*jakiś dzień przed śmiercią Madzi*
Zmarszczyła nos. Rozmowa z matką o jej uczuciach ani trochę nie rozwiały wątpliwości medyczki. Wręcz przeciwnie, sprawiły, że Owieczka jeszcze bardziej pogubiła się w całym tym szajsie. Przed oczami cały czas jąkającą się rudą wojowniczkę, usilnie próbującą tłumaczyć jak działa miłość, związki i jak rozpoznać, że się kogoś "lubi, lubi". Ostatecznie kotka poległa i wydukała zrezygnowana, że najlepiej jak zapyta o to wszystko kogoś innego. Problem polegał jednak na tym, że nie bardzo wiedziała, do kogo mogła się zwrócić. Szyszce nie chciała zawracać głowy, zaś Orzełek... on chyba też nie ogarniał całego tego "kochania", podobnie jak ona.
Wybór padł na szylkretową wojowniczkę o oklapniętych uszkach. Od kogoś słyszała, że romanse to chleb powszedni dla Konopi, kiedyś ponoć do owocowego lasu przyszła jakaś kotka z klanu nocy, która była w niej cholernie zakochana.
— Dzień dobry — miauknęła cicho. podchodząc do wojowniczki, która właśnie szamała jakiegoś szpaka czy inną sikorkę — Miałabyś chwilkę? — zaczęła, szurając łapką po piachu. Konopia podniosła głowę, przyglądając się medyczce pytająco. Owieczka kaszlnęła głucho. I co miała jej powiedzieć? Najlepiej prosto z mostu chyba, co nie? Nieśmiało przycupnęła obok, wbijając ślepia w swoje łapki.
— Jaszne, o co choszi? — miauknęła, mając mordkę pełną świeżego mięsa. Przełknęła to, po czym oblizała pysk, spoglądając wyczekująco na medyczkę — Wal młoda — na mordce starszej szylkretki zakwitł łagodny uśmiech.
— C-cóż... — zaczęła nieśmiało — M-mama mówiła, że m-możesz wyjaśnić m-mi czym j-jest m-miłość. P-ponoć byłaś s-strasznie zakochana — wydukała ledwo wyraźnie. Z nerwów miała ochotę wykitować.
Wybór padł na szylkretową wojowniczkę o oklapniętych uszkach. Od kogoś słyszała, że romanse to chleb powszedni dla Konopi, kiedyś ponoć do owocowego lasu przyszła jakaś kotka z klanu nocy, która była w niej cholernie zakochana.
— Dzień dobry — miauknęła cicho. podchodząc do wojowniczki, która właśnie szamała jakiegoś szpaka czy inną sikorkę — Miałabyś chwilkę? — zaczęła, szurając łapką po piachu. Konopia podniosła głowę, przyglądając się medyczce pytająco. Owieczka kaszlnęła głucho. I co miała jej powiedzieć? Najlepiej prosto z mostu chyba, co nie? Nieśmiało przycupnęła obok, wbijając ślepia w swoje łapki.
— Jaszne, o co choszi? — miauknęła, mając mordkę pełną świeżego mięsa. Przełknęła to, po czym oblizała pysk, spoglądając wyczekująco na medyczkę — Wal młoda — na mordce starszej szylkretki zakwitł łagodny uśmiech.
— C-cóż... — zaczęła nieśmiało — M-mama mówiła, że m-możesz wyjaśnić m-mi czym j-jest m-miłość. P-ponoć byłaś s-strasznie zakochana — wydukała ledwo wyraźnie. Z nerwów miała ochotę wykitować.
< Konopio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz