Odprowadzana wzrokiem nie wiedzącego co robić mentora, powlokła się łapa za łapą do obozu, rzucając ostatnie spojrzenie na lecące po niebie ptaki. Ona kiedyś też będzie tak wędrować, jeszcze wszyscy zobaczą…
Tak szczerze, Iskra nawet nie zauważyła zmian, które miały miejsce w Klanie Lisa. Nawet nie zauważyła śmierci Jemioły, zabitej przez lisa. Bycie świadkiem utopienia się w rzece Astra i mentorki jej siostry, Niezapominajkowego Szlaku, też nie wstrząsnęło nią za bardzo. Ot, że Nostalgia trenowała teraz z fajowską Szyszką, nie liliową kocicą. Boleśniej odczuła dopiero śmierć cioci-Czereśni i to z dwóch powodów - raz, że teraz nikt nie miał głowy żeby łajać ją za samotne eskapady i dwa, że nad jej mentorem znowu zawisła czarna chmurka. Czekoladowa świetnie go rozumiała, utrata towarzysza podróży zawsze była przykrą sprawą, ale miała nadzieję, że kocur szybko się otrząśnie, bo gdy był smutny, walczył gorzej nawet niż Muszelka (a to w oczach Iskry stanowiło już spory wyczyn). Gdy ostatnio zawędrowała do legowiska medyczki, nie było tam zabawnej kotki o ciągle zirytowanej minie, co uczennica uznała z niecodzienne, ale nie niepokojące, zupełnie odwrotnie niż klanowicze. Nie przejęła się też zmianą lidera, chociaż ku rozbawieniu Sokoła uznała, że niebieski kocur śmierdzi i nie ma zamiaru spędzać z nim czasu, po cichu ciesząc się z jego braku uwagi dla jej poczynań. Dalej była tą samą Iskrą - występowała w dziwnych miejscach i o dziwnych porach, łaziła po drzewach, doprowadzała Muszelkę do palpitacji serca, a Sokoła do naprzemiennych ataków radości i rozpaczy i od czasu do czasu zamyślała się głęboko, zastygając w dziwnej pozie i z nieodgadnionym wyrazem pyszczka…
Wszystko to nie wynikało z braku wrażliwości (koteczka potrafiła pół dnia kontemplować kształt i kolor napotkanego na swojej drodze kwiatka) czy samolubności (zawsze gdy jadła, pytała czy nie podzielić się z siostrami. Że czasami narzekała, że zjadły tę lepszą część to już inna sprawa), po prostu wciąż traktowała Klan Lisa jak miejsce chwilowego postoju, punkt na szlaku jej wielkiej wędrówki. Może i znała wszystkie te koty z widzenia, ale mało który z nich znalazł miejsce w jej sercu, stając się towarzyszem podróży.
Jak Sokół na przykład. Dlatego, gdy markując atak, rzucił się na nią, zmobilizowała całą swoją uwagę i siły, żeby mógł być z niej dumny.
<Sokole? Co prawda mało tu Sokoła, no ale… :’) Tak, myślę, że jeśli nie masz nic przeciwko, to gdy odpiszesz na moje poprzednie opko, można skończyć jej trening :D>
Może kolejny towarzysz podróży jest bliżej niż się wydaje :D
OdpowiedzUsuń^^
Usuń