Pogoda coraz bardziej popuszczała, wszystko szło ku dobremu, a śnieg coraz częściej mieszał się podczas opadów z deszczem, tworząc więcej brei niż białego puchu. Ptaki zaczęły powracać na tereny Klanu Klifu, a wojownicy odzyskali werwę do działania.
Do działania ruszyły też dwa kociaki. Teraz obydwoje już patrzyli na otaczający ich obóz, koty, zwierzęta przynoszone w pyskach, kamienie, patyki, liście i można by było tak wymieniać to wszystko, co ich fascynowało w nieskończoność. Taniec, chwiejąc się na swoich długich, nawet jak na kociaka, nogach, wystawiała łebek poza żłobek; nie pozwalano jej wychodzić, a na pewno nie samej, nie kiedy wszyscy są zajęci. Mała jednak miała już kompletnie dosyć zapachu mleka, szelestu suchej trawy pod łapami oraz wykańczającego uczucia, że w tym świecie jest tyle do roboty poza leżeniem, czy ganianiu się z braciszkiem. Nie interesowało ją, że ledwo umie stawiać proste kroki, chciała wykorzystać, że Srebrna Szadź wylegiwała się po drugiej stronie, kąpiąc pysk we wczesnym słońcu, najpewniej zapadając w lekką drzemkę. Jeszcze przed chwilą liliowa była przy niej, pomagając Pokrzywkowi czyścić ogon z błotnistej papki; teraz on leżał przy brzuchu vanki, a Taniec wyruszała na przygodę. Biała Zamieć wybyła wraz z Czarnym Ogniem na przechadzkę, a jej pociechy były całkowicie zajęte sobą, a nawet gdyby nie były, raczej nie zwróciliby uwagi na szylkretkę.
Tak naprawdę cel był jasny, a nawet w pełni widoczny; koteczce skończyły się już ciekawe piórka w ściółce legowiska. Wybierała sobie najładniejsze i składowała na kupeczce, tak, by uczniowie, wymieniając czasem podłoże, zwłaszcza teraz, gdy wszyscy nanoszą na swoich łapkach błoto, po prostu nie wyrzucili żadnego, wyjątkowo ślicznego. No ale właśnie ostatnio jej kolekcja strasznie zubożała, nie mogła nawet powiedzieć czemu. Rozwiązanie jednak było proste, dokładnie przed nią, na środku znajdowała się też właśnie taka kupeczka, tylko tam leżały różne stworzonka, którymi zajadają się wszyscy dookoła. Ptaki jednak nie interesowały jej brzuszka, interesowały ją ich piękne piórka.
Taniec więc postanowiła nie marnować już czasu. Zaczęła tuptać niepewnie przed siebie, nawet nie koniecznie próbując być ostrożną, wychodziła z założenia, że przecież nie robi nic złego, a nawet jeśli komuś nie spodoba się, że wyszła ze żłobka, to w najgorszym wypadku ją tam zaniesie, to mi kara! Nie dotarła nawet do skalnej kładki, a już czuła zmęczenie w łapkach, brnęła jednak dalej, nie bacząc na nic. Dreptała i dreptała, patrzyła pod nogi, by nie potknąć się o jakiś niesforny kamyczek, aż nagle BAM!
Inny kot wyrósł prosto przed nią. Mimo że ona szła z prędkością szybkiego ślimaka, to impakt zamieszał jej w głowie, aż upadła na zadek z rozkraczonymi łapkami. Naburmuszona i delikatnie oszołomiona spojrzała w górę.
— No żeś ty też… Uważaj no! — wypiszczała cienko, a jej ‘’oprawca’’ tylko cofnął się jak oparzony od niej zaraz po zetknięciu. Przed nią stał uczeń? Tak na pewno był to jeden z uczniów, którzy czasami przychodzili do kociarni załatwiać sprawunki, a tego tu gagatka Taniec kojarzyła nawet za dobrze. Nie miała pojęcia, jak nazywa się owy brązowy młodzik, ale wiedziała jedno; widziała jak wraz z brudnym sianem i kosteczkami z poprzedniego posiłku Szadzi, wyniósł on i wyrzucił jej kupeczkę pięknych piórek.
<Judaszec?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz