Najpierw rozległ się wrzask, a później głośny odgłos pierdolnięcia w ziemię. Jabłkowa Łapa zatrzymał się w pół ruchu i spojrzał z przestrachem w stronę Oszronionego Futra. Mentor zastrzygł uszami zaniepokojony.
- Zostań tu - rozkazał, a uczeń posłusznie kiwnął głową. Wcale nie zamierzał łamać słowa danemu wojownikowi - nie był na tyle głupi, by w razie ataku borsuka lub lisa samotnie stawiać czoła dzikiemu zwierzęciu. Mentor zniknął w krzakach, a Jabłuszko został sam na brzegu. Postawił uszy, oczekując. Co, jeśli ktoś został ranny? Czy Oszronione Futro również był w niebezpieczeństwie? - Kurkowa Łapo?! - rozległ się krzyk wojownika, a liliowy zerwał się na równe łapy. Nie zważając na zakaz, rzucił się w stronę, z której dobiegał głos.
- Kurko! - wrzasnął, ślizgiem zatrzymując się przy pochylonym nad przyjacielem wojowniku. Rudzielec skomlał żałośnie i zwijał się z bólu.
- Umieram! - jęczał, a jego zielone oczy wypełniły się łzami. Zrozpaczony Jabłkowa Łapa z przestrachem spojrzał na mentora.
- Trzeba go zaprowadzić do medyka! - zawołał, a Oszronione Futro zmarszczył pysk z powątpiewaniem.
- Wcale nie spadł z tak wysoka… - mruknął, a Jabłkowa Łapa prychnął głośno. Czemu mentor bagatelizował wypadek Kurki?! Biedaczek cierpiał i potrzebował natychmiastowej pomocy! - Możesz wstać? - zapytał, a rudzielec jęknął głośno. - Mogę cię zanieść do obozu - zaproponował, a Kurka wbił przerażone spojrzenie w Jabłuszko.
- Dam sobie radę! - zawołał szybko, nagle skacząc na równe łapy. Po chwili, jakby przypominając sobie o swoim bólu, zachwiał się. - Jabłuszko, kochany mój, wesprzyj cierpiącego przyjaciela! - jęknął i oparł się o zaniepokojonego ucznia, który polizał go opiekuńczo po uchu. Oszronione Futro westchnął, podchodząc do rudzielca z drugiej strony.
Przez całą drogę do obozu Kurkowa Łapa pojękiwał, ale na jego pysku malował się wyraz odwagi. Jabłuszko był podziwiał przyjaciela, który z cierpliwością znosił ból, cały czas wlepiając w niego spojrzenie swoich wielkich, zielonych oczu. Liliowy zamruczał głośno, chcąc pocieszyć drugiego ucznia. Wyraźnie zadziałało - ślepia Kurki zalśniły, a końcówka jego ogona zadrżała.
W obozie zostali przywitani przez rozwścieczoną/szalejącą ze zmartwienia (trudno stwierdzić, co dokładnie czuła wojowniczka - jej zachowanie nieco przerażało Jabłkową Łapę) Wrzosową Polanę.
- KURKOWA ŁAPO! - wrzasnęła, szarżując w ich stronę. Mina rudzielca zrzedła, a jego pysk wypełnił bardzo niepewny uśmiech. - Co się stało? Czy wszystko dobrze? - zapytała, opiekuńczo trącając syna.
- Uciekł z obozu i spadł z drzewa - wytłumaczył Oszronione Futro, a szylkretowa rzuciła Kurce gniewne spojrzenie.
- Trzeba wziąć go do medyka! - pisnął Jabłkowa Łapa. Źrenice Wrzosowej Polany rozszerzyły się ze zmartwienia. Point trącił przyjacielsko Kurkową Łapę. - Zaopiekuję się tobą - wyszeptał, a rudzielec zamruczał z zadowoleniem.
W końcu byli przyjaciółmi, prawda?
***
*po śmierci Rzecznej Bryzy*
Jabłkowa Łapa obudził się z cichym krzykiem.
Łapczywie łapał powietrze, drżąc na całym ciele. Czemu musiał to ciągle przeżywać?! Jego oczy napełniły się łzami. Słyszał krzyki matki, widział pysk krwiożerczego potwora… Zakrył pysk łapami. Czemu to wszystko musiało się tak potoczyć?!
- Jabłuszko? - w legowisku rozległ się przyciszony głos. Point uniósł głowę, spoglądając załzawionymi oczyma na Kurkową Łapę. - Czy coś się stało? - wyszeptał rudzielec, wpatrując się w przyjaciela. Jabłkowa Łapa spuścił wzrok. Tak bardzo chciał wyrzucić te okropne obrazy z głowy!
- K-koszmar - wydukał, próbując uspokoić oddech. - C-czy mogę spać o-obok ciebie?
< Kurko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz