- Czy mogę zaprosić Panią przywódczynie na tajemniczy spacer? - Zapytał wojownik z lekkim uśmiechem na pysku.
- Jeśli Pan wymaga... - Odpowiedziała kocica, z głosem ubarwionym o melancholię.
- Oczywiście, że tak. Pani obecność jest obowiązkowa, bo uważam, iż chciałabyś się czegoś dowiedzieć ważnego, co mam Ci do przekazania, prawda?
- Jakże bym mogła odmówić w takim wypadku...? - Miauknęła lekko niczym panna z bogatego domu.
- W takim razie zapraszam za mną szybko. Nie chciałbym, aby ktoś inny zabrałby mi Panią. - Powiedział Hiacynt, po czym zmierzył w stronę wyjścia z obozu. Gdy znaleźli się poza nim, kontynuował. - Wiem, jak bardzo kochasz te nasze tajemnicze spacery, bo zauważyłem, że praktykujesz je dość często.
- Chodziłabym i częściej, gdyby okoliczności pozwalały. - Odparła. - W końcu dobrego towarzystwa nigdy za wiele, nie sądzi Pan?
- Ma Pani rację. Chociaż znaleźć dobre towarzystwo w tym klanie, to jest jak znaleźć mysz podczas pory nagich drzew - trudne. Te nowe pokolenia niewychowane są i nawet do kilku prostych zasad nie umieją się przystosować. Nie przyzna mi Pani racji?
- Niestety zgodzić się tu muszę, w każdym pokoleniu się tacy znajdują... na szczęście dla nas, niektórym blisko już do wiecznego światła. - Tu przerwała na moment. - Mimo to, te młode umysły tak szybko przyswajają złe maniery od starszych…
- Sugeruje coś Pani? - Zapytał Hiacynt, ponownie wbijając w kotkę swój wzrok. - Czyż nie opiekunowie wraz z mentorem kształtują nowe pokolenie? A no tak, zapomniałbym również o tych robakach, które z jakiegoś powodu zalęgają się blisko kociarni.
- Niestety w niektórych przypadkach i od rodziców pobiera się nauki, nieszczęśliwe dzieci... - Westchnęła jakoś smutno, na kolejny wątek marszcząc nieco czoło. - Cóż Pan powie? Czyżby jakiś nowy rodzaj czy... oh, może powychodziły z ukrycia?
- Uważam, iż powychodziły z ukrycia. Czyż nie mówią, że pasożyty powracają zawsze po deszczu? Cóż, myślę, że w tym tak się właśnie dzieje, jednak nikt nie zwraca na to uwagi oprócz mej osoby. I to źle. Co poczniemy, jeśli one zalęgną się na dłużej w miejscu, które teoretycznie ma być najbezpieczniejszym miejscem w całym obozie.
- A czegóż pasożyt…- Zaczęła. - …może szukać w żłobku? Czyżby zagustował w młodych ciałach?
- Otóż, szuka kogoś, kto mógłby zostać jego ofiarą. Komu może wbić swe przekonania do głowy, stworzyć coś z kota, kiedy ten jeszcze nie ma świadomości, aby pasowało mu do obrazu stworzonego przez niego. Idealna część, która w przyszłości będzie robić to, co robi aktualnie pasożyt.
- Cóż, w młode, głupie, łatwiej się wgryźć. - Skwitowała, patrząc w zamyśleniem przed siebie, na moment marszcząc czoło. - Czy wiadomo, które z kociąt należałoby "wyleczyć" jako pierwsze? W końcu nie możemy dopuścić, by się rozprzestrzeniły...
- Tu muszę Ci powiedzieć, iż nie mam zielonego pojęcia. Dwójka z ofiar może być już zainfekowana lub też nie.
Nim się obejrzał, obóz mieli już daleko za sobą. Mimo iż z początku spacer nie zapowiadał się na miły, to okazał się czymś odwrotnym. Cóż to za niespodzianka.
<Różo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz