Witka była cała w nerwach. Zdążył to już zauważyć, podobnie jak całą masę kasłających, kichających, skrzywiających się z bólu i utykających kotów. Ponoć nawet kiedy chciała, w jej legowisku znajdowało się na tyle niewiele ziół, że nie mogła ich leczyć. Czuł się zobowiązany by jakoś jej pomóc, dlatego zapytał, czy jest cokolwiek, co mógłby zrobić.
— Naprawdę bym doceniła, jakbyś mógł mi asystować. Trudno mi samemu latać w tę i z powrotem... — zaśmiała się lekko, choć nie było w niej w tej chwili za dużo radości.
— Oczywiście — odpowiedział bez wahania. Nie przeszkadzała mu funkcja asystenta.
Usłyszał cichy wrzask Rokitnika, po tym Krecik. Akurat zajął się sprawdzaniem, jak czuje się Plusk ze swoją przypadłością i nie zwracał uwagi na poczynania Witki.
— Liście bzu, proszę! — krzyknęła do niego.
— Wybacz na moment — zwrócił się do starszej i poszedł szybko, by zabrać potrzebne zioła. Nie znał się na nich specjalnie, jednak medyczka zrobiła wszystko, by mu w miarę wytłumaczyć co jest czym, dlatego po dłuższym namyśle chwycił za listki w kształcie kropli i podał je szylkretce, która szeptem podziękowała i zaczęła je przeżuwać i nakładać na ogony obojga z nich. Jakim cudem zranili sobie ogony w tym samym czasie? — pomyślał, ale nic nie powiedział, tylko przyglądał się uważnie poczynaniom Witki, która szybko skończyła, a oboje pacjenci opuścili jej legowisko. Odetchnęła z ulgą.
— A jak tam Plusk? Wszystko w porządku z jej raną?
— Tak — odparł. Wyglądała na spokojną, mimo opatrunku na jej przedniej łapie. Zastanawiał się, czy nie obejdzie się bez blizny, bo wyglądało to w miarę poważnie, ale z drugiej strony nie wątpił w umiejętności ich medyczki, która nią była nie z przypadku. Uśmiechnęła się. Z pewnością nie chciała, by jej była mentorka miała jakiekolwiek problemy. To tylko przypomniało mu o Komarnicy, przez co przez jego grzbiet przeszedł dreszcz.
— Zimno ci? — zapytała go Witka, na co tylko pokręcił głową.
— Nie. Wszystko w porządku.
***
Widział na pysku Witki jej głębokie zamyślenie. Sortowała zioła, z pewnym poczuciem strachu.
— Coś się stało? — zapytał, przeczuwając, że coś było nie tak.
— Pora nowych liści musi nastać jak najszybciej. Naprawdę nie mam dużo ziół — mówiła przyciszonym głosem, by jej słowa nie trafiły do niepowołanych uszu. — A Przebiśnieg czeka. Przynieś mu jak na razie coś do picia. To nie wystarczy, ale może pomóc.
Czarny skinął jej głową i zrobił to, co kazała. Popchnął ku pyskowi kocura mech nasączony wodą, który ten podniósł, spoglądając na niego z ciekawością.
— Zaraz dostaniesz zioła — upewnił kocura, wiedząc o czym myśli, choć sam nie był tego taki pewny. Na szczęście Witka wkrótce wróciła z trzymanymi resztkami jakiegoś nieznanego mu zioła, albo tak zeschniętego, że trudno było mu je zidentyfikować. Gęgawa odetchnął z ulgą, podobnie jak stróż. Być może powiążą koniec z końcem.
Wyleczeni: Plusk, Przebiśnieg, Rokitnik, Krecik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz