Tego ranka również wymknęła się ze stodoły, dopóki Miętus i Mały spali. Chodziła w pobliżu starej stodoły, ale na tyle daleko, aby było sporo zwierzyny. Nieopodal pasły się owce, ale nie zwracała na nie uwagi. Skupiona była na każdym, cichym dźwięku i najmniejszym ruchu w pobliżu. Aż zauważyła to co szukała. Mysz. Przylgnęła do ziemi i zaczęła posuwać się na przód kiedy...
Nagle kątem oka dostrzegła ruch w trawie i przez chwilę przez myśl przemknęło jej, że to jedno z jej dzieci. Srebrny cały czas się wymykał z obozu i nie widziała powodu, aby go karcić, bo nie miała na to czasu, ale teraz dostałby prawdziwy wrzask w prezencie. Szybko jednak skierowała wzrok z powrotem na mysz, ale dostrzegła jedynie ogonek znikający w trawie.
Mlasnęła zdenerwowana i już miała zamiar ruszyć przed siebie, kiedy kątem oka znowu zobaczyła jak trawa się porusza, a do jej ucha dotarł szelest. Napięła mięśnie gotowa do ucieczki, aż nagle ktoś na nią skoczył. Przeturlała się trochę dalej i uśmiechnęła się pod nosem patrząc w oczy kota. Krogulec, no tak. Młodzik przyduszał ją, ale był o wiele za mało doświadczony, aby pokonać przywódczynię, która kopnęła go w brzuch bez wysuniętych pazurów, a ten odleciał lisią długość dalej.
Po chwili z trawy wyszła Wiśnia spoglądając spod przymrużonych powiek na brata, a za nią niepewnie stąpała Kora, która przysiadła nie chcąc wchodzić w środek zamieszania. Krogulec wypiął dumnie pierś, na co córka Sowy podniosła jedną brew do góry.
- Krogulec twierdził, że uda mu się zaskoczyć cie-ciebie, Biegnąca Sarno. - Wymamrotała Kora grzebiąc łapą w ziemi, na co starsza pokiwała głową, spoglądając z ukosa na syna Jagódki. Puszył się z dumy, na co przywódczyni uniosła wargi w rozbawieniu. Po chwili kocur spojrzał prosto w oczy Sarence i powiedział:
- Ha! A Wiśnia mówiła, że mi się nie uda.
Biała kotka z oburzeniem zmarszczyła nosek.
- Fakt faktem, musisz jeszcze poćwiczysz. Nogi postawiasz delikatnie na ziemi, przemykając pomiędzy trawą. Wystarczy, że muśniesz o nią za mocno i poruszy się, a cel dowie się, że ktoś się czai. - Po tych słowach przylgnęła do ziemi i zaczęła sunąć przy podłożu możliwe jak najciszej. - Przekładasz cały swój ciężar na łydki, nie unosisz dupy do góry. Nie masz robić kupy, tylko upolować coś do żarcia. Z resztą, mentor cię wszystkiego nauczy, ale taktykę masz niezłą. Jak potrenujesz i nauczysz się, jakich czułych miejsc trzeba bronić, aby nie skończyć z wyprutymi flakami to poćwiczymy może na poważnie.
- A kiedy dostaniemy swoich własnych mentorów? - Wtrącił się Krogulec idąc obok Sarenki, która skierowała się ku stodole. Ta odpowiedziała mu prawie od razu:
- Cierpliwość i rozwaga nie szkodzi. No co? Przecież mogę was trzymać tak długo jak chcę w stodole. Chyba, że mówimy o walce. Zamach, cios. Nie możemy dopuścić, aby przeciwnik wykorzystał chwilę wahania.
Łaciaty wymruczał coś pod nosem, a później wyprzedził dorosłą kotkę i skierował się ku stodole zostawiając ją z uśmiechem zadowolenia na pyszczku. Pewnym było, że mianuje ich wieczorem, ale po co mu taka informacja? Niech cię boczy.
Jeszcze tego samego wieczoru, kiedy blade gwiazdy już zaczynały się pojawiać na niebie Sarenka wskoczyła na stóg siana i wydała z siebie okrzyk, po którym jak zwykle wszystkie koty z Klanu Lisa gromadziły się na środku stodoły. Jako pierwsza pojawiła się Trujący Bluszcz, która z niezadowoloną miną mamrotała głośno, że właśnie miała segregować zioła, a później Zając z Jemiołą, która szeptała mu coś na ucho z rozbawieniem, na co szary kocur uniósł wargi w delikatnym uśmiechu. Był jednak zbyt skupiony na gapieniu się na swoją siostrę, dlatego nic jak wydawało się nie odpowiedział o czym świadczyło prawie niewidoczne niezadowolenie Jemioły. Po chwili z góry po stosie drewna zszedł Jaś, prowadzący Małego. Miętus i Srebrny również zeszli, ale mniej zgrabnie, gdyż pręgowany kocur nie poprawiał ich jak mają stawać, w przeciwieństwie do brata. Dopiero po chwili od stosu zwierzyny odszedł Szerszeń, który odkładał tam bażanta, a do niego przyłączyła się Kropelka, która coś stamtąd jadła. Na końcu przyszła Jagódka z dziećmi, która usadowiła się na przodzie. Przywódczyni odchrząknęła, zdając sobie sprawę, że wszyscy się zebrali. Srebrna leżała zmęczona z nowo narodzonymi kociakami, więc pewnym było, że nie przyjdzie.
- Po pierwsze, zdecydowałam, że potrzebny nam jest zastępca, który będzie wierny mi i klanowi, a także będzie podejmował rozsądne decyzje. Zostanie nim Jaś! - Przerwała czekając, aż koty uspokoją się. Tylko Trujący Bluszcz z drżącym ogonem patrzyła z zamyśleniem i niechęcią na przyjaciela Sarenki. Łaciata, która stała na stogu dopiero po chwili uciszyła klan. - Stwierdziłam również, że od dzisiaj każdy będzie nosił jednoczłonowe imię. Bluszcz, Zając, Srebro, Kropla, Gęś i... Sarna. Tak.
Koty spojrzały się po sobie i nikt nie wyrażał aprobaty, ani dezaprobaty, dlatego przywódczyni stwierdziła, że nie ma sensu tego przedłużać i mówiła dalej:
- Zebraliśmy się tutaj nie tylko w celach informacyjnych, ale też po to, aby mianować czwórkę kociaków na uczniów. Krogulcu, Wiśnio i Koro wystąpcie. Od dzisiaj dostajecie własne obowiązki i mentorów, którzy wyszkolą was na wojowników. Krogulcu na mentora dostaniesz Jemiołę, Wiśnio ty dostaniesz Jasia, a ty Koro... Jagódkę. Rudzik za to zdecydował obrać się drogę medyka. Jego mentorką zostanie Trujący Bluszcz, która nauczy go wszystkich niezbędnych rzeczy. Rośniemy w siłę! Jesteśmy na szlaku, który prowadzi nas do potęgi.
<Klan Lisa?>
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMówiłam ci, że Bluszcz nie lubi Jasia? xD
OdpowiedzUsuń