porą zielonych liści
Nikt nie lubił świtów. No, może oprócz tych paru dziwolągów, którzy jako pierwsi wyskakiwali z legowisk, ustawiając wszystkich zaspanych do pionu. Kajzerka (na szczęście!) do takich kotów nie należała. Ceniła sobie spokojny sen. Nie zawsze jednak inne koty postanawiały to uszanować...
— Wstawaj, Kajzerko! — Kocica czuła, jak coś uporczywie trąca ją nosem i biadoli nad uchem. Początkowo starała się to zignorować i udawała, że śpi jak kamień, lecz w końcu uchyliła powieki i spojrzała na kota, który raczył ją obudzić. Stojący przy niej Chrząszcz wyglądał na zniecierpliwionego. — Wszyscy czekamy na ciebie.
— Że co? — burknęła, przeciągając się. Zakryła łapami pysk, gdy wpadające przez liście słońce poraziło ją w oczy. — A to z jakiej racji?
— Z takiej, że zostałaś wybrana na patrol — wyjaśnił, co wcale jej nie pocieszyło.
— A kogo jeszcze wzięli?
— Rokitnika i Listek. A przewodzi sama zastępczyni.
Kajzerka przewróciła oczami. Nikt ciekawy! I co, miała się nudzić przez pół dnia? I to jeszcze w takim upale?
— Radzę ci się pospieszyć. Gruszka już jest wystarczająco podirytowana — dodał jeszcze, widząc brak entuzjazmu kotki i zeskoczył z gałęzi. Po chwili obok niego znalazła się Kajzerka, jednak nie bez zaspanego, niezadowolonego stęknięcia.
— Nareszcie! Zamieniasz się w popielicę? — Pierwszą rzeczą, którą usłyszała, było gniewne mruknięcie starszej kocicy.
— Raczej nie, ale gdyby tak było, to bym nie protestowała — odpowiedziała, nie do końca rozumiejąc zaczepkę. Zastępczyni nie wyglądała, jakby jej się to zbytnio podobało.
— Mam nadzieję, że chociaż zebrałaś tym snem siły na obejście całej południowo-wschodniej granicy.
— Nie miała to być tylko granica z Klanem Burzy? — zapytał nieco zdziwiony Rokitnik.
— Zmieniłam zdanie.
"Czyli Chrząszcz nie kłamał" — pomyślała sobie Kajzerka, krzywiąc się na pyszczku. "Faktycznie jest nie w sosie!"
W tamtej chwili jeszcze wszystkie jej chęci, jeśli w ogóle jakiekolwiek w niej pozostały, nagle zniknęły. Szylkretka zaczęła się rozglądać wokół w poszukiwaniu swojej ostatniej deski ratunku, która ocaliłaby ją od tego katorżniczego patrolu. Gdy jej oczy napotkały na znajomego jej Orzeszka, uradowała się w duszy. Miała pomysł!
— Tylko że ja... Ja obiecałam Orzeszkowi, że pójdę z nim pozbierać zioła! — miauknęła nagle, gdy wszyscy już przymierzali się do wyjścia z obozu. Gruszka odwróciła łeb w stronę wojowniczki, mierząc ją niezbyt przychylnym wzrokiem. Kajzerce powoli zaczynało się palić od środka futro, ale starała się nie zdradzać po sobie, że skłamała. Patrzyła w jej oczy z pewnością siebie i nadzieją, że ta odpuści jej patrol.
— Doprawdy? — burknęła, na chwilę się zatrzymując.
— No tak! Wczoraj mnie poprosił! — odmiauknęła Kajzerka i podeszła do asystenta medyka, który wyglądał na bardzo zdezorientowanego. — Co nie? — Szturchnęła go ramieniem i posłała błagające spojrzenie.
Orzeszek przez chwilę patrzył na nią tak, jakby wyrosła jej trzecia głowa, lecz po chwili miauknął w stronę Gruszki:
— Tak, tak, oczywiście!
Po bitwie na spojrzenia, wystarczająco długiej, by jej uczestnikom zrobiło się niekomfortowo, starsza kocica w końcu odpuściła. Wypuściła z pyska powietrze, odwróciła łeb i dała swoim towarzyszom znak do wymarszu. Dopiero w tej chwili na pysk Kajzerki wstąpił szeroki i szczery uśmiech.
— Na gwiazdy, nawet nie wiesz, jak ja ci dziękuję! — miauknęła i zetknęła się z nim nosem, co wywołało u kocura widoczne zakłopotanie. Odsunął swój pyszczek i uśmiechnął się nieśmiało.
— Bardzo mnie to cieszy, ale... O co tak właściwie chodzi? — zapytał, na co kotka tylko się roześmiała.
— Potrzebowałam się wydostać z tego patrolu. Czaisz to? Chcieli mnie wyciągnąć wczesnym rankiem na obchód prawie całej granicy! Nie ze mną takie numery — narzekała. — Pojawiłeś się w idealnym momencie, żebym mogła się wymigać!
— Tylko może nie tak głośno... — uciszył ją nieco Orzeszek, rozglądając się wokół niespokojnie.
— Ach tak, racja... No, to teraz tylko musimy iść pozbierać zioła, żeby Grucha mnie nie zjadła — zaśmiała się.
Orzeszek wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili przymknął pyszczek i wykonał koci gest wzruszenia ramionami.
— Właściwie... Świergot mnie poprosiła, abym niedługo zorganizował patrol ziołowy do zebrania miodu. Tylko do tego potrzeba by było jeszcze chociaż jednego wojownika...
— Pfff! — przerwała mu. — No co ty! Ja to jestem jak dwóch wojów w jednym! Mówię ci — zapewniała go, nie chcąc dłużej przedłużać ich siedzenia w obozie. Ktoś mógł na nią donieść i co wtedy? — Rozprawię się ze wszystkimi pszczołami w lesie, jeśli będzie taka potrzeba.
Kocur uśmiechnął się.
— Skoro tak mówisz...
***
Gdy nadchodziły zielone liście, Owocowy Lasek zamieniał się w piękne miejsce. Z drzew zwisały dojrzałe owoce, które nieraz odrywały się od szypułek, będąc w stanie boleśnie uderzyć nieostrożną ofiarę w głowę. W zaroślach wyrastały barwne kwiaty, których woń przyjemnie muskała po nozdrzach, umilając polowania i spacery.
A przynajmniej tak by było, gdyby nie te uporczywe deszcze...
Ziemia była wilgotna, a przez to każdy krok wiązał się z nieprzyjemnym, mlaszczącym dźwiękiem. obrzmiałe jabłka gniły pod pniami swoich matek, wydając z siebie niemiły zapach. Kwiaty, owszem, były – lecz nie tak barwne i pachnące jak wcześniej. Ich liście były pożółkłe i opadłe. Wyraźnie było widać, że coś było nie tak.
— Myślisz, że kiedyś w końcu przestanie tak lać? — mruknęła Kajzerka, rozglądając się po okolicy. We krwi miała miłość do wody, lecz też bez przesady... Czasem dobrze było mieć chwilkę na wysuszenie futerka. Teraz było to naprawdę trudne zadanie.
— Pora opadających liści słynie z obfitych deszczów, więc pewnie jeszcze sobie poczekamy — mruknął Orzeszek i, wraz z jego słowami, na nos jego towarzyszki spadła pierwsza deszczowa kropelka. A potem następna. I następna. — Och, to nie jest dobry znak... — Kocur spojrzał w szare niebo.
— Znowu? Na kujące osty, ile można! — wymruczała niezadowolona Kajzerka. — Dobra, uwińmy się szybko z tym miodem. Kiedy będzie to gniazdo, o którym mówiłeś?
— Nie wiem czy to taki dobry pomysł, skoro pada — odparł, wyglądając na zaniepokojonego. Wojowniczka jednak tego nie rozumiała. Ona na patrole musiała chodzić nawet w ulewy!
— A to z jakiej racji?
— Z takiej, że pszczoły nie lubią wody.
— No to chyba lepiej dla nas, nie? Uciekną i będziemy mieć pustą barć.
— Na odwrót. Wszystkie wlecą do środka i będzie trudno je wygonić.
— Oj tam! To tylko robaki! — mruknęła, przewracając oczami. — Wyglądam ci na kogoś, kto się boi robaków?
Orzeszkowi zadrgały z rozbawienia wąsy.
— Tylko pamiętasz, że pszczoły to robaki z żądłami, prawda? — Podniósł jedną brew. — Do nich boją się podchodzić nawet wojownicy i wcale się im nie dziwię.
— Oj tam! — Strzepnęła łapą. — Za dużo gadasz, a za mało robisz. Ta mżawka zdąży się zamienić w powódź do czasu, gdy my wrócimy!
Nie odpowiedział jej, a jedynie westchnął. Poszedł dalej przed siebie, zmuszając tym samym kocicę do przyspieszenia kroku. "No nareszcie!" — pomyślała, podążając za stróżem.
***
Cóż... Nie wszystko poszło zgodnie z planem...
Kajzerka leżała w legowisku medyka z pieczącym, swędzącym i, co najbardziej widoczne – ogromnym nosem. Krzywiła swój pysk z każdym pulsem bólu, który przypominał jej o tych głupich pszczołach.
Ależ skąd mogła wiedzieć, że polecą wprost w jej stronę? Myślała, że otrzyma chociaż jakieś ostrzeżenie, lecz nie! Jedyne, co zdołała zobaczyć przed tragedią, to wielki rój frunący wprost w jej stronę. Przez ich głośne bzyczenie przebijał się tylko przestraszony głos Orzeszka, który kazał jej biec w stronę wody. Więc pobiegła! Jednak nie bez strat po drodze...
Kocur krzątał się wokół niej, cicho mrucząc coś pod nosem.
— Mówiłem, że to był zły pomysł. Mieliśmy szczęście, że ten deszcz całkiem je spłoszył! Inaczej nie skończyłoby się tylko na tym nosie... — miauczał, a Kajzerka nie była w stanie stwierdzić, czy kierował to do niej, czy do samego siebie. Machnęła łapą.
— Pf. Przynajmniej masz miód!
— A ty napuchnięty nos jak u borsuka! — Pokręcił zrezygnowany głową. — Nie powinniśmy byli tam pójść...
— Do zgromadzenia się zagoi. Mówisz tak, jakby mi odgryzły łapę — zaśmiała się, kontrastując z poddenerwowanym Orzeszkiem. — To było zabawne.
— Nie byłoby, gdyby coś ci się stało...
— Ale się nie stało! Wyluzuj.
Spojrzała na niego przekonująco. Po paru uderzeniach serca milczenia stróż westchnął i... się uśmiechnął!
— Okej, ale musisz przyznać, że wyglądasz teraz całkiem śmiesznie.
— No ba! Mam nadzieję, że Maślak mnie rozpozna, jeśli mnie zobaczy... To mi nie zostanie na stałe, prawda?
Orzeszek zachichotał.
— Po paru wschodach słońca nie będzie po tym nawet śladu. Pamiętam, jak Traszkę też jedna ugryzła jakiś czas temu, tylko że w łapę. Wyglądała, jakby wymieniła się nimi z rysiem... Jak dobrze, że jej zeszło, bo inaczej miałaby krzywy krok do końca życia.
Wojowniczka zawtórowała mu śmiechem, na chwilę zapominając o swojej dolegliwości.
Wyleczeni: Kajzerka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz