Zmieszał się słysząc te słowa. No... No prawda. Kiedy był sam na sam z przyjacielem, jakby nowy duch w niego wstępował. Zdawał sobie sprawę, że rodzina go ograniczała, ponieważ nigdy nie pozwoliliby mu na takie szaleństwo. Musiał w końcu zachowywać się idealnie. Matka już wiele razy dała mu po tyłku za to, że nie potrafił zabić w sobie tej kocięcej części siebie, która pragnęła tylko poczuć się chociaż raz jak dziecko. Nie dano mu w końcu nigdy tej możliwości, a teraz, kiedy był wojownikiem i miał u swojego boku przyjaciela, te ograniczenia zniknęły. Czuł się tak, jakby był w stanie przenosić góry. Śmiał się, a radość przepływała przez wszystkie jego kończyny. Nie myślał wtedy o rodzinie. Skupiał się na tym co tu i teraz.
Prychnął pod nosem, ponieważ Srebrzysta Łapa musiał znów dodać swoje na temat jego rodziny. On jakoś nie komentował cały czas jego matki, a ten to nawet nie miał takich zahamowań! Ale i tak go lubił, ponieważ z nim najlepsza była zabawa. Czuł się swobodnie, niczym ptak, który dopiero co rozpostarł skrzydła.
— Wcale się nie stresuje — zaprzeczył, rzucając śniegiem w pysk przyjaciela. — Gorzej było, kiedy Tropiący Szlak był moim mentorem. Wtedy to owszem, nawet nocami nie mogłem spać. Ale dość o przykrych rzeczach. Ścigajmy się! Kto ostatni na Przybrzeżnym Oku to śmierdzący nocniak! — zawołał, a następnie ruszył biegiem przed siebie.
Biegł i biegł, chłonąc całą swoją piersią tą rozległą przestrzeń, którą pokrył śnieg. Czuł się tak, jakby szybował wśród chmur. Nawet zimno odeszło, ponieważ ruch go ogrzał. Nigdy nie spodziewał się, że będzie taki szczęśliwy, gdy zostanie już wojownikiem. Teraz czuł czym była prawdziwa wolność.
***
Dobiegli na miejsce zziajani. Lód skuł wodę i stworzył im wspaniałe lodowisko. Nie zamierzał jednak na nie wchodzić. Aż takim ryzykantem to on nie był. Na dodatek nie ufał, aby zamarznięte jezioro ich obu utrzymało na swojej powierzchni. Nie umiał pływać, a taka śmierć nie byłaby dla nich obu chwalebna. Dlatego też przysiadł obok srebrnego, stykając się z nim swoją sierścią. Biło od niego ciepło, a on na powrót czuł mroźny powiew wiatru, który uniósł mu włosy na karku.
— Jak tu pięknie — skomentował widok jaki się przed nimi roztaczał. — Mam nadzieję, że Różana Przełęcz niedługo cię mianuje. Wtedy będziemy mogli częściej spędzać czas razem. — Bardzo na to liczył. Miał gdzieś to, że Lew miała swoje podejrzenia i próbowała namówić go do tego, by przetestował szczerość słów przyjaciela. Zbyt zależało mu na ich przyjaźni. Nie chciał jej niszczyć nieuzasadnioną obawą rudej. Srebrzysta Łapa w końcu nigdy by go nie okłamał i nie skrzywdził. Był tego pewien.
<Sreberko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz