kontakt. Babcia...została zamordowana, a wcześniej była manipulowana przez Janowca, przez co on sprawował władzę...bo po śmierci Błysk to moja babcia była liderką. Zmuszał ją do robienia, jak on jej kazał. A mama...znienawidziła mnie niedawno, za coś...czego nawet nie zrobiłam. A no i jeszcze...mam braci...Poranka...i...i Lukrecja...to mój brat...ale okazał się...potworem. – mruknęła, dzieląc się z partnerem swymi problemami. - Ty też nie miałeś łatwego życia. Może dlatego się dobraliśmy. Nie wiem, czy pamiętasz...jakie było twoje dzieciństwo? - starała się mu przypomnieć.
W końcu nie chciała, by przez ten wypadek jej biedny ukochany stracił całą pamięć…chociaż momenty z Lukrecją i kłótnie z nią mogły zostać zapomniane…
- Wiem, że miałem siostrę. Tata mnie odwiedzał... Trenowaliśmy razem. Było mi smutno... Ale nie wiem z jakiego powodu. Czuję, że tamten okres był dla mnie ciężki.
- Tak. Był. Nie miałeś matki...a raczej miałeś, ale ona nie chciała się tobą zajmować... bo twoim ojcem był nocniak. Zgwałcił twoją matkę. Nocniacy to wrodzy Owocniaków od pokoleń. Dlatego uznała, że będziecie...potworami. Takimi, jak on. Ale to nie była prawda. Nawet was nie poznała. A inni...inni się nad wami znęcali przez wasze pochodzenie. Ja starałam się ci pomóc... – zaczęła mu streszczać jego życiorys - mówisz o tacie? Przecież nigdy go nie poznałeś...chyba że uważasz, że twoim ojcem jest twój...mentor? Odgrywał rolę zastępczego ojca w twoim życiu? - zapytała. Akurat o tym nie wiedziała. Musiała w takim razie pogadać z Krwawnikiem. Musiała wiedzieć jak najwięcej o wszystkim, co działo się w życiu Nikta. Powinna więc przeskanować jego mentoro-ojca. Okazywało się że wiele kotów, pod płaszczykiem normalnych jednostek, chowało swe prawdziwe, złe zamiary. Należało więc poznać Krwawnika.
Arlekin zamrugał zaskoczony.
- Ja... Znaczy... Mój ojciec... Ten którego pamiętam. On się o mnie troszczył. Podziwiałem go i nadal czuje, że zależy mi na naszej relacji. Nie znam innego kota, o którym mówisz. Jesteś pewna co do swoich słów? On naprawdę nie jest moim tatą? - Wbił w nią zrozpaczone spojrzenie. - Trudno mi w to uwierzyć. Pomagał mi być silnym i stawiać się tym, którzy mi dokuczali. Nauczył mnie wiele rzeczy... Teraz pamiętam. Tak! - Niesamowite, ale rozmowa o tym sprawiała, że przypominał sobie coraz więcej. - Nie chcę go zawieść. Tyle dla mnie zrobił...
Zakodowała sobie jego słowa dokładnie w głowie. Nie chciał zawieść mentora…jego zdaniem Krwawnik mu pomagał…jak widać syn Poziomki był dość ważną figurą w życiu Nikta, o czym jak dotąd nie wiedziała, co ją martwiło. W końcu czemu nigdy jej o tym nie wspomniał? A już szczególne w czasach, kiedy podawała mu jastrzębiec?
- Tak... jestem pewna...nim się urodziłeś była o to afera na cały klan - miauknęła - ale dobrze, że miałeś kogoś wspierającego poza mną - dodała. - jaki jest...twój mentor-ojciec? O ile pamiętasz oczywiście - spytała, próbując z Nikta coś wyciągnąć na temat kocura.
- Pamiętam... jego głos, zapach... Uczucia jakie czułem... Budził we mnie podziw, szacunek, chciałem by mnie docenił. Każda pochwała z jego pyska dodawała mi energii i sił. Ochronił mnie też raz przed jakimś... zbokiem? Chyba tak do niego mówił. Tylko to pamiętam.
- Hm...to chyba dobrze - miauknęła, uśmiechając się lekko. - a... co jeszcze pamiętasz...o...o swoim życiu? - spytała.
- Przecież już ci mówiłem to głuptasku - Tracił ją nosem w jej nos z uśmiechem. - Może... opowiesz mi o nas?
To pytanie sprawiło, iż od razu zalała ją fala wspomnień. Tak wiele dobrych chwil…postanowiła tylko je mu przekazać.
- To...nasz związek zaczął się...po wojnie z Klanem Nocy, na której zginęła twoja matka. Ale i tak wtedy jeszcze nie wiedziałeś, że to ona była twoją rodzicielką...ja ci to dopiero powiedziałam później... - miauknęła - po wojnie ledwie co egzystowałeś...i pomogłam ci się podnieść...a wtedy...wyznaliśmy sobie miłość... i tak to się zaczęło - miauknęła, uśmiechając się na to wspomnienie.
- Wojna? Brzmi okropnie. Cieszę się, że pomogłaś mi się podnieść. Pewnie potrzebowałem pomocy, by przełknąć to wszystko. A co zwykle robimy? Pewnie znów sprawiam ci tą amnezją problem. Wybacz.
Nawet nie wiedział, jak bardzo potrzebował w tamtym czasie jej pomocy. Aż do rozpoczęcia jej jastrzębcowego procederu, tak wiele nie był w stanie zrozumieć…Ale na szczęście, wszystko teraz się zmieniło. Byli razem i tylko to się liczyło.
- Spoko. Nic się nie stało. To poza tym nie jest twoja wina - miauknęła, liżąc go czule po łebku. - zwykle...no cóż... przez przeprowadzkę i sprawę z Lukrecją rutyna nam się trochę popsuła...ale zwykle odbębniamy wojownicze obowiązki...patrole i polowania...a potem spędzamy czas razem.
- Tak. Prawda. Ale mi głupio, że mało co pamiętam i tak wypytuje o sprawy, które dla ciebie są jasne. - miauknął, wysłuchując jej słów- A co lubisz? Co sprawia ci radość?
Słysząc jego pytanie, jej serce zabiło szybciej. To było takie przyjemne…to poczucie, że ktoś naprawdę ją kochał i chciał, by była jak najszczęśliwsza… - Spędzanie czasu z tobą... - miauknęła zgodnie z prawdą- i zbieranie kostek. - dodała. - a ty...ty lubiłeś kwiaty... - miauknęła, ponownie przylegając do niego i mrucząc.
- Kostek? – mruknął kocur. Na chwilę jakby się zaciął i oblizał pysk, na co kotka nie zwróciła większej uwagi - Rozumiem. Teraz wszystko pojmuję. Jeżeli mi się uda, to zorganizuje nam kolację. Taką jaką lubisz.
Słysząc to w jej głowie pojawił się obraz jednej z ich pierwszych randek. Jedzenie kosteczek i wylizywanie szpiku samotnie w lesie…tylko we dwoje…rozmarzyła się.
- Dziękuję, Niktusiu - miauknęła, liżąc go po pyszczku. Żółtooki posłał jej lekki uśmiech, opierając łeb na jej barku i otulając ją ogonem.
- Może to dziwnie zabrzmi, ale... Czuję się jakby to był mój pierwszy pocałunek Spojrzała na niego z uśmiechem, po czym znów polizała go, tym razem za uchem.
- W takim razie naciesz się nim, bo większość kotów może to przeżyć tylko raz - miauknęła.
- To jestem szczęściarzem, że mogę poczuć i drugi. - Zetknął się z jej nosem, dając jej buzi w pysk. Spojrzał jej w oczy swymi przepięknymi, słonecznymi ślipiami. Czuła się jak w niebie, tonąc w jego oczach. Tak pięknych i głębokich.
- Chciałbym... wiedzieć więcej. O tobie. Wszystko.
Kotka zarumieniła się na jego słowa i gesty, znacznie pewniejsze niż zwykle. W odpowiedzi liznęła go ponownie, a serce zaczęło jej bić jeszcze szybciej.
- Kocham cię. - miauknęła. Jej ukochany mrucząc wtulił nos w jej bok.
- Ja... Ja nie wiem co czuje... Ale... Ale miło jest ponownie móc się w tobie zakochać.
- A mi miło jest widzieć, jak znów przeżywasz to szczęście - miauknęła.
- Tak... To cudowne uczucie - Przytulił się do niej, by nieco się ocieplić. - Trochę tu zimno. Zaprowadzisz mnie do obozu? Dokończymy w ciepłym miejscu.
- Dobrze. - miauknęła, po czym ruszyli razem w stronę siedziby owocniaków.
***
Od incydentu przy szopie strachu, Nikt musiał na nowo poznawać większość ich społeczności. Dlatego też zawsze była z nim, służąc mu pomocą, prowadząc przez ponowne poznawanie świata. Troskliwie i czule pomagała mu, zapewniając bezpieczeństwo i porządną opiekę.
Rano po obudzeniu dostrzegła, że jej ukochanego nie było przy niej. O nie, o nie, o nie! Czyżby zaspała? A może kocurowi przypomniało się coś bardzo złego, nie daj wszechmatko o niej i uciekł od niej? Panika narastała w niej, gdy szukała go po całym obozie.
Szukała i szukała. Już zastanawiała się, czy nie wyjść z obozu, bo Nikt go podobno tego dnia nie widział, kiedy to dostrzegła go idącego w jej stronę.
- Już jestem. Nie uciekłem. - miauknął, stykając się z nią głową. - Przepraszam. Mogłem cię powiadomić, że wychodzę.
Widząc go całego i zdrowego, natychmiast się uspokoiła i uśmiechnęła. - Cześć kochanie - miauknęła, liżąc go po pyszczku czule. - nic się nie stało. Gdzie byłeś? - spytała, zaciekawiona.
- Przygotowałem nam śniadanie... a raczej już obiad. Ciężko było coś złapać. - miauknął, ocierając się łbem o jej szyję. - To co lubisz. Mam nadzieję, że będzie ci smakować. Kostki też są.
W odpowiedzi uśmiechęła się promiennie.
- Prowadź więc - miauknęła, splatając z nim ogony.
Skierowali kroki poza obóz, a potem odbili na południe. Szli długo, a ona w tym czasie zastanawiała się, co toż przygotował jej ukochany. Mówił, że będą kostki, ale z jego słów wynikało, że było coś jeszcze. Coś, co podobno lubiła. Co to mogło być? Główkowała i główkowała, nie mogąc wpaść na trop w myślach, czym to coś mogło być. Gdy dotarli do Konającego Buka, jej ukochany zachęcił ją, by jako pierwsza na niego weszła.
- Jeszcze kawałeczek. Nie pożałujesz.
Szylkretka podążyła tam, gdzie jej powiedział, z ostrożnością stawiając łapy na pomoście. Odeszli już całkiem daleko od obozu…ta niespodzianka musiała być naprawdę ważna dla Nikta, skoro tak daleko musieli wyruszyć. Przeszli na drugi brzeg rzeki, mijając rozlewisko i śmietnisko. W pewnym momencie wojownik sprawnym ruchem przysunął kotkę bliżej siebie, wskazując na Drogę Grzmotu, a raczej na to co tworzyła. Potwory na górze przemykały.
Zaciekawiona Miodunka wbiła spojrzenie w to ciekawe zjawisko.
- Widzisz to? To takie drzewo co leży na rzece, ale można pod nim przejść.
Chodźmy. Już blisko.
Poszła więc za nim, coraz bardziej zaciekawiona, czym była ta kolacja. Wraz z czarnym arlekinem przeszli pod mostem, a następnie dotarli do przyszykowanej przez niego kolacji. Płatki kwiatów ścieliły ziemię i bukiet, który podniósł i podał kocicy do pyska.
- Dla ciebie. - miauknął, liżąc ją w policzek.
Uśmiechnęła się, również go liżąc i rumieniąc się. To było takie...romantyczne! Randka z jej snów! Naprawdę, tak jak mówił, było warto! Nikt przygotował im…randkę! Liliowa czuła się jak w siódmym niebie!
Żółtooki skierował się do krzaka i urwał stamtąd kawałek mięsa, który położył kotce u łap. Dla siebie też wziął, po czym przytulił się do jej boku.
- Spróbuj. Jeszcze ciepłe skarbie.
Widząc nie typowe mięso, od razu go skosztowała. W jakiś sposób znajomy, ale też nowy, dobry smak rozpłynął się po jej języczku. Faktycznie. Było ciepłe. - Przepyszne! Co to? - spytała.
- To co zawsze wspólnie jedliśmy. Twoje ulubione - wyjaśnił, zjadając swoją porcję i oblizując pysk.
Dalej jednak nie wiedziała, co miał na myśli, a ta kwestia coraz bardziej ją zastanawiała. Dlatego, nie mogąc znieść tej niewiedzy podeszła bliżej do krzewu, po czym delikatnie odsunęła liście.
Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, jej oczom ukazał się martwy, bury samotnik, którego oczy dalej były otwarte. Jego sierść została odrzucona w bok, dając dostęp do mięsa. Jego barkowi brakowało kilka kawałków, tych co zdołali zjeść. Jej ukochany oblizał pysk, podchodząc do niej od tyłu.
- Chcesz zjeść ze mną, tak obok?
To był...kot?
Czemu Nikt myślał że jedzą koty? A może...może robił to wcześniej...
Jedyną opcją kiedy by to robił było...
Z mentorem, albo z Lukrecją.
Obstawiała raczej to pierwsze, bo jej brat chyba nie był kanibalem, mimo wszystko naćpany Nikt by jej chyba o tym powiedział.
Ale czy było to złe? Ciekawa odmiana, a mięso smaczne. Plus kostki do kolekcji...takie nietypowe...
Oblizała się, kompletnie nie przejmując tym, że właśnie została kanibalem. Skoro Nikt to lubił, a mięso było smaczne, to ona też będzie wraz z nim je jeść. - Tak. To bardzo słodkie, że upolowałeś dla mnie kota, na pewno nie było łatwo - miauknęła, liżąc kocura w policzek.
- Ciężko było znaleźć. Nie chciałem nikogo z obozu. Raczej trzeba to zachować w tajemnicy - powiadomił ją. Następnie złapał piszczkę za kark, wyciągając z krzewów, by mieć lepszy dostęp do mięsa.
- Jest pyszne. Lubię takie ciepłe - powiedział, wygryzając się w ciało i zaczynając je jeść. Również zaczęła pałaszować zdobycz razem z Niktusiem. Ten proceder trwał pewnie już jakiś czas...a mięso było smakowite! Była ciekawa czy zjadł kiedyś kogoś z Owocowego Lasu...było to mało prawdopodobne, sądząc po jego słowach...ale kto wie? Zjedli razem bardzo dużo, a gdy skończyli, kotka przewaliła się na grzbiet, po czym polizała językiem dalej ubrudzonym kocią krwią policzek Nikusia.
Po upolowanym przez Nikta kocie pozostały tylko szczątki oraz kawałki skóry i niektórych narządów. Ten ponownie tego dnia oblizał pysk, uśmiechając się do kotki, kończąc z nią na ziemi.
Dał jej buziaka w pyszczek, zlizując krew, która na nim osiadła. - Luksus... Szkoda, że nie starczy do jutra.
- Prawda... - miauknęła, również zlizując z pyszczka kocura krew. Zamruczał, pozwalając liliowej kotce na tą pielęgnację. Westchnął rozmarzony, wtulając się w jej bok.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też - odparła, przysuwając się do niego jeszcze bliżej. Ukochany żółtooki kocur dał jej całusa, po czym spędzili tak resztę dnia, na wspólnych czułostkach, dochodząc do tego, że czuli się jak w siódmym bniebie, wracając pod wieczór do obozu.
< Niktusiu? <3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz