Więc podsumowując: ośmieszyłem się przed obcą kotką, byłem cały mokry, w dodatku nic się nie działo, a ja przekroczyłem granicę.
No, świetnie.
Rzekoma Jemioła zaśmiała się na dźwięk mojego imienia. Następnie grzecznie się przywitała.
- Nie widziałam cię w kla- o, jesteś z innego? Jakiego? - Miauknęła pogodnie. Usiadła, liżąc futro na łapach, a ja momentalnie zestresowałem się.
- S-słuchaj, jestem z k-klanu burzy, j-jeśli mnie ktoś zobaczy... - mruknąłem, z każdym słowem cofając się wgłąb wysokiej trawy nad strumieniem.
Naprawdę nie chciałem ryzykować patrolem Klanu Nocy, a później problemami. Szara kotka posłała mi ciekawskie spojrzenie. Szła za mną, a ja zastanawiałem się, z jakiej racji mnie nie zaatakowała. Bądź co bądź jestem na jej terytorium.
- I jak jest w tym klanie twoim? - Zapytała beztrosko.
- C-co? Nie rozumiesz, że mogą mnie złapać i więzić lub zabić? - Zapytałem, a ta wydała się zszokowana.
- O czym mówisz słońce? - Mruknęła, nie wierząc moim słowom.
- Takie są zasady, m-asz prawo mnie zaatakować i z-zabić, jeśli wtargnąłem na twój teren. - Wyjaśniłem szybko, idąc w stronę belki, po której przejdę na swoje tereny. - Wybacz.
- Ależ za co? - Zaśmiała się. - Nie chcę cię atakować.
Zerknąłem na nią, pewnie była nowa w klanie. Robi to z niej bardzo łatwy cel, w dodatku kocica nie potrafi polować. Czyżby nie dostała jeszcze mentora?
Usiadłem w miejscu, rozglądając się. Nikogo nie było, co dziwne. Zazwyczaj strumień jest dobrze strzeżony.
- Jesteś nowa w klanie? - Zapytałem, a ta skinęła głową, ruszając wąsami. - Powinnaś nie ufać innym z innych klanów.
- Ale ty mi chciałeś pomóc! - Rzuciła. - Więc chyba mi nie zagrażasz?
- N-nie powinnaś o to pytać - odparłem zrezygnowany jej łatwowiernością. Położyłem łapę na pysku, spuszczając głowę.
Usłyszałem w trawie mysz, a szara natychmiast się nią zainteresowała. Skoczyła, bardzo nieudolnie sprawiając, iż ta uciekła w moim kierunku. Westchnąłem wstając, przybierając szybko pozycję łowiecką i łapiąc mysz. Padła pod naciskiem moich pazurów.
- Woah! - Miauknęła pogodnie kotka.
- P-prosze - podsunąłem jej piszczkę, samemu nieco się cofając.
Widziałem belkę, kilka długości lisa od nas. Poszedłem w tamtym kierunku, po cichu uważając na każdy jeden ruch. Wychwyciłem szybkie kroki za sobą, więc Odwróciłem głowę. To tylko Jemioła.
- Gdzie idziesz? Oh, wracasz do siebie? - Zapytała. - A mogę z tobą?
- Co?! - Zachłysnąłem się śliną. - Nie?
- Dlaczego? - Mruknęła smutno. Musiała już zjeść piszczkę, gdyż na jej pyszczku była odrobina krwi.
Nie odpowiedziałem jej, póki nie dotarłem ku swojej uldze do belki. Zwinnym ruchem wskoczyłem na nią i odwróciłem się.
- Tam jest mój klan - pokazałem głową na teren po drugiej stronie strumienia. - A tu twój.
- Jesteśmy wrogami? - Spytała zaskoczona, a ja przewróciłem oczami.
- Możesz się przyjaźnić z kimś, z innego klanu - wyjaśniłem.
- To świetnie! Mokra Blizno, jesteśmy przyjaciółmi, nie? - Miauknęła wesoło, podchodząc do belki.
Zrobiłem krok naprzód. Już przyjaciółmi? Nie...znam tylko jej imię. Czemu ona tak się spoufala z obcym kotem? Halo co jest?
Położyła niepewnie przednie łapy na kłodzie, a ja zwinnie zbiegłem na drugi brzeg.
Odwróciłem się ruszając wąsami.
- Uznajmy, że...towarzyszami, z-zgoda? - Miauknąłem na tyle głośno, by usłyszała.
- Zgoda, kwiatuszku! - Odparła, wchodząc na przewalone drzewo i stając na środku. - Powiedz, czy od zawsze jesteś dzikim kotem?
W jej oczach widziałem ciekawość, mieszaną z podekscytowaniem. Naprawdę chciała to wiedzieć? Więc ona pewnie nie jest stąd...
- No t-tak - odpowiedziałem. - A ty?
Pytałem nieśmiało, w końcu mogła nie chcieć rozmawiać o swoim poprzednim domu. Ta jednak wyszczerzyła kły, ruszając wąsami.
- Ja? Nie, nie kwiatuszku. Miałam swój dom za owcami - odparła z lekką dumą. Ah, więc mamy pieszczocha.
- Um...jak tam było? - Spytałem, bo szczerze mnie to ciekawiło. Mógłbym się nawet przekonać do kotki, jeśli by mi opowiadała o życiu tam.
- Dobrze! Miałam miskę z karmą, przeganiałam myszy z ogródka, a nie łapałam i zabijałam jak wy tutaj. - Odpowiedziała wesoło.
- Ogródka? Co to? - Uniosłem brwi w zdziwieniu.
- Coś jak wasza polanka ale mniejsza i ogrodzona - wyjaśniła, a ja pomyślałem, iż nie mógłbym mieszkać w małym ogródku. Życie na wolności było czymś wspaniałym, a takie siedzenie u dwunożnych...no cóż, nie miałem porównania.
- Dlaczego uciekłaś? - Zapytałem, nim miałem szansę pomyśleć nad pytaniem.
Co, jeśli ją uraziłem? Ona nic mi nie zrobiła, a ja wyjechałem z taki pytaniem? Mimo wszystko czekałem cierpliwie na odpowiedź.
<Owcza Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz