Trochę im nakłamał z tym mrugnięciem oka, chciał jednak, aby zaangażowały się w zabawę. Szukać zaczął po doliczeniu do dziesięciu, liczył jednak tak nierównomiernie, że kto wie, może to było pięć, a może trzydzieści pięć uderzeń serca. Nie podejrzewał, aby kuzynki odbiegły gdzieś daleko. W końcu, hej, to jeszcze młodziutkie personki
(odezwał się ten stary), nie możliwe, aby poszukały sobie jakiś wyszukanych zakamarków. Rozpoczął więc swoje dzielne poszukiwania od głośnego okrzyku "szukam!", aby być fair w stosunku do młodszych. Już po chwili począł ochoczo biegać po całym obozie, w poszukiwaniu koteczek. Na początku nie widział po nich chociażby śladu, zima jednak dawała się we znaki i kiedy zdał sobie z tego sprawę, poszedł za drobnymi śladami łapek, prowadzącymi wprost do stodoły. Nie był pewny, na czyim jest tropie, na pewno jednak musiała to być któraś z sióstr - nawet jego miot podrósł na tyle, aby zostawiać większe ślady! Tak więc koci detektyw wtargnął do drewnianego Azylu, będącego sercem Klanu Lisa. Tam zaś podtopiony trochę śnieg pałętał się niemal wszędzie, co utrudniło zadanie. Van zgarniał na siebie spojrzenia niemalże wszystkich, gdy przemykał się po całej konstrukcji, szukając jednej ze zgub. Nie przejmował się tym, wręcz przeciwnie. W końcu ktoś na niego patrzył! Mina zrzedła mu jednak, gdy raz za razem począł słyszeć, że ma się uspokoić i przestać łazić, jakby miał nerwicę. Jejku, te koty z jego klanu, to sztywne jakieś. A niby wielce "buntownicy"! Już miał oburzony opuścić salkę, gdy zobaczył ogonek, wystający z siana. Uśmiechnął się do siebie, po czym pociągnął za niego. Z siana w podskokach, oraz oprawie dźwiękowej w postaci pisku, wyskoczyła Czereśnia.
– Mam Cię! – zawołał dumny z siebie kocurek. Czarno-biała skrzywiła się lekko.
– Jasne jasne. Miałeś farta i tyle – powiedziała, kończąc prychnięciem.
– To nie fart. To świetność – zapewnił z uśmiechem van, przez co kuzynka przewróciła oczami.
– Ciągle mówisz o tym samym – burknęła. Młody skrzywił się tylko, po chwili jednak na jego pyszczku zagościł uśmiech.
– Nie zmienia to faktu, że Cię znalazłem, wiec teraz Ty pomożesz mi szukać Płomykówki – zadecydował, wychodząc ze stodoły. Czereśnia niechętnie skierowała się za nim. Szukali dość długo, jednak żadne z nich nie mogło znaleźć kotki. Nagle Czereśnia zatrzymała się gwałtownie.
– Co? – zapytał Srebrny. Mała spojrzała na niego poważnie.
– Tam – szepnęła – w krzakach, widziałam coś. – Kotek od razu stanął na baczność. Płomykówka? A może wróg? Nie mógł lekceważyć słów młodszej koteczki. Zbliżył się o parę kroków, ze skupieniem obserwując krzaki, nic jednak się tam nie poruszało. Przymrużył powieki, rozchylił je, a potem znowu przymrużył. Nic, cisza. Może Czereśnia się przewidziała? Postąpił jeszcze parę, ostrożnych kroków na przód, gotów już wskoczyć na ewentualnego krzaczego stalkera, gdy nagle jakieś dwa ciałka uderzył go w plecy, a ten zdziwiony legł w placka na podłożu, kichając, kiedy śnieg wpadł mu do nosa. Dwie puszyste kulki śmiał się w najlepsze, skacząc tryumfalnie po kuzynie. A to małe zołze!
<Czereśnio?>
"Van zgarniał na siebie spojrzenia niemalże wszystkich, gdy przemykał się po całej konstrukcji, szukając jednej ze zgub. Nie przejmował się tym, wręcz przeciwnie. W końcu ktoś na niego patrzył! Mina zrzedła mu jednak, gdy raz za razem począł słyszeć, że ma się uspokoić i przestać łazić, jakby miał nerwicę."
OdpowiedzUsuńKurcze, chowanego nie znają??? XDDD
Jakieś sztywniaki tam są chyba XD
Pogoń ten swój klan, bo się bawić nie umie XD
Usuń