Jednakże pręgowana była nieugięta, toteż Błądzący wyszedł z dusznej kociarni na piekącą zmarzlinę i próbował opanować drżenie niewielkiego ciałka. Grzecznie szedł za matką, próbując nie pisnąć, kiedy wpadł po szyję w zaspę, a jego siostrzyczka tylko się śmiała i pacała go łapką. Wymamrotał coś niezrozumiale i ruszył dalej za mamą. Nie chciał psuć jej wybornego nastroju i być zakałą rodziną, ale gdzieś w głębi serca też był ciekaw, dokąd się wybierają.
Tajemnica prędko się rozwiązała, ponieważ tuż przed nimi wyrosło coś podobnego jak legowisko terminatorów, gdzie biesiadowała Ciernista Łapa z rodzeństwem oraz wojowników, gdzie kiedyś spała mama. Przekrzywił łebek w prawą stronę.
— Mamo, gdzie idziemy? — ubiegła go Przepiórka, radośnie skacząc wokół brata. — Tam będzie dużo miejsca do skakania, jak tutaj? A może będzie mało? Czemu czuje taki dziwny zapach?
Masywna koteczka zmarszczyła nosek i przestała podskakiwać, cofnęła się o kilka kroków. Błądzący również poczuł ten mocny i aromatyczny zapach, chociaż według niego, pachniało całkiem przyjemnie. Jako pierwszy wszedł do ów tajemniczego legowiska i niepewnie rozejrzał się po wnętrzu. Na jamie leżały wielki, płaski kamień i to on tworzył jedną ze ścian, natomiast drugą była opadła ziemia z korzonkami. W pomieszczeniu również były płaskie, aczkolwiek znacznie mniejsze kamyczki, na których znajdowały się dziwne listki i jagody. Powietrze wypełniał przyjemny aromat.
— Gradowa Mordko? — pręgowana wpatrywała się w ciemność, a wtedy kociak dostrzegł tam jarzące się ślepia. — To ty?
Nagle wyszedł stamtąd duży, ale szkaradny, łaciaty kocur, prawdopodobnie medyk, o którym opowiadała mu kiedyś Pręgowane Piórko. Mimo brzydoty miał łagodny wyraz pyska, a zaraz zza niego wylazł zapewne asystent, którego kiedyś już poznał. Burzowa Łapa.
Obu powitał skinięciem łebka i przyjaznym miauknięciem, aczkolwiek medyk nie zaszczycił go ani jednym spojrzeniem.
— Pręgowane Piórko, czemu przyszłaś tutaj z kociakami? Czy coś im dolega? — miał bardzo miły głos do słuchania, toteż niebieskooki wpatrywał się w niego jak cielę w malowane wrota.
Gradowa Mordka wpatrywał się w żółtooką wojowniczkę ze zniecierpliwieniem, po czym nachylił się do swojego ucznia i szepnął mu coś do ucha. Burzowa Łapa zamrugał kilkakrotnie, potem się oddalił i poszedł segregować te dziwne listki. Natomiast uwagę Błądzącego przyciągnęły dwie czerwone jagody, które leżały na wierzchu.
Podreptał do nich i oparł łapki o kamyk, nie zwracając uwagi na rozmowę rodzicielki i medyka. Prędko wspiął się na prowizoryczny stołek i już zatapiał swe kiełki w jednej z jagód, gdy usłyszał przeszywający duszne powietrze krzyk medyka.
<< Gradowa Mordko? >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz