Kotka ruszyła biegiem przed siebie, zostawiając mnie w lekkim osłupieniu.
Aha, ja mam biec za nią.
Po krótkim szoku ruszyłem szybko jej krokami. Gdy zapytała o przebieg śmierci Ciernistej, byłem gotów jej powiedzieć. W końcu to była jej siostra.
Postanowiłem odpowiedzieć na pytanie, kiedy już ją złapię.
Wybiegłem z obozu, szybko wdychając powietrze. Biegła przed siebie, więc i ja tak zrobiłem. Rosa na trawie moczyła mi łapy, jednak ignorowałem to, brnąc dalej w poszukiwaniu córki Białej Sadzawki.
Dostrzegłem ją siedzącą w gęstej trawie, jakby o czymś myślała. Nie stara się ukryć.
- H-hej, zastępco - zacząłem nieśmiało, widząc jak jej ciało się wzdryga. - Odpowiem na twoje p-pytanie, nie ma nic złego w tym, że chcesz wiedzieć jak z-zginęła twoja siostra.
Zerknęła na mnie, więc posłałem jej słaby uśmiech, siadając w rozsądnej odległości.
- B-byliśmy na treningu - zacząłem. - przygotowywałem się do złapania zająca, kiedy on u-uciekł w popłochu do norki. Nie wiedziałem czemu, aż sekundę po tym nie poczułem smrodu drapieżnika. C-Ciernista krzyczała, a-ale ja nie umiałem uciec. Skoczył na mnie, z-złapał za łapę i zaczął szarpać. Cierń skoczyła na niego, a ja uciekłem do obozu i wezwałem posiłki.
Wziąłem głęboki, spokojny wdech.
- Lecz za późno.
Widziałem, jak w świetle porannego słońca jej ciało drży. Powstrzymywała wchodzący grymas na pyszczek. Co sobie myślała?
- T-to moja wina - mruknąłem, czym całkowicie ją zaskoczyłem. - G-gdyby nie sparaliżował mnie s-strach...
Zacisnąłem zęby, patrząc na nią przepraszającym wzrokiem. Oboje wiedzieliśmy, że nic nie przywróci życia byłej liderce, a kłócenie się w kwestii czyja to wina była bez sensu. Czułem jednak, iż powinienem wspomnieć, że zachowałem się jak prawdziwy tchórz.
- Nie mogłeś nic zrobić... - zaczęła, więc nastawiłem uszu - borsuk to nie jest byle przeciwnik.
Skinąłem głową, odwracając wzrok. Słońce zaczęło lekko razić w oczy, a delikatny wiatr smugał moja sierść.
- Gdybym uciekł...ona też by mogła... - spuściłem wzrok, po chwili go jednak podnosząc. - Nie ma sensu rozdrapywać ran.
Myślałem czy nie spytać jej o spacer, by chociaż na chwilę zażegnać tę ciężką atmosferę. Zelżała trochę, dzięki czemu przysunąłem się, chcąc odgadnąć jej emocje. Miała jednak kamienny wyraz pyszczka, dlatego westchnąłem, wstając.
- Naprawdę nienawidzę być mokry - burknąłem, a ona spojrzała się na mnie - śmiesznie mieć takie imię i nie lubić wody, co?
Uśmiechnąłem się, mając nadzieję, że to ją chociaż odrobinkę rozbawi. Sprawi, iż się uśmiechnie i przegoni ten smutny wyraz pyszczka.
Dostrzegłem lekki ruch na jej pysku, więc czekałem czy mój żart (w zamierzeniu) poskutkował.
<Błękitna? Bawią cię moje słabe żarty? I wybacz, że tak krótko:( >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz