Terminatorka była zaskoczona, gdy matka zaingerowała w jej trening. Myślała, że to może jakieś nieostrożny młody zwierz, lis, czy inny borsuk, dlatego rzuciła się na nią, zanim ta zrobiła to samo z nią i jej mentorką. Jakież było jej zdumienie, gdy ujrzała biały, przyjazny pyszczek, którego właścicielka po chwili pacnęła ją łapą w klatkę piersiową. No prosze, o to i przemoc w rodzinie, pomyślała rozbawiona. Wyszczerzyła tylko kiełki w uśmiechu i szybko zeszła ze swojej rodzicielki, która podniosła się z cieńkiej warstwy śniegu. Pojedyńcze białe puszki roztapiały się na futrze pręgowanej i ciurkiem spływały w dół, było to jednak ciężkie do zauważenia.
— Witaj, Ciernista Łapo — ciepły, matczyny głos oplutł jej uszy, aby po chwili zwrócić się do jej mentorki. — I witaj, Rdzawy Ogonie.
Szylkretowa skinęła jej łebkiem na powitanie, a Biała przeniosła swój wzrok na Ciernistą Łapę.
— I jak tam, dobrze trenujesz? — zapytała. Młoda przez krótką chwilę miała ochotę spuścić wzrok na swoje łapy, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Z jednej strony starała się, jak tylko mogła, z drugiej jednak, obawiała się, że robi coś źle.
— Radzę sobie, tak myślę — rzuciła speszona. Były trzy osoby w klanie Burzy, których nie chciała zawieźć na tle swoich terminatorskich osiągnięć. Burzowa Łapa, Rdzawy Ogon, oraz jej matka. Musiała być dokładnie tak dobra, jak te yrzy koty od niej oczekiwały, a nawet lepsza. Przy Rdzawej nie popadała w zawstydzenie, w końcu to ona oceniała jej umiejętności, monitorowała je cały czas. Pytanie matki wybiło ją jednak z rytmu, nie spodziewała się go, chociaż było tak okrutnie oczywiste. Tak to jednak często z nią była, leciała do rozszerzeń, pomijając podstawy, a potem musiała świecić oczami.
— Nie bądź zaś taka skromma — mruknęła jej mentorka. Ciernista na początku spojrzała na nią, zaskoczona. Jej osiągnięcia jako uczennicy były jednak również osiągnięciami Rdzawego Ogona, jako mentorki i o ile burej zdarzało się zmieszać, gdy ktoś pytał jak jej idzie, tak wojowniczka nie miała najdrobniejszego problemu z odpowiedzią. — Ciernista Łapa miewa drobne potyczki na poszczególnych polach, ale generalnie szybko się uczy, zrobiła spory postęp. To może być kwestia jeszcze tylko paru księżyców, nim zmieni legowisko — odpowiedziała z szarmanckim uśmiechem. Ciernik spojrzała na nią jeszcze raz, mrugając dwukrotnie w typowym dla siebie zaskoczeniu. Paru księżyców? Nie pomyślała o tym, że przecież za niedługo sama może zostać wojowniczką, zbyt przejęta nauką. Znowu pominęła oczywistość tym razem jednak, wprawiła ją ona w pozytywne zaskoczenie.
— Świetnie to słyszeć. — Jej matka uśmiechnęła się szeroko, patrząc na obie kotki. Jej wzrok na moment zawiesił się na córce, na co ta drgnęła nieznacznie. — Nie mogę uwierzyć, że to już tyle księżyców — westchnęła. Wargi Ciernistej uniosły się lekko.
— Księżyca mamy jednego, chyba odbywa teraz trening z Jałowcowym Krzewem — odparła z powagą. Biała kotka zaśmiała się cicho.
— Pyskuj sobie do woli — rzuciła, szczerząc się — tylko nie wypominaj potem matce, że prasnęła Cię śniegiem w pyszczek.
Ciernista nie zrozumiała początkowo. Wręcz przeciwnie, poczuła się zdezorientowana.
— Słu — zaczęła wypowiedź, w tym jednak momencie bura kotka dostała nauczkę za swój język, jej matka zgodnie z zapowiedzią, podrzuciła na jej pyszczek puszek przed nią. Najmłodsza z obecnych kichnęła, a Rdzawa zaśmiała się.
— Hej! — burknęła pręgowana, obrzucając śniegiem swoją roześmianą mentorkę. Nie minęło parę bić serca, nim trójka kotek zaczęła śnieżną bitwę, obrzucając się nazwajem pierwszymi oznakami nadchodzącej zimy.
<Mamusiu? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz