Srokosz nie musiał się odwracać by wiedzieć kto do niego mówi. Łysa łajza miał najwidoczniej za mało problemów by zająć się samym sobą.
— Czego?
— Jeśli nie jesteś głodny oddaj komuś innemu tą sikorkę. — burknął jedynie Wilczy, odchodząc od niego.
Niebieski wbił pazury w ptaka. Nienawiść do Klanu Klifu rosła w nim każdym wschodem słońca. Gdyby tylko nie trudna pora roku. Spojrzał na niewielki stos zwierzyny na środku. Mróz, głód i wilgoć. Medycy dobrze przeczuwali zbliżającą się lawinę chorób. Mrok panujący w jaskini nie pomagał. Srokosz wbił wzrok w sikorkę. Klan Klifu słabł z każdym dniem. Polityka Grzybowej Gwiazdy nie była lepsza od jego brata. Wpadali od skrajności w drugą skrajność. Siedział obserwując to cierpliwie.
Pewnego dnia gdy klan będzie wystarczająco słaby zemści się na każdym przebrzydłym kocie, który napatoczył mu się pod łapy.
* * *
Samotne polowanie wydawał się dobrym pomysłem póki nie wyszedł z jaskini. Porywisty wiatr targał jego futro nieprzyjemnie próbując wytrzepać resztki ciepła z niego. Nim zdążył dojść do Złotych Kłosów zdążył spostrzec, że nie był sam.
Zmarszczył nos na sam widok wyliniałego futra. Trzęsąca się w oddali sylwetka nie zanosiła się na nic dobrego. Stał uderzenie serca obserwując go jedynie. Ciekawość przezwyciężyła. Krok po kroku zbliżał się do zamyślonego kocura. Nieprzyjemny zapach dotarł do jego nozdrzy. Skrzywił się. Wilczy zaniedbał aż tak higienę? Nie było by to aż szokujące. W umyślę Srokosza i tak figurował jako zaniedbany dzikus.
— Życie jest zabawną sprawą. — jego słowa wypełniły ciszę wokół nich.
Jedno z morskich ślip spojrzało na niego. Przemarznięte i puste. Obce.
— Śmierć jest naturalną koleją rzeczy, a mimo to budzi w nas tyle emocji. Od zemsty do rozpaczy. — kontynuował przenosząc spojrzenie na to co miał pod łapami.
Srokosz podszedł niepewnie. Niepokój został w nim zasiany. Nie chciał przyznać przed sobą, że bał się większego od siebie wojownika, lecz mimo to ciało nie potrafiło tego ukryć. Spięty i gotowy do ucieczki zbliżył się do Wilczego. Łysy zdawał się lekko rozbawiony. Jakby ujrzał coś mu dobrze znanego. Bliskiego.
— Klan Klifu przepełniony jest niesprawiedliwością, nie uważasz? Przepełniony hipokryzją. Egoizmem. — wymieniał, spoglądając na niego ukradkiem. — Nie boli cię to, Srokoszu?
Niebieski zjeżył się.
— Czego chcesz? — syknął. — Nie myśl, że dam ci się omamić i głupio wykorzystać, byś znowu zgrywał bohatera.
Wilczy parsknął śmiechem.
— Czy ja wyglądam na bohatera? — mruknął, owijając się ogonem, gdy przez jego ciało przeszedł kolejny dreszcz. — Prawdziwi bohaterowie umierają za słuszne sprawy. Ja nie mam zamiaru tak szybko zejść z tego świata. — uśmiechnął się tajemniczo, odkrywając to co przed nim leżało.
Na wpół zgniła sroka. Larwy wiły się w jej brzuchu niczym kocięta spragnione matczynego mleka. Srokosz poczuł podwójnie odór unoszący się ze zwłok. Stłumił odruch wymiotny. Wilczy natomiast zdawał się nieruszony.
— Każde życie jest cenne. — rzucił łysy. — Tylko my strasznie je przewartościowujemy...
Srokosz skrzywił się. Nie wiedział czy to miał być nieśmieszny żart, czy jakaś próba podpuszczenia go. Nie zamierzał jednak dać się ośmieszyć przez łysego.
— Uderzyłeś się w łeb? — zakpił z niego. — Pająki kompletnie ci umysł zasnuły. Idź do Morskiego Oka, a nie nad zwłokami jak jakiś dziwak sterczysz. — prychnął.
Wilczy uniósł brew.
— Nie chciałbyś zrobić na złość Aksamitce? — rzucił łysy, spoglądając na niego ukradkiem. — Widzę jak na nią patrzysz.
— Co? Nie. Nie twój interes. — palnął szybko w złości. — Poza tym, już zapomniałeś, że jesteście obrzydliwie kochającymi się sześcioraczkami? — mruknął z pogardą.
Wilczy przeniósł wzrok na swoje łapy.
— Nie wszystko jest takie na jakie wygląda, wiesz?
— Każde życie jest cenne. — rzucił łysy. — Tylko my strasznie je przewartościowujemy...
Srokosz skrzywił się. Nie wiedział czy to miał być nieśmieszny żart, czy jakaś próba podpuszczenia go. Nie zamierzał jednak dać się ośmieszyć przez łysego.
— Uderzyłeś się w łeb? — zakpił z niego. — Pająki kompletnie ci umysł zasnuły. Idź do Morskiego Oka, a nie nad zwłokami jak jakiś dziwak sterczysz. — prychnął.
Wilczy uniósł brew.
— Nie chciałbyś zrobić na złość Aksamitce? — rzucił łysy, spoglądając na niego ukradkiem. — Widzę jak na nią patrzysz.
— Co? Nie. Nie twój interes. — palnął szybko w złości. — Poza tym, już zapomniałeś, że jesteście obrzydliwie kochającymi się sześcioraczkami? — mruknął z pogardą.
Wilczy przeniósł wzrok na swoje łapy.
— Nie wszystko jest takie na jakie wygląda, wiesz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz