Cisowa Łapa nie tęskniła już za Wilczą Łapą ani nie odczuwała, tego piekącego bólu, gdzieś w klatce piersiowej, za każdym razem, gdy tylko usłyszała, jak ktoś wspomina o martwym już uczniu. Żałoba rozeszła się po kościach, a córce Fasolowej Łodygi pozostało tylko liczyć, że nie przyjdzie jej się jeszcze długo mierzyć z kolejną śmiercią. Miała nadzieję, że już nigdy nie będzie czuła tak olbrzymiego cierpienia, jak wtedy. Naprawdę miała nadzieję. Trzymała się w tej bezpiecznej strefie, tak jak tylko potrafiła, praktycznie zamykając swój umysł na inną możliwość.
Srebrna kocica pokochała za to treningi, wkładając w nie całe swoje serce. Starała się, a postępy wdzięcznie jej się za to rewanżowały, czyniąc z Cisowej Łapy, coraz lepszą uczennicą. Naprawdę się z tego cieszyła. Może, jednak jej życie wcale nie miało być takie złe? W końcu jedynie jeszcze sprawy z rodzicami pozostawały nierozwiązane.
A jednak.
Cisowa Łapa wciąż nie odnalazła swojej ścieżki, rozpaczliwie poszukując jej wśród gęstych zarośli. A gdzie ona była? Gdzież to się ukryła? Pod którą gałęzią, pod którą splątaną myślą? Gdzie był jej początek? Zatraciła się w tym, ślepo uznając znalezienie celu życia za rzecz konieczną. To mogło zgubić kotkę. To naprawdę mogło ją zgubić. Czemu więc sobie nie odpuściła, próbując dalej ułożyć swoje roztrzepane życie, uparcie wracające na dawne miejsce?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz