— Nie pogniewasz się Pokrzywowe Zarośla, jak porwę ci Siewczą Łapę?
Obydwoje obrócił się w strone medyczki. Szylkretka spojrzała niepewnie na mentora. Wojownik trzepnął uchem zakłopotany. Gdzieś w głębi duszy chciałaby, żeby się nie zgodził. Obawiała się rozmowy z medyczką. Tego co dla niej planowała.
— Nie ma problemu. — wydukał liliowy, uśmiechając się lekko do uczennicy. — Opowiedz mi potem gdzie się wybraliście.
Kotka kiwnęła niechętnie łebkiem i ruszyła niepewnie w strone medyczki. Biała kotka była lekko zgarbiona. Jej ślepia zdawały się zmęczone. Jakby nie sypiała dobrze. Musiała być przemęczona. A mimo to zmuszała się do spaceru z Siewką. Poświęcała się dla niej, a szylkretka była tak niewdzięczna, że myślała tylko o tym jak się z tego wykręcić. Położyła po sobie uszy. Było jej głupio z tego powodu. Musiała przynajmniej udawać, że wszystko z nią w porządku, by ta nie zaniedbywała dalej swojego zdrowia dla głupiej uczennicy.
Wyszły wspólnie z lasu, kierując się na północny zachód. Polana powoli budziła się do życia, lecz podmokła ziemia dławiła młode pędy. Wciągała je w powiększające się błotniste kałuże.
— Byłaś kiedyś przy Złotych Kłosach? Co prawda najpiękniej wyglądają porą opadających liści, ale teraz też mają swój urok.
Siewka nerwowo zerknęła na kotkę. Nie wiedziała co odpowiedź. Przecież ona zorganizowała to wyjście. Szylkretce było obojętne gdzie się wybiorą. Chciała mieć już to za sobą. Jak najszybciej.
— Porą zielonych liści rośnie tam wiele kwiatów. Chabrów, maków. Wyglądają pięknie na tle rozciągającej się żółci.
Uczennica zatrzymała się na uderzenie serca, analizując słowa medyczki. Po chwili pokiwała lekko łbem. Uciekła myślami ku temu widokowi. Jeszcze parę księżyców i może sama to zobaczy. Zmarszczyła się, gdy przez nieuwagę wdepnęła w błotnistą kałuże. Breja pochłonęła jej łapkę barwiąc ją na brunatny kolor. Otrzępała ją, lecz niewiele to dało. Zerknęła na kotkę, która weszła na dziwną polanę. Specyficzna ziemia, pachnąca inaczej niż zwykle. Na niej w równym rzędzie rosły niewielkie pędy. Siewka zatrzymała się na uderze serca przyglądając się temu nietypowemu widokowi.
— To dzieło Dwunożnych. Nie wiem dlaczego uprawiają te dziwne trawy. Pewnie sam Klan Gwiazd także nie zna tej tajemnicy. Co rok przyjeżdżają ogromnymi Potworami, tworzą kopce, sadzą je, posypują śmierdzącymi środkami a potem zbierają. Zawsze ten sam cykl. — wyjaśniła Czereśnia, gładząc łapą ziemie.
Siewka spojrzała na ogrom tej polany. Także nie miała pomyślu czemu to miało służyć. Czyny Dwunożnych pozostały zawsze tajemnicą.
Ruszyły dalej. W pewnym momencie Siewka zerknęła za siebie i z niepokojem odkryła jak daleko już się oddaliły. Znajome jej tereny zdawały się tak odległe. Zatrzymała się czując dziwną woń. Wodę?
— Za niedługo skręcamy. Pokaże ci, gdzie rośnie miętą. Nie jest to oczywiste dla niej miejsce. Zdaje się, że Dwunożni musieli ją tutaj wyrzucić.
Medyczka minęła okrągły kamień i ruszyła ku zapachy wody. Dziwna kamienna budowa ukazała się oczom szylkretki. Pierwszy raz widziała coś podobnego. Kamienie zdawały się wyrastać z ziemi i tworzyć sklepienie. Wokół panował świąd nieznanych jej woni. Medyczka poszła w stronę konstrukcji.
— Spójrz. To mięta. Jest nieco inna niż te leśne. Pachnie o wiele intensywniej.
Siewka kichnęła. Aż za intensywniej. Czereśniowa Gałązka uśmiechnęła się lekko.
— Poczekaj tutaj. Urwe parę gałązek.
* * *
Szły w ciszy. W liściastym pakunku medyczka niosła zioła. Ich zapach drażnił nos uczennicy. Spotkali parę kotów w drodze powrotnej. Praktycznie każdy zatrzymał się na kilka uderzeń serca by zamienić kilka słów z Czereśniową Gałązką. Siewka stwiedziła, że kotka musi być kimś ważnym. Ważniejszym może od lidera. Nigdy nie widziała by tyle kotów z nim rozmawiało. Trochę speszyła się przez pryzmat tego faktu. Medyczka miała zapewne ważniejsze sprawy na głowę niż zajmowanie się nią.
— Coś się stało, Siewcza Łapo?
Pokręciła łbem.
— Na pewno? Chodź, może przysiądziemy. Chwila odpoczynku dobrze nam zrobi.
Czereśniowa Gałązka usiadła na skrawku suchcej ziemi pod niewielkim krzewem. Siewka dołączyła do niej niepewnie. Usiadła w znacznej odległości. Była zmęczona. Chciała już wracać do Pokrzywka. Ale nie mogła marudzić. Szczególnie gdy medyczka poświęcała się dla niej.
— Wiesz, wszyscy mamy swoje niepokoje. Każdego z nas coś dręczy. To nic złego. To coś naturalnego. Powszechnego...
Pomarańczowe ślepia spojrzały na medyczne z niedowierzaniem.
— Może nie widać tego po mnie, ale martwi mnie wiele spraw. — wyjaśniła kotce. — Klan Gwiazd... przesyła mi niejasne sygnały. Moje sny przepełnione są mrokiem...
Uczennica położyła po sobie uszy.
— Sny...?
Czereśnia uśmiechnęła się słabo. Jej łapa powędrowała ku wilgotne glebie. Zaczęła tworzyć w niej niezrozumiałe kształty.
— Tak, sny. Widzisz, Klan Gwiazd kontaktuje się z nami przez sny. Ale nie tylko. Dlatego też ostatnio... Nie wiem, jak to opisać. Czuję, że coś się zbliża. Nadciąga. Nie unikniemy tego.
Siewka zadrżała. Mimowolnie oparła się łbem o kotce. Też zdawała się roztrzęsiona. Także się bała. Pewnie też rozpaczliwie potrzebowała ciepła.
— Jakie to sny?
Czereśnia zagryzła wargę, uciekając gdzieś spojrzeniem.
— Straszne. Naprawdę straszne. — wyznała.
Otrzepała się, jakby chciała się pozbyć tego z siebie. Chwilę wpatrywała się we własne łapy, by następnie spojrzeć na uczennice. Posłała jej słaby uśmiech.
— Co mówią twoje sny, Siewcza Łapo?.
Siewka spuściła wzrok. Oparła się mocniej o medyczke.
— Też... Też są straszne. Wszyscy są źli albo... albo umierają. — szepnęła, bojąc się reakcji kotki.
Medyczka objęła ją ogonem. Zaczęła ją gładzić po grzbiecie.
— To naprawdę straszne sny. — miauknęła.
Sięgnęła po pakunek i wyciągnęła kawałek ziela.
— To dla ciebie.
Podała jej jeden z pędów mięty. Siewka przyglądała się mu. Miała go zjeść?
— Połóż go w swoim legowisku. Zasypiając, postaraj się skupić na jego zapachu. Może ci pomoże.
Kotka zwiesiła uszka. Wzięła gałązke mięty i przycisnęła do piersi. Czereśniowa Gałązka była cudownym kotem. Nie sądziła, że jest tak dobra. Nic dziwnego, że koty z gwiazd wybrały ją na swojego proroka.
— Dziękuję. — mruknęła, ocierając się łbem o kocice.
Medyczka zamruczała cicho.
— Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wybierzemy się na wspólny spacer.
[trening medyczny 922 słów]
[przyznano 18%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz