***
Blizny na łapach dawały o sobie znać po długiej podróży. Kotka położyła się wśród krzaków, by chwilę odpocząć. Musiałaby być głupia jak psy dwunożnych, by odpoczywać na środku drogi. W międzyczasie rozglądała się wokół tego, co ją otacza. Duże drzewa zasłaniały delikatne promyki słońca, a przyjemny wiatr otulał futro Jaśmin. Zwinęła się w kłębuszek, owijając ogon z puchatą końcówką wokół ciała. Może gdzieś tu znajdzie rodzinę? Lub chociaż pozostałe rodzeństwo? Albo pozostałych z jej dawnego mini stada? Na myśl o przeszłości, ciało zwierzęcia zaczęło drżeć. Zmęczenie które ją dotknęło, skłoniło liliową kotkę do znalezienie miejsca, do przespania się. Rozejrzała się wokół, aż ujrzała drzewo z dziuplą. Czuła zapach jakiś innych kotów, ale ich tu nie było. Może zostawili te miejsce? Może sobie poszli? Nie wiedziała. Zignorowała te myśli i weszła na drzewo. Ze względu na długie i ostre pazury kotki, a także jej zwinności, nie było to jakieś wyzwanie. Zerknęła do środka i pierwsze co ją zaskoczyło to duża ilość wszelakich ziół i legowisko, które nie wyglądało na opuszczone. Obok leżała nawet zwierzyna, którą by mogła sobie zjeść, w końcu, kto się zorientuje, skoro nie ma śladu po żadnej żywej duszy?
Jaśmin ułożyła się w wygodnej pozycji, zjadając pozostałość po zwierzynie, która leżała z boku. Zapach ziół drażnił węch kotki, choć zignorowała to. Zamknęła oczy, zasypiając.
***
– A ty to kto? – obcy głos wzbudził Jaśmin ze snu. Podskoczyła, jeżąc sierść. – Nie zdaje mi się byś należała do nas – obca kotka przewróciła głowę, spoglądając swoimi oczami prosto w te ciemne samotniczki. Zabliźniona kotka odsunęła się najdalej jak tylko się dało, stykając ciało z konarem drzewa. Teoretycznie rzeczywiście to było podejrzane, że wszystko jest w stanie jak nowe, a nikogo nie było. Może grupa, która tu zamieszkiwała gdzieś wyruszyła i zamierzała wrócić? Dawna Jaśmin działała na podobnej zasadzie.
– Skąd miałam pewność, że tutaj ktokolwiek żyje – liliowa przewróciła oczętami, wystawiając pazury. – Może właśnie opuściliście to miejsce?
– Nie chcę cię martwić, ale niestety tutaj żyje się jak najlepiej – nieznajoma usiadła naprzeciwko, kołysząc ogonem na prawo i lewo.
Dołączanie do jakiegoś klanu czy innej grupy po tych wszystkich przygodach nie było w jej stylu, choć również dobrze zależy od zasad tu panujących, jednak jeśli tu również trzeba czcić lidera jak samego boga… na tę myśl liliowej samotniczce zrobiło się aż niedobrze, zaciskając łapy w miękkim mchu, którym zostało wyłożone legowisko.
– Jeśli nie chcesz bym użyła przemocy, lepiej stąd znikaj.
Zanim Jaśmin przetrawiła tę wiadomość, przyjrzała się wyglądzie nowopoznanej kotce. Na pewno była od niej wyższa, jej czekoladowe futro z bielą i pręgami pasowało do leśnego krajobrazu, który je otaczał w tej chwili. Biały, odstający od brązowego futra ogon dodawał jej jedynie uroku, a pomarańczowe spojrzenie wlepiało przez cały czas wzrok w brązowe oczy, dodające kontrastu do jasnej sierści Jaśmin.
– Słuchaj – zaczęła znów tutejsza. – Ja naprawdę nie mam ochoty cię krzywdzić, widzę po tobie, że musiałaś wiele przeżyć, ale moim zadaniem jest bronić mego terenu – jej głos zaczął się robić ciut nerwowy, co było widać po kładących po sobie uszach i spiętych mięśniach.
Burza myśli trwała w głowie Jaśmin. Może nie przepadała za terenami leśnymi, stanowczo bardziej wolała równiny, gdzie nie trzeba skakać po drzewach, przez które łamliwe pazury Jaśmin ma kłopoty czy ukrywać się w buszu, który również, ze względu na jej jasne futro, nie może się dobrze zamaskować. Na pewno nie pozostałaby tutaj na długo, ale możliwość odpoczęcia od dźwięku potworów, dwunożnych, innych kotów próbujących przetrwać w betonowej dżungli i czarnego dymu unoszącego się z legowisk dwunożnych.
– To w takim razie idę – stwierdziła, nie myśląc zbytnio nad konsekwencjami swoich słów, które, jakby się dłużej zastanowić, oznaczały jedno. Porażkę.
Liliowa zeskoczyła z drzewa i udała się przed siebie, w poszukiwaniu innego miejsca na chwilowe ‘’ferie’’ od dotychczasowego życia, z dala od uciekania od dwunożnych, łapiących koty, psów, szczurów, karaluchów, smrodu, braku miejsca do spania, jedzenia resztek i wiele, wiele więcej negatywów. Jaśmin zerknęła zza siebie, upewniając się czy czekoladowa kotka nie podąża za nią. Nie, została sama, idąc do jakiegoś innego legowiska. Jaśmin prychnęła, poszukując miejsca do spania.
***
Samotniczka nie miała pojęcia ile minęło, ale na pewno parę zachodów i wschodów słońca. Znalezionego miejsca brak. Wszędzie albo już były jakieś koty, które miały swe miejsce lub inne zwierzęta. Rzeczywiście, Jaśmin walczyła bardzo dobrze, jednak wykończona małą ilością snu i jedzenia, wiedziała, że szanse są małe. Zerknęła na duże drzewo, które wyglądało na takie, które jest raczej niezamieszkane, a jego gałęzie są wystarczająco duże by liliowa kocica mogła na spokojnie odpocząć. Cofnęła się do tyłu, wskakując i łapiąc pazurami o korę, wspinając ku górze, usłyszawszy niespodziewanie odgłos łamiącego się pazura. Puściła łapą o drzewo, prawie, że spadając.– Na… – Jaśmin próbowała wymyślić jakieś przekleństwo, które w tym momencie miała ochotę powiedzieć, choć nic nie przychodziło jej do głowy.
Chwyciła drugą łapą o wiele mocniej, próbując wejść na gałąź, będącą jej niedaleko. Przymknęła oczy, chwytając łapą z złamanym pazurem obszar, na który chciała się dostać, jedną tylną również się trzymając. Naciągała noc, ale to jej nie przeszkadzało. Doskonale widziała w nocy.
Będąc już blisko, nagle usłyszała kolejne trzaski. Wytrzeszczyła oczy, spoglądając na łamiącą się gałąź.
– Na klan gwiazdy, gwiezdne koty czy inne wiary kotów – wyszeptała, przełykając ciężko ślinę, widząc jak ów przystań spokoju i odpoczynku, właśnie się łamie.
Szybko przygotowała się do skoku i udało się. Wskoczyła na gałąź obok, trzymając się jej najmocniej jak umie, nawet tym piekielnie bolącym pazurem.
Kotka obejrzała gałąź. Duża, idealna by mogła się położyć i odpocząć. Położyła się, zamykając oczy, jednak jak grom z jasnego nieba objawiła się nieznajoma postać, którą po jednym oddechu przypomniała sobie kim jest. Tamta kotka.
– No i co, wróciłaś, a mówiłam, żebyś nie wracała – czekoladowa obca kocica usiadła przy niej.
Jaśmin zrozumiała jedno. Musiała przez te parenaście wschodów i zachodów słońca zrobić jedno wielkie kółko i tu powrócić.
<Sówka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz