Głośny wrzask Barwinka, ujadanie psa – to wszystko działo się tak szybko. Od początku czuł, że ta znajomość prędzej czy później wpakuje go w coś takiego. Jednak nie miał zamiaru zostawiać ucznia na lodzie, jeszcze by się komuś poskarżył…
Razem natarli na psa, który, widząc ich liczebną przewagę lub po prostu nie chcąc ryzykować utraty kilku kęp futra wycofał się. Sokół pobieżnie sprawdził, czy nikomu (głównie jemu samemu) nic się nie stało. Barwinkowa Łapa krwawił z tylnej nogi, poza tym brakowało mu trochę futra na boku – ale chyba nic więcej.
― Ale go załatwiliśmy! ― rozległ się radosny, optymistyczny trajkot, należący oczywiście do czarnego ucznia.
***
Z ulgą zaprowadził ucznia pod samą granicę z Klanem Klifu, po czym serdecznie i z należnymi honorami go pożegnał. Miał nadzieję, że już nigdy coś takiego go nie spotka. Ucieczka przed patrolem Klanu Burzy, potyczka z psem… To było odrobinkę za dużo jak na jeden dzień. Gdy wrócił do obozu, z radością wymościł sobie posłanie w legowisku. Tego wieczoru wydawało mu się ono niezwykle wygodne.
***
Głód.
Był wszędzie dookoła. Wątły stosik ze zwierzyną, wiecznie poddenerwowane koty. Tyle się zmieniło przez ostatnie księżyce. Odszedł jego ojciec, urodziło się mu rodzeństwo. Miał o kogo się troszczyć. Jednak z każdym dniem coraz bardziej czuł, że Pora Nagich Drzew za nim nie przepada. Na ostatnim patrolu nie złapał nic, na przedostatnim tylko jakiegoś chudego wróbla.
A przecież miał swoje rodzeństwo, matkę, brata i jeszcze parę innych kotów, na których mu szczególnie zależało. Pora Nagich Drzew była taka sama odkąd pamiętał, jednak tym razem było inaczej. Miał brata i siostrę, dwójkę słabych, chuderlawych kociaków, z którymi spędzał kilka chwil od czasu do czasu. Co, jeśli jego matce zabraknie mleka? Lepiej być zabezpieczonym. W tym momencie czuł, że znajomość zawarta księżyce temu może mu się przydać.
Pamiętał drogę do Klanu Klifu. Odprowadzał wtedy Barwinkową Łapę… Właśnie, ciekawe, czy został już mianowany wojownikiem. Mógł to być ciekawy temat do rozmowy, jednakże, szczerze mówiąc, niespecjalnie go to obchodziło. Zależało mu tylko na kilku ptakach czy myszach, którymi mógłby pomóc wykarmić klan. Przecież Barwinek nie był potworem, na pewno się nad nim zlituje.
Przysiadł gdzieś na obrzeżach terytorium Klanu Klifu i czekał. Czekał, nasłuchiwał. Był cierpliwy, ale i zdeterminowany. Po pewnym czasie dostrzegł znajomą mordkę przechadzającą się kilka długości lisa przed nim. Była z nim… Jakaś szylkretowa kotka i druga, bura. Nie znał ich, a same pyski może i nieco kojarzył. Na szczęście wiatr wiał w korzystnym dla niego kierunku, więc go nie wyczuli. Gdy tylko zbliżyli się na tyle, by mógł zaczepić Barwinkową Łapę, zdał sobie sprawę, że obce wojowniczki mogą go usłyszeć. Zaryzykował i złapał Barwinka za tylną łapę, wciągając go w krzaki.
― Pamiętasz mnie? Mam sprawę, Barwinkowa Łapo czy jak tam się teraz nazywasz.
<Barwinkowa Łapo?>
Złapał go za łapę i wciągnął w krzaki XDD
OdpowiedzUsuńOstry ten Sokół