— Nie mam pojęcia, nie rozumiem czasem dorosłych. I masz rację, te zgromadzenie są głupie, z tego co słyszałem nasi liderzy najczęściej się po prostu kłócą. — rzucił bezmyślnie.
— Wojna prawdopodobnie przed nami, co oznacza tylko treningi przede mną. Brakuje mi w życiu, abym wszystkie dni przez cały księżyc spędzał na treningach z pewnym rudzielcem. — Powiedział Hiacynt, po czym spojrzał na ucznia. — Reszta to są problemy związane ze mną prywatnie. Po śmierci matki, zgadnij na kogo spadł spadł obowiązek pilnowania rodziny, którego i tak ta nie spełniała? Oczywiście, że na mnie. A teraz muszę słuchać kotów kłócących się na skale, aby później stanąć bez wyboru do obrony klanu.
— Czy... Co się stało z twoją matką? — zapytał zaciekawiony wilczak, jak i również zaniepokojony.
— Umarła. Wybrała najszybszą ucieczkę od swych dzieci, posuwając się do najgorszego, po tym jak zostałem uczniem. — Powiedział Hiacyntowa Łapa. — Nawet nie jest godna, aby wspominać jej imienia, nie, jej samej po śmierci! Ale teraz ona nie jest ważna, a tylko moja rodzina.
— No cóż, nie dziwi mnie to. Kotki są porąbane. Nie potrafią panować nad własnymi uczuciami, właśnie dlatego to kocury powinny rządzić klanami, a kotki pozostać w żłobkach i wychowywać kocięta.
— Nie ująłbym tego w taki sposób. — Powiedział rudawy kocur. — Niektóre kocice to wręcz przykłady do naśladowania, jednak nie wszystkie powinny mieć kocięta. Nie zasługują na nie, jeśli myślą o sobie lub czymś innym, niż o swoich pociechach. To brzmi dobrze. Na całe szczęście, odchodzą one szybko, chociaż zadają duży ból. Gdyby jeszcze żyła do tego momentu to... — Przerwał nagle.
— Umarła. Wybrała najszybszą ucieczkę od swych dzieci, posuwając się do najgorszego, po tym jak zostałem uczniem. — Powiedział Hiacyntowa Łapa. — Nawet nie jest godna, aby wspominać jej imienia, nie, jej samej po śmierci! Ale teraz ona nie jest ważna, a tylko moja rodzina.
— No cóż, nie dziwi mnie to. Kotki są porąbane. Nie potrafią panować nad własnymi uczuciami, właśnie dlatego to kocury powinny rządzić klanami, a kotki pozostać w żłobkach i wychowywać kocięta.
— Nie ująłbym tego w taki sposób. — Powiedział rudawy kocur. — Niektóre kocice to wręcz przykłady do naśladowania, jednak nie wszystkie powinny mieć kocięta. Nie zasługują na nie, jeśli myślą o sobie lub czymś innym, niż o swoich pociechach. To brzmi dobrze. Na całe szczęście, odchodzą one szybko, chociaż zadają duży ból. Gdyby jeszcze żyła do tego momentu to... — Przerwał nagle.
— Szczerze nie mam pojęcia... Chyba rozumiem co czujesz, jednak nigdy nie czułem tego samego. Właściwie nie chcę ujawniać za wiele o sobie i mówię ci to wprost, ale wątpię po prostu bym czuł przywiązanie do kogokolwiek. — wyznał, aż sam był zdzwiony tym że otworzył się przed zupełnie obcym mu kotem. Jednak skoro był obcy, dlaczego czuł jakby powinni się znać?
— Rozumiem to Koszmarna Łapo. Przecież, kto normalny chciałby otwierać się przy nieznajomym kocie, prawda? — Zapytał rudy kocur, jednak nie oczekiwał na odpowiedź. Zaczął odwracać wzrok w kierunku jakiegoś kota. — Miło mi było Cię poznać Koszmarna Łapo, jednak muszę już wracać do reszty. Do zobaczenia, mam nadzieje, że nie na wojnie. Na jego pysku pojawił się lekki uśmiech, po czym uczeń wstał i ruszył w stronę rudzielca. Tak zakończyło się pierwsze zgromadzenie, na którym Koszmarna Łapa poznał Hiacynta.
Dotarł na miejsce zgromadzeń, a nieprzyjemny dreszcz przeszedł po całym jego ciele. Atmosfera nawet w Klanie Wilka wydawała się przybita, bał się że spotka w tłumie kotów Hiacynta, nie chciał po tym wszystkim co się stało z nim rozmawiać.
Podczas gdy przechadzał się po wysepce rozglądając się po tłumie, miał nadzieję nie spotkać burzaka, a jednak dostrzegł rudą sierść w tle, wyczuł od niego znajomą woń, a na jego nieszczęście Wieczór już tam była! Czym prędzej podbiegł do dwójki i ze zdenerwowanym miną zasyczał na siostrę.
— Co ty mu naopowiadałaś?! — zasyczał w jej stronę zmartwiony, że ta nagadała już jakieś bzdury Hiacyntowej Łapie, choć on chyba już nie był uczniem?
— Ona? Nic takiego złego mi jeszcze nie powiedziała. — Odpowiedział na pytanie zadane w stronę kocicy. — Jaka myśl wstąpiła w Ciebie, że aż postanowiłeś przerwać naszą rozmowę?
— No właśnie braciszku? Mógłbyś chociaż jeden raz się nie wtrącać.
— A ty też nie wpychaj nosa w nie swoje sprawy! Wszędzie cię pełno, tam gdzie nie trzeba! — syknął czarny uczeń już kompletnie poirytowany zachowaniem siostry.
— Mam czekać aż rzucicie sobie bez powodu do gardeł czy dostanę odpowiedź na swoje pytanie? — Spytał i nawet nie czekając na odpowiedź kontynuował. — Jednak miałem racje myśląc, że na tym zgromadzeniu może stać się wszystko. Pierwsze zgromadzenie przed i po wojnie najwyraźniej musi być przeklęte.
— Nie musi być. Jak na razie nie stało się nic strasznego, nie pojawiły się duchy, każdy jest w dobrym stanie... No oprócz Koszmara, bo on upadł na łeb, ale mam nadzieję, że kiedyś się z tego wyleczy. — zadrwiła.
— Przestań pieprzyć o mnie kacapoły idiotko! — syknął w jej stronę wysuwając pazury, może był od niej rangę niżej, ale nadal przeganiał ją gabarytami.
— Rozumiem to Koszmarna Łapo. Przecież, kto normalny chciałby otwierać się przy nieznajomym kocie, prawda? — Zapytał rudy kocur, jednak nie oczekiwał na odpowiedź. Zaczął odwracać wzrok w kierunku jakiegoś kota. — Miło mi było Cię poznać Koszmarna Łapo, jednak muszę już wracać do reszty. Do zobaczenia, mam nadzieje, że nie na wojnie. Na jego pysku pojawił się lekki uśmiech, po czym uczeń wstał i ruszył w stronę rudzielca. Tak zakończyło się pierwsze zgromadzenie, na którym Koszmarna Łapa poznał Hiacynta.
Zgromadzenie po wojnie
Dotarł na miejsce zgromadzeń, a nieprzyjemny dreszcz przeszedł po całym jego ciele. Atmosfera nawet w Klanie Wilka wydawała się przybita, bał się że spotka w tłumie kotów Hiacynta, nie chciał po tym wszystkim co się stało z nim rozmawiać.
Podczas gdy przechadzał się po wysepce rozglądając się po tłumie, miał nadzieję nie spotkać burzaka, a jednak dostrzegł rudą sierść w tle, wyczuł od niego znajomą woń, a na jego nieszczęście Wieczór już tam była! Czym prędzej podbiegł do dwójki i ze zdenerwowanym miną zasyczał na siostrę.
— Co ty mu naopowiadałaś?! — zasyczał w jej stronę zmartwiony, że ta nagadała już jakieś bzdury Hiacyntowej Łapie, choć on chyba już nie był uczniem?
— Ona? Nic takiego złego mi jeszcze nie powiedziała. — Odpowiedział na pytanie zadane w stronę kocicy. — Jaka myśl wstąpiła w Ciebie, że aż postanowiłeś przerwać naszą rozmowę?
— No właśnie braciszku? Mógłbyś chociaż jeden raz się nie wtrącać.
— A ty też nie wpychaj nosa w nie swoje sprawy! Wszędzie cię pełno, tam gdzie nie trzeba! — syknął czarny uczeń już kompletnie poirytowany zachowaniem siostry.
— Mam czekać aż rzucicie sobie bez powodu do gardeł czy dostanę odpowiedź na swoje pytanie? — Spytał i nawet nie czekając na odpowiedź kontynuował. — Jednak miałem racje myśląc, że na tym zgromadzeniu może stać się wszystko. Pierwsze zgromadzenie przed i po wojnie najwyraźniej musi być przeklęte.
— Nie musi być. Jak na razie nie stało się nic strasznego, nie pojawiły się duchy, każdy jest w dobrym stanie... No oprócz Koszmara, bo on upadł na łeb, ale mam nadzieję, że kiedyś się z tego wyleczy. — zadrwiła.
— Przestań pieprzyć o mnie kacapoły idiotko! — syknął w jej stronę wysuwając pazury, może był od niej rangę niżej, ale nadal przeganiał ją gabarytami.
<Hiacyncie?>
[Przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz