Korzystała z ostatnich ciepłych dni do oporu. Nieustannie naskakiwała na mentorkę, aby częściej chodziły na trening, a ta z każdym wypowiedzianym przez młodą kotkę słowem, zdawała się być nią coraz bardziej przytłoczona. Północ stale wypatrywała okazji do wyrwania się z szarości obozu, gdzie szum oddzielającego ich od świata wodospadu, zagłuszał nawet jej własne myśli.
Nie mogła słuchać, jak inni zamartwiali się nadchodzącą Porą Opadających Liści. Kładła nisko po sobie uszy na znak buntu przeciwko samym wyobrażeniu zimnych podmuchów wiatrów wkradających się pomiędzy jej długą sierść i przenikających ją chłodem na wskroś. Dlaczego dorośli, znudzeni życiem wojownicy, nie mogli cieszyć się chwilą, tylko ciągle uciekali myślami w przód, zakładając przy tym jak najwięcej negatywnych opcji?
Tchnęła ją nagle myśl, że właśnie ma ochotę na spacer. Obróciła głowę w tył, rozglądając się w poszukiwaniu za mentorką. Delikatna Bryza wydawała się momentami niewidzialna, znalezienie jej potrafiło zabierać dymnej więcej czasu, niż sam trening.
Kaszlnęła, gdy zbyt gwałtownie poderwała się z pozycji siedzącej, ustając niepewnie na wszystkich łapach. Ostatnimi czasy towarzyszyło jej nieprzyjemne drapanie w gardle. Jakby zjedzony przez nią ostatnio gryzoń odrodził się i próbował uciec z jej brzucha, wspinając się po ściankach jej przełyku. Skrzywiła się na tę myśl i oblizała pysk, próbując wyprzeć się uczucia suchości. Powtarzała sobie, że to siedzi tylko i wyłącznie w jej głowie.
— Kto to się tak dusi? — Usłyszała pełne zmęczenia pytanie, które padło tuż nad jej uchem, na co instynktownie podskoczyła w miejscu. Zdała sobie sprawę, że stała tuż przy samym legowisku medyków, a trójkątny pyszczek Czereśniowej Gałązki wisiał jej nad głową. — Północna Łapo, czy to ty?
Przełknęła ślinę, przestępując nerwowo z łapy na łapę. O nie, ona się uziemić nie da.
— Nie sądzę — palnęła, zdając sobie sprawę, że nie zabrzmiało to przekonująco. — A może to ty? — dorzuciła.
— Słucham? — spytała wyraźnie zbita z tropu medyczka. — Czy ty jesteś zdrowa?
— Tak, jestem? — W tym momencie by sobie nie uwierzyła, ale może Czereśnia ma akurat zatkane ucho i nie dosłyszy tej niepewności kryjącej się w głosie dymnej. — Gdybyś miała wskazać w klanie najzdrowszego kota, byłabym to ja — zapewniła, by chwilę później przez jej pysk uciekło ciężkie kaszlnięcie.
Szylkretka spojrzała na nią z lekkim niezadowoleniem, kręcąc z dezaprobatą głową.
— Oh, gdybyś była w tym momencie najzdrowszym okazem zdrowia Klanu Klifu, to nawet nie chciałabym wiedzieć, co musiałoby dolegać innym — stwierdziła. — Chodź tu. Już. Akurat jest luźniej, znajdę dla ciebie chwilę.
Uczennica chciała się zaprzeć. Wręcz usiadła na ziemi, jakby miód umocnił jej cztery litery na tym miejscu. Zerknęła niepewnie na medyczkę. Poczuła momentalnie suchość w gardle, ale wstrzymała oddech, by nie wydać z siebie ani jednego, niepokojącego dźwięku.
— Hej, Północna Łapo, ale mi się tu nie uduś — poprosiła ją starsza, a potem wręcz wciągnęła ją do wnętrza "Ziółkowego Zakątu" (Dymna pozwoliła sobie wymyślić ciekawszą nazwę w zastępstwie dla nużącego "Legowiska medyków") i wypytała ją o przebieg jej ostatnich dni.
Młodsza odpowiadała na tyle, na ile pozwalało jej niechętne do współpracy w udawaniu zdrowej gardło, a następnie ze skrzywioną miną wysłuchiwała burę za to, że w tak ciepłe dni zapomina o piciu wody, przez co zaraz skończy zaraz mdlejąc na każdym kroku, cicha jak mysz skryta w ciasnej norce.
Przytakiwała bezmyślnie na każde pytanie, obiecując, że tym razem będzie się pilnować i za szybko jej nie odwiedzi.
[556 słów]
[przyznano 11%]
Wyleczeni: Północna Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz