Prószący Śnieg zabrał Rozczarowaną Łapę na trening skoro świt. Szylkretka niechętnie ruszyła za białym kocurem, jeszcze przed wyjściem z legowiska uczniów zerkając na rodzeństwo, które mogło sobie dłużej pospać. Zazdrościła im tej możliwości wyspania się. Ale dzięki temu, że rozpoczęła dzisiejszy treningu wcześniej, również wcześniej go zakończy. Coś za coś. Zrównała kroku z mentorem kierując się do wyjścia z jaskini. Widząc co się dzieje poza nią, zrezygnowana położyła uszy po sobie. Nie tylko została obudzona tak wcześnie, ale również miała trenować w deszczu. Świetnie, po prostu świetnie.
— A co to za mina? — zagadnął pogodnie biały kocur widząc minę Rozczarowanej, która spode łba spojrzała na niego
— Nie możemy poczekać, aż się rozpogodzi?
— Nie. Idziemy. Nic takiego ci się nie stanie... Kto rano wstaje... — zadowolony machnął ogonem, starając się zachęcić młodszą członkinie klanu do opuszczenia obozu. Córka Srokoszowej Gwiazdy niepewnie ruszyła naprzód, a krople deszczu dość szybko zmoczyły jej półdługie futro, gdy tylko znalazła się poza jaskinią. Pojedynczy większy loczek zdobiący jej głowę również jak reszta futra oklapła, tym samym zasłaniając kotce widok.
— ... ten jest niewyspany — dokończyła otrzepując się z nadmiaru wody.
Nie mogła się doczekać, aż skończy trening i wróci z powrotem do jaskini.
***
Rozczarowanej Łapie udało się upolować niedużą jaszczurkę, która przemykała po niedużej kamiennej ścianie. Biedne stworzenie nieudolnie starało się uciec przed kocicą i zostało zapędzone w małą szczelinę, będąca ślepym zaułkiem. Jedyną możliwością było się cofnięcie, tym samym wpadając w łapy szylkretki.
— Mam ją. Mam ją! — zawołała przyciskając swoją zdobycz do ziemi, po tym jak udało jej się wyciągnąć jaszczurkę ze szczeliny nad Kaczym Bajorkiem
— Dobra robota! Ha ha!
Uśmiechnęła się słysząc pochwałę. Chwilę jej zajęło zagonienie tego małego zwierzątka, a już reszta to było niczym połknięcie płotki. Szybko się uporała z zakończeniem żywota zwierzęcia, teraz z dumą mogła wrócić do obozu i pochwalić się rodzeństwu i mamie, no i może ojcu swoją pierwszą zdobyczą, która całkowicie samej udało się dopaść. Jednak Prószący Śnieg nie wykazał zainteresowania powrotem, zamiast tego nakazał kocicy postarać się upolować jeszcze jedno zwierzę, tym razem większe niż ta mała jaszczurka, która się nawet młody uczeń nie naje. Czyli pochwała nie była szczera, a kocur po prostu wyśmiał jej udane polowanie.
— Zaraz złapie mysz, nornice... albo królika i nie będzie ci do śmiechu! — krzyknęła do kocura, który właśnie w tej samej chwili starał się upolować kaczkę
Oddaliła się kawałek w stronę Złotych Kłosów. Pamiętała z teorii, że porą opadających liści znajduję się tutaj najwięcej gryzoni i nie tylko, ale porą nowych liści również pojedyncze sztuki powinny się znaleźć. No mogło być jednak trudniej przez warunki pogodowe, jakie towarzyszyły dzisiejszego dnia. Dlatego też trzymała nos przy ziemi starając się wywęszyć wspomniane gryzonie, licząc na to, że może jej się poszczęści i trafi na więcej niż jedną sztukę. Skupiona na polowaniu, powoli zbliżyła się w stronę Drogi Grzmotu, pamiętając o tym, że nie może jej przekraczać pod żadnym pozorem, dopóki nie zostanie mianowana na wojowniczkę. Właśnie, o ile zostanie mianowana. I gdy już udało jej się znaleźć trop zwierzęcia, usłyszała szelest dochodzący za nią.
Czując dziwny nieznany zapach w okolicy, przystanęła unosząc pysk znad ziemi i zaczęła się rozglądać dookoła. Wśród niezbyt wysokiej trawy błysnął jej nieduży kształt. Czyżby to był "królik"? Chyba mógł przybiec tutaj z terenów Klanu Burzy, prawda? Nie miała okazji go jeszcze nigdy widzieć z bliska, w końcu były takie szybkie, a Rozczarowanie nie potrafiła im dorównać szybkością. Nie odzywając się, nie chcąc spłoszyć swojej potencjalnej zdobyczy zakradła się i tak jak ja uczył Prószący Śnieg, skoczyła. Zamiast jednak skoczyć na domniemanego królika, już po chwili przyciskała łapkami do ziemi liliowego kota, którego powaliła na mokrą ziemię. Była doprawdy wielce zaskoczona tym co, czy też właściwie kogo upolowała. Liliowy pachniał inaczej niż koty z Klanu Klifu, a poza tym nigdy go na oczy nie widziała. Samotnik? A może kot z innego klanu? Z Klanu Wilka, w końcu był najbliżej od Złotych Kłosów? Tylko co po tej stronie by robił.
— Kim jesteś i co robisz na terenie Klanu Klifu? — zaczęła starając się brzmieć groźnie, tak samo jak w swoich powieściach dotyczących przeganiana samotników brzmiał Lśniący Księżyc. Kot, którego jakimś cudem udało jej się powalić, prawdopodobnie po prostu przez efekt zaskoczenia, był od niej nieco większy, jednak różnica było ledwo zauważalna.
— A, łapa, moja łapa... — wymamrotał kocur, i dopiero wtedy Rozczarowana spojrzała na wspomnianą łapę, którą dociskała swoją do podłoża uniemożliwiając liliowemu poderwanie się z ziemi
Skrzywiła mordkę widząc kolec w łapie kocura. Wyglądało to okropnie. Jakim cudem on był w stanie normalnie chodzić z kolcem wbitym w łapę? Ona na jego miejscu już dawno by się udała do medyków, albo chociażby mentora czy rodzica, aby wyciągnąć obce ciało.
— Jakim cudem ty jeszcze ruszasz tą łapą...
Widząc, że kot wydawał się niegroźny, nieporadny, a przede wszystkim słaby w oczach młodej uczennicy puściła go, ale w każdej chwili była gotowa głośno się wydrzeć, gdyby sytuacja się obróciła na jej niekorzyść, aby jej mentor widział, że jest w niebezpieczeństwie. Nieco się cofnęła, na bezpieczną odległość, tak by móc w razie czego mieć większe pole na wykonanie manewru podczas ucieczki. A gdy to zrobiła, upewniając się, że nikogo poza kocurem nie ma w okolicy, usiadła na ziemi przyglądając się młodemu nieznajomemu mając nadzieję, że ten zaraz jej ładnie odpowie na zadane pytania. I to szybko. Bo trzeba było coś poradzić na tą jego dolegliwość, bo na samo spojrzenie na łapę kota, ciarki przechodziły po karku koteczki.
<Stokrotku?>
[trening 890 słów]
[Przyznano 18%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz