Brązowy kocur zbliżył się do starszej uczennicy. Jeszcze nie tak dawno pamiętał, jak przechwalała się, że jest najlepsza ze swojego rodzeństwa, co niestety nie współgrało ze stanowiskiem, na którym się wciąż znajdowała. Czasami myślał, że może kocica prowadziła jakiś bunt wewnętrzny, aby uświadomić inne koty, że czarne koty nie są takie wspaniałe, jak starały się to innym wmawiać, ale jednak spojrzenie oczu Kotewkowej Łapy, jak i sam wyniosły sposób jej mówienia jasno mówił, że mylił się co do tego. Był ciekawy co stało za tym, że córka Sroczek Gwiazdy, która sama liderka od wielu księżyców uczyła, wciąż była uczennicą. Czy to naprawdę przez te całe halucynacje, które na całe szczęście udało się wyleczyć opóźniła się w treningu?
— Jak upadłaś? — spytał przyglądając się łapie kocicy, która wyglądała dość normalnie, nic nie wskazywało na to, aby doszło do uszkodzenia kończyny, ale jednak dla pewności wolał zbadać arlekinkę
— Jak to jak?... Normalnie. Źle stanęłam na łapę w trakcie upadku. Nie gadaj tyle, tylko coś zaradź. Ach, jak boli!
Topikowa Głębina przekrzywił głowę i oddał się zadumie. Nie raz już przyszło mu zająć się kotami, które źle zeskoczyły z drzewa. I każdy z nich inaczej się po tym zachowywał w przeciwieństwie do Kotewkowej Łapy. Większość kotów starała się dokładnie opisać jak doszło do urazu, aby pomóc w diagnozie medykowi.
Przeniósł spojrzenie na łapę pacjentki, po czym przed wcześniejszym upewnieniem się, czy może ją dotknąć, położył na niej swą białą łapę. W tym samym momencie z pyska córki Sroki wydobył się syk. Na ten dźwięk Topik poruszył uszami, a na jego pysku pojawił się mimowolnie uśmiech.
— Bawi cię to, że cierpię? — prychnęła
— N...nie. To nie tak. — odezwał się nieco speszony tym, że jego mimika go zdradziła. Uśmiechnął się to fakt, jednak nie że względu na to, że kocica, która mu dokuczała była cierpiąca, tylko dlatego, że widział, że go kłamie. Może nie w sprawie, że źle upadła, ale w sprawie tego, że ją boli. I to bardzo. Stan fizyczny łapy nie wskazywał na żaden uraz, nie było na nim nawet najmniejszego zranienia, a dodatkowo zbyt wysoko podnosiła ją... Gdyby faktycznie ją bolała, nie byłaby w stanie tak zrobić. — Już zaraz coś zaradze. Zaraz przyniosę zioła. — odmiauknął i zniknął na ułamek sekundy w składziku, by już po chwili wrócić z ziołami — Te musisz zjeść, a te zaraz nałożę ci na łapę.
— A tylko spróbuj mnie otruć... — zagroziła, jednak bez większego oporu zjadła czyściec wełnisty
Topikowa Głębina w międzyczasie zrobił okład na łapę kotki ze zwykłej trawy, nie chcąc się kłócić z kocią, że tej nic nie dolega tylko udaje. A on nie po to tak pilnie się uczył, aby zajmować się stymulantami. Może dzięki właśnie czyśćcowi kocica nabierze sił do ukończenia treningu?
— Przez księżyc nie powinnaś nadwyrężać łapy — polecił, gdy kocica opuszczała legowisko medyków
Pacjentka minęła się z wracająca do legowiska medyków Strzyżykowym Promykiem, która uważnie przyglądała się córce liderki.
— Widzę, że córki Sroczej Gwiazdy, pomimo niechęci do ciebie, wolą jednak jak to ty nimi się zajmujesz... Co jej dolegało? Wygląda na zdrową. Za zdrową.
— Ponoć łapa ją bardzo bolała, ale jak dla mnie Kotewkowa Łapa cierpi na lenistwo, a na to nie ma lekarstwa — miauknął cicho spoglądając na swoją mentorkę z kamiennym wyrazem pyska, a już po chwili krótko parsknął i czmychnął w głąb legowiska mając nadzieję, że nie oberwie mu się za ten komentarz względem córki liderki
***
Zastanowiał się często nad przyszłością. Nie mógł się również doczekać spotkania medyków. Miał nadzieję, że tym razem Gwiezdni będą bardziej rozmówni niż ostatnio, nie starając się tylko im zesłać snu czy też koszmaru.
Przeniósł spojrzenie na śpiącego kociaka na legowisku, była to jego kuzynka, Nenufara. Dopiero co maleństwo się urodziło, a już zdołało zachorować. Topikowa Głębina stanął na głowie, aby w pierwszej kolejności zadbać o nią, dopiero później zdecydował się pomóc Wodnikowemu Wzgórzu, oczywiście za zgodą kocura, który uważnie przyglądał się poczynanią medyka, gdy Jaskrowy Pył przyniosło swoję kocię do legowiska medyków. Wieść o ciąży czarnego kota była szokiem dla młodego medyka, nie spodziewał się, że Jaskier mogłoby planować założenie rodziny, w końcu mało ze sobą rozmawiali. Jednak byli rodziną, a rodzinę starał się za wszelką cenę teraz chronić, nie ważne co. Bo już raz zawiódł, pozostając bierny na sytuację, która rozegrała się kilka księżyców po tym jak został mianowany na asystenta.
— I tak już zwlekałem z przyjściem do was... — miauknął kocur, kiedy to Topik przepraszał go, że kazał mu czekać — Pewnie Strzyżyk by mi nagadała, że nie dbam o siebie. — rzucił nieco smętnie
— Gdybyś jeszcze pozwlekał kilka dni z przyjściem, to musiałby amputować ci łapę — powiedział poważnie medyk, przełykając ślinę — I nie tylko tobie. Już wiele kotów tak zwlekało z przyjściem, a inni... — już miał podzielić się z Wodnikowym Wzgórzem historią jak Kotewkowa Łapa chciała go nabrać na to, że coś jej dolega, gdy właśnie w wejściu do legowiska medyków mignęła mu zbyt znajoma sylwetka o czarno-niałym futrze. Na całe szczęście w porę się ugryzł w język. — Och, Kotewkowa Łapo. J-jak łapa? — spytał
<Kotewko?>
Wyleczeni: Wodnikowe Wzgórze, Nenufara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz