- J-ja t-teraz nie zejdę....- oznajmił płaczliwym tonem.- T-to się z-złamie i-i ja spadnę i-i...- zaczął mamrotać w panice, nie zważając na Perkoza, który stał obok. To było teraz niemożliwe by zejść. Połamie sobie kończyny! Jak to się skończy?! Już nigdy nie wejdzie na drzewo. To było zbyt straszne. Teraz chciał tylko, by starszy kot mu pomógł w schodzeniu z drzewa, lecz rudy na pewno nie będzie chciał! Jest zbyt odważny na to, by stchórzyć i uciec z "pięknego miejsca". Nie było żadnych niesamowitych widoków! Okłamał go czy co? Po prostu wszystko było z góry! Czemu to niby miało być ładne? Kto lubi w ogóle być wyżej, skoro coś może się zepsuć i można skręcić kark?
- MAMOO!- wydarł się ile wlezie, szlochając oraz strosząc futro.
- Spokojnie, nic się nie stanie...- już lekko zaniepokojony kocur starał się uspokoić kociaka, ale nie miało to żadnego skutku.
- Kuklik? Co ty tam robisz...- usłyszał głos Kolendry gdzieś na dole. Lecz nie przejmował się nią zbytnio. Zerknął gdzieś na powierzchnię, by zauważyć to, czego się spodziewał. Futro siostry było nastroszone chyba aż tak jak jego.
- Idiotka. Kompletna z ciebie idiotka Kukliku, po cholerę tam wchodziłaś?!
***
"Kompletna idiotka".
To samo teraz by słyszał. Ta sama sytuacja. Potrafił wejść, ale zejść już nie. Teraz przynajmniej nie płakał, tylko lekko się trząsł i wrzeszczał ze strachu, ku uciesze uczniów, którzy tak samo jak on mieli się uczyć wchodzenia na drzewa.
- Kukliku, spróbuj może zejść, dasz sobie radę...- Jaskółka mówiła do niego spokojnym tonem, wpatrując się na niego z pewnego rodzaju politowaniem.
- NIE DAM RADY, JA TU UMRĘ JUŻ!- krzyknął po raz kolejny, wywołując kolejną salwę śmiechu ze strony Krwawnika. Poziomka również uśmiechała się trochę- co oczywiście on musiał odczuć jako atak na niego, bo inaczej nie byłby sobą. Może była szczęśliwa bo na przykład zobaczyła motyla, ale co to to nie! Jak na złość, Agresta nie było. A on jedyny by zrozumiał jego obawy i lęki, może nawet by dał wsparcie. A zamiast tego, był zmuszony słuchać wyzwisk pod jego adresem ze strony czarnego, bo oczywiście bardzo śmieszne było jego cierpienie.
- Wierzę, że dasz sobie radę. Dobrze ci poszło ze wspinaniem, poinstruuje cię jak zejść, dobrze?- jeszcze raz powiedziała jego mentorka. Wiedział, jak ja musiał zirytować. Był w końcu tylko beksą.
- D-dobrze- pisnął cicho, pociągając nosem. Powoli przysunął się bliżej pnia drzewa, czekając na to, aż Jaskółka coś powie.
- Teraz powoli, obróć się przodem do ziemi i szukaj punktów do zaczepienia łap...- skupiona zaczęła mu tłumaczyć. Przełknął ślinę. Uda mu się. Uda się i tyle.
Szybko pozbierał łapy, podążając za tym co mówiła wojowniczka. Sunął powoli, mocno trzymając się pazurami. Gdy pozostała mu połowa metra, szybko skoczył na dół, oczywiście wywalając się na zbity pysk. Otrząsnął się z ziemi i spojrzał na mentorkę.
- Może być, jeszcze poćwiczymy i... Będzie dobrze.
Taak, będzie dobrze. Raczej znośnie.
"Kompletna idiotka".
Dokładnie. Aż się uśmiechnął na myśl, jaką minę miałaby teraz Mak, widząc go całego w ziemi i łzach, ale z pewną rodzaju motywacją skończonego debila.
***
To była taka ulga skończyć ten trening. Po prostu mieć już gdzieś to wspinanie. Jaskółka nawet go pochwaliła! Cały odwieczny problem polegał na jego idiotycznym lęku, bo sama technika przychodziła mu z łatwością. Czuł się o niebo lepiej. Potrafił coś zrobić! Teraz nawet złapał mysz i szczerze, był naprawdę z siebie dumny. Ten jeden raz… Udało się. Jedynie zostało mu pochwalić się Agrestowi, Mak… Wiadomo, kotka nie żyła, ale był jej grób. Zawsze pojawiały się na nim kwiaty. Nawet jeżeli go przy nim nie było, to codziennie gdy przychodził na tamto miejsce, znajdował świeże roślinki, z racji, że obok była pochowana Kolendra. Jednak nawet jeżeli było tam coś już, to dawał tam choćby gałązkę od siebie.
- Jaskółko?- zapytał cicho, dreptając powoli łapami, gdyż kierowali się już do obozu.
- Tak?- odpowiedziała kotka lekko machając ogonem.
- Cz-czy mógłbym pójść do siostry? Chciałbym jej się… Pochwalić- mruknął cicho, bojąc się, że brzmi dziecinnie albo głupio.
Ale Jaskółka rozumiała.
Kto inny by nie zrozumiał, jak nie ona?
***
Obóz był przepełniony kotami. Jak na wieczór przystało, wracano już patroli czy innych polowań. Z dumą oddał mysz na stos zwierzyny. Nie był jednak aż takim idiotą. Mak mogłaby się pocałować w nos z takim gadaniem, był dzielny! Często się czegoś bał, ale nie był do końca taki głupi. Głupek niczego by nie upolował, dalej by siedział na drzewie… Rozejrzał się wokół. Pewnie dla innych to zwykły wyczyn, lecz oni nie byli nim! Każdy miał swoje oddzielne cechy, a u niego były to same wady, spośród których znalazło się coś dobrego. Mama byłaby dumna. Albo i nie? Bo szczerze, to pewnie wolała Mak. Ona urodziła się już zdolna, nie to co on. No i nie wkurzała jej aż tak bardzo jak on.
Kątem oka zauważył rude futro. Ale Perkoz byłby zdziwiony! Teraz już nie bał się tych drzew. Był… Inny? No może nie inny, raczej mniej przerażony wizją wspinania się na wysokie szczyty. Oczywiście, taki wspaniały wojownik tego nie zrozumie. Przecież był pewnie idealny we wszystkim, w końcu tak mówił, prawda? Musiał pewnie świetnie polować, świetnie się skradać, a co najważniejsze, wspaniale walczyć. Potrafić jedną łapą poskromić wroga. Może i nie potrafił tego wszystkiego, ale przynajmniej jedno z tych, w końcu był już pełnoprawnym członkiem grupy. A nie taki Kuklik, co jest ciągłym strachajłą i debilem. Ah… Chciałby być taki jak inni. Odważny, zaradny. Więc musiał przezwyciężać strach! Podszedł cicho do wojownika. Nie mógł już się aż tak kryć, musiał z kimś rozmawiać, prawda?
- Dzień dobry Perkozie!- miauknął do niego.- Nie boję się już drzew, wiesz? Pewnie ty się ich nigdy nie bałeś, bo jesteś takim dobrym wojownikiem i w ogóle, ale to dobrze, że już się nie boję, prawda?
<Perkozie, wspaniały wojowniku, który jedną łapą poskromisz wszystkie klany…>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz