Bożodrzewik naprawdę, naprawdę nie lubiła być budzona – szczególnie gdy następowało to poprzez dostanie w żebra łapą Judaszowca. Podniosła łeb, sycząc z niezadowoleniem i jeżąc ogon. Reszta szacunku do brata (nie, żeby kiedykolwiek było go dużo) i chęć uszanowania jego nietykalności cielesnej bardzo szybko poszły w zapomnienie. Bez dłuższego namysłu zdzieliła kocura łapą po głowie.
– Juda, nie obijaj się – burknęła, owijając ogon wokół łap. Jeśli ma cierpieć w tym okropnym świecie przez niewystarczającą ilość snu, Juda będzie cierpieć razem z nią.
Brat otworzył oczy i zawarczał ze złością.
– Przestań! Zrujnowałaś mi najwspanialszą chwilę mojego życia! – odsłonił zęby.
– Tak? To fantastycznie. – Biała ziewnęła przeciągle, mrużąc powieki.
– Klan Gwiazdy miał mi do przekazania wiadomość, a ty to wszystko zepsułaś.
Bożo popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
– A zdążyli ci chociaż powiedzieć co dzisiaj na obiad? – rzuciła ignorancko. Judaszowiec wręcz zatrząsł się ze złości, co w sumie było dość dobrą rekompensatą za zostanie obudzoną.
– Tak – mruknął. – Pieczeń z białego kociaka o brązowych oczach i irytującym charakterze.
Bożodrzewik parsknęła krótko.
– Mam nadzieję, że chociaż smaczna.
Przewrócił oczami.
– Jesteś głupia.
– Chyba ty.
– Masz pszczoły zamiast mózgu.
– Jesteś adoptowany.
– Utkaj się.
– Hej! Spokojnie! – Liściasty Wir wskoczyła między kocięta, odsuwając je od siebie. – Nikt nie jest tutaj adoptowany – stwierdziła, a Judaszowiec spojrzał na nią z powątpiewaniem. Bożo zmarszczyła brwi. Jeśli nikt nie był adoptowany, to skąd wzięła się Czyściec?! – Mówienie takich rzeczy jest bardzo niegrzeczne. Proszę, przeproście się nawzajem.
Czekoladowy tupnął gniewnie łapą.
– Nie przeproszę jej.
W oczach Liściastego Wiru zalśniła rezygnacja. Zwróciła spojrzenie w kierunku Bożodrzewik, która wzruszyła ramionami.
– Nie mam za co go przepraszać.
Karmicielka westchnęła cicho. Bożodrzew spojrzała na brata z ukosa i doszła do wniosku, że absolutnie go uwielbiała.
***
Prawdopodobnie jedyną częścią treningu, który Bożodrzewna Łapa lubiła, było wspinanie się po drzewach – prawdopodobnie dlatego, że siedząc na wysokich gałęziach drzewa, nie musiała słuchać gadania swojego mentora. Poza tym to była ta jedna z niewielu rzeczy, która okazała się dla niej naturalną umiejętnością. Podobało jej się to, że widziała zarówno szybkie postępy, jak i sens tego, co robiła – w końcu skoczenie na Judę z drzewa było wizją niezwykle kuszącą.
Tak więc była niezwykle niezadowolona, gdy Dzwonkowy Szmer zarządził zmianę aktywności.
– Schodź już! – rozkazał mentor, a ona zmrużyła oczy ze zdenerwowaniem. Miała nadzieję, że jej spojrzenie wykazywało chęć mordu. Leniwie ześlizgnęła się z gałęzi, lądując na kępie kiełkujących roślin i niszcząc ich nadzieję na wzrośnięcie. Trudno, robi im tylko przysługę.
– Nie będę znowu tarzać się po ziemi, udając, że walczę – oznajmiła uparcie. Kocur spojrzał na nią z powątpiewaniem.
– Wydaje mi się, że właśnie będziesz. – Kiwnął głową, pokazując, by iść za nim. Bożodrzewna Łapa parsknęła. Niech wojownik wsadzi sobie ten swój trening w futrzasty kuper. – I ze względu na twoje powolne postępy w treningu – spojrzał na nią z ukosa – będziesz dzisiaj trenować z rówieśnikiem. Mam nadzieję, że chociaż to cię zmotywuje.
Uczennica obdarzyła go pustym spojrzeniem. Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby Dzwonkowy Szmer poszedł sprawdzić, czy go nie ma w obozie. Z niechęcią poczłapała za mentorem, wydając z siebie całą gamę zdenerwowanych pomruków i westchnień. Niech wie, jak jest niezadowolona.
Prawdziwy niepokój oblał ją dopiero wtedy, gdy dostrzegła, z kim dokładnie ma trenować.
Judaszowcowa Łapa odwrócił głowę w jej stronę, a jego pysk wypełnił wyraz irytacji. Sama Bożodrzew przyjęła zupełnie neutralną ekspresję. Z jednej strony ucieszyła się, że upokorzy się przed kimś, kogo lubi, ale z drugiej… nie mogła dać się pokonać bratu! Juda nie mógł myśleć, że nie była fajna! Poza tym, z czego miałaby się nabijać, gdyby przegrała?! Musiała wymyślić jakiś plan i to szybko.
– Cześć, Juda! – zawołała, mrużąc oczy.
– Nie tęskniłem za tobą – zamruczał z irytacją czekoladowy, a biała parsknęła. Dobrze wiedział, że ją uwielbiał.
Dzwonkowy Szmer (niech Klan Gwiazdy ześle na niego wszelkie przekleństwa) usiadł obok mentora Judaszowca i owinął ogon wokół łap.
– Używaj w walce chwytów, które ostatnio ćwiczyłaś – rozkazał jej, a uczennica miała ochotę zakopać się w ziemi ze wstydu. Jakich ruchów?! Czy on naprawdę myślał, że cokolwiek jeszcze pamiętała?! Brat rzucił jej pogardliwe spojrzenie.
Juda opadł do przykucu, przygotowując się do skoku. Bożodrzew przełknęła cicho ślinę. Naprawdę, naprawdę chciała wyjść z tego z twarzą. Zjeżyła się (miała nadzieję, że wygląda majestatycznie) i zawarczała głośno. Czekoladowy rzucił się pierwszy, zbijając ją z nóg. Zatoczyła się, w ostatniej chwili unikając kolejnego ciosu. Było źle. Zamachnęła się łapą – chybiła, nawet nie trącając brata, który z łatwością uskoczył. Klanie Gwiazdy, naprawdę mogła jednak uważać na tych treningach! Juda zaatakował po raz kolejny, a ona w ostatniej chwili odepchnęła się od ziemi. W powietrze wzbiła się chmura pyłu, która opadła na pysk czekoladowego. Uczeń nagle zaniósł się kaszlem, próbując łapami odgonić niespodziewanego przeciwnika.
Bożodrzew podskoczyła na obie łapy, prężąc się dumnie. Nikt nie musiał wiedzieć, że to, co zrobiła, było zupełnym przypadkiem.
– Wygrałam! – oznajmiła, a Judaszowcowa Łapa wytrzeszczył oczy.
– Oszustka! To nie była wygrana! – wykrzyknął, jeżąc ogon. Wyglądał, jakby miał się na nią za chwilę ponownie rzucić.
– Ojoj, czyżby ktoś się nie umiał pogodzić z tym, że przegrał? – zamruczała przekornie.
< Juda? >
[814 słów + wspinaczka na drzewa]
[Przyznano 21%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz