przeszłość, niedługo po przejęciu władzy
Słabe światło poranku jeszcze nie zdążyło wedrzeć się do obozu Klanu Nocy, kiedy zmęczone powieki nowej liderki uniosły się niechętnie. Kotka nie była przyzwyczajona do spania w pojedynkę. Wstała na łapy, czując przygniatający ją ciężar. W legowisku przywódcy nadal panował zapach Mglistej Zatoki, jej dawnej towarzyszki, która teraz gniła za swoje grzechy w legowisku starszyzny. Na korze wewnątrz dziupli widniały wyryte w korze rysy po jej pazurach, a gdzieniegdzie dało dostrzec się resztki srebrzystej sierści. Srocza Gwiazda wysunęła się z własnego, jednak wciąż obcego legowiska. Mimo, że od wielkiej masakry minęło już kilka wschodów księżyca, poczucie niepokoju i niepewności nadal było wyczuwalne, spoczywając nad obozem niczym gruba, śnieżna pierzyna. Wzdrygnęła się, kiedy kropla rosy zsunęła się jej z górnych gałęzi na nos. Jej wzrok skierował się w górę. Intensywnie szkarłatne kwiaty sumaków były w stanie szczytowego rozkwitu. Także jego liście przybrały tę piękną i intensywną barwę, którą okrywały się z każdym końcem Pory Zielonych Liści.Z zamyślenia wyrwały ją szmery budzących się wojowników. Nastał świt, a wraz z nim przyszedł czas obowiązków. Trwająca cisza, którą dotąd przerywało tylko kumkanie żab, została zastąpiona zmęczonymi ziewnięciami i odgłosem kroków wychodzących wojowników. Jedynymi, którzy nadal mogli smacznie spać byli starsi i królowe z kociętami.
Widząc, jak u stóp drzewa zbiera się coraz większy tłum, kocica wspięła się na najwyższą gałąź, aby ogłosić wszystkim swoje plany.
– Zgodnie z obietnicą złożoną wam w dniu, w którym zostałam liderką, nadszedł czas abym udała się do Gwiezdnej Sadzawki, aby nasi przodkowie mogli przypieczętować moje rządy – obwieściła, spoglądając na zebranych. – W podróż wyruszy ze mną Strzyżykowy Promyk, Tuptająca Gęś, Wirująca Lotka i Nartnikowa Łapa. Na czas mojej nieobecności obowiązki przywódcy przejmie Zajęcza Troska – dodała, kierując swe spojrzenie bezpośrednio na vankę. Ta odpowiedziała skinieniem łba, a jedynym, co zdradziło jej początkowe zaskoczenie było drgnięcie końcówki ogona.
Nikogo nie zdziwił ten wybór “eskorty”. Srocza Gwiazda nie ukrywała swojego głębokiego zaufania do córek i towarzyszącego temu faworyzowania ich. Nartnikowa Łapa, mimo nie bycia ideałem, była potomkinią Zajęczej Troski, której wzrost Srocza Gwiazda miała przyjemność obserwować od dnia narodzin. Wraz ze swoją siostrą, Kruczą Łapą, zostały wychowane zgodnie z przekonaniami liderki. Nawet to chodzące nieszczęście, Cuchnąca Łapa, pod czujnym okiem Zajęczej Troski wyrósł na posłusznego kota, znającego swoje miejsce w klanie. Ich matka była przykładem wiernej wojowniczki. Oddanej liderowi, o wartościach zgodnych z jej własnymi. Nigdy jej nie zawiodła.
Wytypowane koty dumnie wyłoniły się z tłumu, który swoją uwagę zdążył już przerzucić na wydającą rozkazy żółtooką. Srocza Gwiazda skoczyła w dół, dołączając do wybranej przez siebie grupy i skierowała się w stronę legowiska medyka, w którym już czekała na nich Strzyżykowy Promyk. Była ona pierwszą osobą, która dowiedziała się o planowanej wędrówce i już zeszłego wieczoru wraz z Topikową Głębiną przyszykowała wzmacniające zioła dla siebie i reszty kotów. Niebieskie oczy utkwiły w przybyłych postaciach.
– Zjedzcie to. Ułatwią nam podróż. – poleciła, przysuwając na liściach dębu kilka zielonych zawiniątek.
Srocza Gwiazda patrzyła, jak ruda kotka spożywa swoją porcję i dopiero po tym wzięła się za przydzielone jej zawiniątko. Nie tyle co nie ufała jej, co jej podopiecznemu, Topikowej Głębinie. Był czekoladowy i mimo pozornej uległości nigdy nie wykazywał się szczególną sympatią wobec czarno-białych. Do tego mimo upływu wielu księżyców wciąż nie był w stanie odnaleźć leku na przypadłość Rozbitej Łapy, jednego z synów Zajęczej Troski. Z młodzikiem od początku było coś nie tak, a jego ciało zdobiły coraz to nowsze blizny. Srocza Gwiazda miała swoje własne domysły, dlaczego “kuracja” czarno-białego trwała tak długo i mimo uciekającego czasu efekty były znikome. Kocur był młodszy, pochodził z lepszej, zasłużonej klanowi rodziny, do tego posiadał tak pożądane wśród członków Klanu Nocy czarno-białe futro, świadczące o jego wyższości nad innymi. Oczywiście, że ktoś taki jak Topikowa Głębina nie chciałby, aby jakiś młodszy, pod każdym względem lepszy od niego kot, zajął miejsce, na które cudem wślizgnął się niczym lepka, niegodna zajmowania tak ważnego stanowiska glizda.
Gorzki smak ziół rozszedł się po jej języku, a pysk mimowolnie wykrzywił w nieprzyjemnym grymasie. Jedynie Strzyżykowy Promyk, przyzwyczajona księżycami spędzonymi jako główny medyk Klanu Nocy do specyficznych aromatów używanych przez siebie roślin, pozostała niewzruszona.
Srocza Gwiazda wyruszyła wraz z eskortą, ostatni raz przed wyjściem spoglądając na zatłoczony obóz i zbierające się do wymarszu patrole. Czekała na nich długa i męcząca podróż.
Przepłynięcie rzeki było ostatnią przyjemnością, jaka na nich tego dnia czekała. Dalsza droga bardzo szybko stała się męcząca. Słońce grzało czarne grzbiety trójki kotek, mimo usilnego prób wybierania jak najbardziej zacienionych dróg. Strzyżykowy Promyk i Nartnikowa Łapa także zdawały się nie być zachwycone taką pogodą, jednak nie było innego wyjścia. Wiatr wiał, smagając ich ciała i niosąc ze sobą słodką, kwiecistą woń z Kolorowej Łąki oraz słony zapach morskiej bryzy. Zielone połacie szybko zmieniły się w rozległe, złociste plaże, których gorący piasek parzył w łapy. W górze rozbrzmiewały raz za razem głośne piski mew, a szum uderzających o klify fal narastał z każdym postawionym przez kotki krokiem. Zbliżały się do głównej granicy, która łączyła trzy z czterech istniejących klanów. Klanu Nocy, Klanu Burzy i Klanu Klifu. Mimo, że nie nic nie świadczyło o możliwości wojny, nadal należało zachować ostrożność i zdrowy rozsądek. Wkraczanie na teren wroga nigdy nie było bezpieczne, nawet w czasie pokoju.
Do nozdrzy kocic wiatr przywiał ostry zapach klifiaków, który wykręcał nos. Ich tereny znacznie się różniły. Mimo, że Klan Klifu podobnie jak oni posiadał dostęp do morza i plaż, jego większa część znajdowała się na wzniesieniu. Brakowało tu lasów i wilgoci, które były nieodłącznym symbolem Klanu Nocy. Było natomiast bardzo gorąco. Nawet duże kamienie leżące na plaży dawały znikomy cień, a słońce grzało bez ustanku.
– Zbliżamy się – powiadomiła Strzyżykowy Promyk, idąca przy boku Sroczej Gwiazdy.
Pyskiem wskazała na duży głaz, stojący na skraju lasu. Była jedyną, która kiedykolwiek doświadczyła zaszczytu odwiedzenia przodków z całej piątki wybranych. Im bliżej były, tym bardziej widoczna była jama, tunel prowadzący w głąb ziemi, skrywający niebiańską sadzawkę gwiezdnych. Dało się wyczuć, jak dotąd gładki piasek ustępuje bardziej kamienistemu podłożu.
W końcu stanęły przed wejściem do jaskini. Srocza Gwiazda patrzyła w czerń czując, jak ona spogląda w jej najgłębsze zakamarki.
– Tę drogę musisz przebyć sama – odezwała się ruda, ruchem ogona zatrzymując jej córki.
Tuptająca Gęś rzuciła kotce nieprzychylne spojrzenie, niezadowolona z zagradzającej jej drogę medyczki.
– W porządku. Wirująca Lotko, Tuptająca Gęsio, Nartnikowa Łapo - dopilnujcie, aby nic nie stało się Strzyżykowemu Promykowi i aby nikt nie przeszkodził w moim spotkaniu. – rozkazała liderka, przekraczając próg jaskini.
Kotki skinęły głowami, pozwalając Sroczej Gwieździe zniknąć w czeluściach tuneli. Bo wkroczeniu w głąb, zielonooka odczuła ulgę. Wnętrze tunelu było wilgotne i zimne, pozwalając jej przegrzanemu ciału odpocząć. Minęła chwila nim jej oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Ściany były gładkie, pokryte pojedynczymi strzępkami mchu. Z sufitu zwisały dziwne, kamienne kształty, wśród których ktoś spostrzegawczy byłby w stanie dojrzeć rodziny małych, czarnych nietoperzy, odpoczywających przed pracowitą nocą. Głosy jej córek, które jeszcze jakiś czas niosły się echem w końcu zupełnie zniknęły i jedynym odgłosem jaki pozostał wewnątrz były kroki czarno-białej. Droga była długa, naprawdę długa. Srocza Gwiazda starała się tym jednak nie martwić - pamiętała, jak poprzednia liderka, Mgliste Spojrzenie, niegdyś zwana Mglistą Gwiazdą, opowiadała jej o własnej wędrówce. Gdyby nie to, pewnie już dawno zaczęłaby być podejrzliwa, czy aby na pewno Strzyżykowy Promyk dobrze ją poprowadziła. Starała się jednak zaufać medyczce, którą pozostawiła w łapach jej własnych wojowniczek.
Przemierzanie ciemnych korytarzy w pojedynkę nie należało do przyjemności, dlatego kiedy Srocza Gwiazda dostrzegła jaśniejący przed sobą punkt, poczuła dużą ulgę. Była u kresu swojej podróży.
Wnętrze jaskini było rozległe, a sufit ledwo widoczny dla tych, którzy stali na ziemi. Sroce ciężko było odnaleźć źródło słabego światła, jednak nie to przykuło jej uwagę. Dziwne wzory na ścianach, malunki, zdające się opowiadać jakąś historię pokrywały całą powierzchnię ścian. Włosy na karku kocicy nieznacznie się uniosły. Chciała mieć to jak najszybciej za sobą. W kilku podskokach stanęła przed sadzawką, która zajmowała centrum jaskini. Pachniała świeżo, czysto, zupełnie inaczej niż jezioro graniczące z terenami Klanu Nocy. Było przejrzyste, a mimo to liderce nie udało się dostrzec w nim najmniejszego żyjątka. Kucnęła, pochylając się do przodu, zupełnie tak, jak gdyby robiła to już wiele razy. Było to coś dziwnie naturalnego. Zamknęła oczy, a kiedy tylko poczuła, jak jej nos dotyka zimnej tafli wody, jej ciało objął błogi spokój.
– Witaj, Srocza Gwiazdo – rozbrzmiał głos.
Kotka otworzyła ślepia. Czuła się jak nigdy dotąd. Nie umiała określić stanu, w jakim się znalazła. Była… lekka. Zapach był czysty. Rozejrzała się, lustrując otoczenie. Była na środku czegoś przypominającego nocną polanę. Spojrzała w dół. Ku jej szczeremu zaskoczeniu, stała na wodzie, która przy każdym jej ruchu zachowywała się tak, jak ta na ich terenach, marszcząc taflę, jednak nie moczyła jej futra. Jeszcze większym szokiem było zobaczenie własnego pyska pod nią, zupełnie tak, jakby była odbiciem po drugiej stronie sadzawki. Jednak jej ciało odpoczywało niewzruszone, oddychając spokojnie. Podniosła wzrok.
– Daliowa Gwiazda… – wyrwało jej się, kiedy w pośpiechu próbowała stanąć na łapy.
Znajoma szylkretowa sylwetka stała kilka lisich długości przed nią. Jej futro wyglądało na upstrzone gwiazdami, połyskując niczym rybie łuski w słońcu. Martwa liderka posłała jej ciepły uśmiech.
– Przybyłam aby… – zaczęła Srocza Gwiazda, jednak prawie natychmiast została uciszona.
– Wiem po co przybyłaś – wcięła się jej mentorka – Jednak nie znajdziesz tego tutaj. – dodała, dostrzegając jednak skonfundowanie w zielonych oczach, wyjaśniła – Klan Gwiazdy nie jest w stanie dać ci dziewięciu żyć dopóki poprzedni lider żyje, nawet, jeśli przestał już sprawować to stanowisko.
Srocza Gwiazda stała, nie wiedząc co powiedzieć. Cała droga była na nic. Czuła na sobie setki oceniających ją spojrzeń, jednak nie widziała ich właścicieli. Pierwszy raz w życiu czuła się tak przytłoczona. Przez jej umysł przebiegło wiele myśli dotyczących tego co dalej. Czy nadal mogła nazywać się liderką Klanu Nocy? Co miała powiedzieć wojownikom, swoim córkom? I co miała zrobić z Mglistym Spojrzeniem, skoro to jej obecność utrudniała jej odebranie żyć?
– Jednak nie martw się tym teraz. Wszakże to ja cię szkoliłam. Nawet bez żyć wiem, że poprowadzisz Klan Nocy ku lepszemu. Twoje poprzedniczki mogły nie być gotowe na zajęcie tej roli, jednak ty…? Ty nie możesz zawieść. – miauknęła Daliowa Gwiazda, podchodząc bliżej swojej byłej uczennicy. W jej głosie dało się wyczuć matczyne ciepło, ale także wyraźny rozkaz.
Słowa kocicy rozbrzmiały echem w głowie zielonookiej. Miała rację. Nie mogła tu stać i czekać na cud.
– Dobrze – obiecała szylkretce.
Na pysk gwiezdnej wdarł się szeroki uśmiech, a mieniąca się biel jej zębów przytłoczyła Sroczą Gwiazdę jeszcze bardziej. Była mentorka poklepała ją po barku. Pomarańczowe ślepia spojrzały jej głęboko w oczy.
– Moralność i sprawiedliwość są kruchsze niż się może wydawać. Miej się na baczności by nie zatrzeć ich granic. - mruknęła, kręcąc lekko ogonem. - Musisz wracać. Czekają na ciebie.
Nagłe przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Głowa bolała ją od natłoku myśli, do tego spotkała własną mentorkę, której obecność niemal odebrała jej dech. Myślała, że nigdy jej nie zobaczy. Jej ciało zadygotało. Całe szczęście, że była tu sama i nikt nie mógł jej zobaczyć. Przez jakiś czas wpatrywała się w taflę, próbując odnaleźć po drugiej stronie ślady tego, co widziała w śnie, jednak nie przyniosło to skutku. Musiała wrócić na powierzchnię.
Droga powrotna była o wiele krótsza niż się tego spodziewała. Jej umysł pochłaniały przeróżne myśli, przez co nie skupiała się na tym, jak długo już szła. Na powierzchni czekały na nią jej córki, Nartnikowa Łapa i Strzyżykowy Promyk. Słońce chyliło się ku zachodowi.
– Jesteś – odetchnęła z ulgą Gąska. – Wszystko się udało? Co powiedział Klan Gwiazdy?
– Tak. Klan Gwiazdy zaakceptował mnie w roli nowej liderki Klanu Nocy – odpowiedziała Srocza Gwiazda, wspominając w myślach obraz mistycznej postaci, jej byłej mentorki.
Tuptająca Gęś pokiwała ze zrozumieniem głową.
– Ściemnia się, powinniśmy już wyruszać w drogę powrotną – wtrąciła się Strzyżykowy Promyk, której spojrzenie od dłuższej chwili świdrowało czarno-białą.
Srocza Gwiazda nie wiedziała co siedzi w głowie ich medyczce. Była pewna, że zdaje sobie ona sprawę z tego, że jej słowa mijały się z prawdą i wcale nie otrzymała daru dziewięciu żyć, tak jak to zaplanowała. Jeszcze podczas rządów Mglistej Gwiazdy dowiedziała się o specyficznej relacji między medykiem, a liderem klanu. I właśnie to było czymś, co niezmiernie ją martwiło. Medyk był zwykle jednym z nielicznych, jeśli nie jedynym kotem dzierżącym sekret o ilości posiadanych przez przywódcę żyć. Jednak czy Sroka była w stanie tak bardzo zaufać któremukolwiek z obecnych medyków Klanu Nocy? Strzyżykowy Promyk nie robiła się młodsza, natomiast Topikowa Głębina był ostatnim kotem, który powinien wiedzieć o tak ważnej sprawie.
– Dobrze, ruszajmy – przytaknęła niebieskookiej.
***
teraźniejszość
Srocza Gwiazda siedziała na rozłożystym sumaku, obserwując z góry obóz. Minęło wiele księżyców od nieudanej próby otrzymania żyć, a smak gorzkiej porażki wciąż jej nie opuszczał. W Klanie Nocy nastąpiło dużo zmian, zarówno śmierci jak i narodzin… Pożegnali jedną z najstarszych członkiń, Wzburzony Potok, która zginęła tragicznie pod racicami spłoszonej sarny, a także Rozbitą Łapę, który dopiero po śmierci otrzymał imię Czarnego Potoku. Pośród czarno-białych kotów rozeszły się nieprzyjemne plotki dotyczące okoliczności tego nagłego zdarzenia i tego co, a raczej kto, do tego doprowadził. Jednak Klan Nocy musiał trwać dalej. Żłobek nadal raz zarazem wypełniał się popiskującymi kociętami, które stanowiły przyszłość klanu, dając mu siłę jak i nadzieję.Mimo wielu przykrych wydarzeń, jedno pozostało niezmienne - pustka na pozycji zastępcy lidera. Jednak nie trzeba było być szczególnie bystrym by dostrzec w czyje łapy wpadnie władza. Dwie z czterech córek Sroczej Gwiazdy - Tuptająca Gęś i Wirująca Lotka - były bardzo dosadne w okazywaniu, że zależy im na tej pozycji. Sroczej Gwieździe jednak to nie przeszkadzało. Czekała, w ciszy obserwując poczynania dwóch konkurujących wojowniczek. To one z własnej inicjatywy pomagały w organizacji patroli, jak i zajmowały się cięższymi sprawami, takimi jak zaginięcie Morskiej Łapy i Rusałkowej Łapy, które nie tak dawno zniknęły, a jedyne co po nich pozostało to urwany trop na morskim brzegu. Od tamtej pory koty musiały zachować szczególną ostrożność chcąc zapuścić się na teren, na którym wciąż mogło czaić się niebezpieczeństwo.
– Srocza Gwiazdo – odezwał się niski głos.
Zielone oczy liderki skierowały się w dół. Wytrącona z przemyśleń spojrzała z lekkim poirytowaniem na stojącego przy pniu sumaka kocura - Sumową Płetwę, który wpatrywał się w nią z niepewną miną.
– Co się stało? – zapytała kotka próbując przejść jak najszybciej do sedna sprawy.
– Podczas polowania w okolicach Kolorowej Łąki razem z Kolcolistnym Kwieciem spotkaliśmy… Spotkaliśmy Klan Wilka. – odpowiedział, wzrokiem uciekając w bok, kiedy łaciata liderka zeskoczyła z gałęzi, znajdując się centralnie przed nim.
Jej zielone oczy świdrowały niskiego kocura, kiedy złapała go pazurami za szczękę, zniżając jego łeb.
– Ciszej! – syknęła ostrzegawczo, rozglądając się czy nikt ich przypadkiem nie usłyszał. Po upewnieniu się, że niebieski nie zwrócił niepotrzebnej uwagi czyichś niepożądanych uszu, kontynuowała: – Klan Wilka? Tutaj? Jesteś pewny, że kwiatki nie namieszały ci w głowie? Czego wilczacy mogliby szukać tak daleko od własnych terenów?
Przytłoczony Sumowa Płetwa nastroszył się. Srocza Gwiazda rozluźniła chwyt, jednak on pozostał w tej samej pozycji, do jakiej przymusiła go liderka.
– Tak. Przedstawiła się jako Olszowa Kora. Powiedziała, że jest posłańcem wysłanym z rozkazu Błękitnej Gwiazdy. – zaczął kocur, próbując streścić wydarzenia i czym prędzej oddalić się w własny kąt – Przyniosła wiadomość. Za trzy wschody słońca mamy oczekiwać przybycia ich lidera, w tym samym miejscu, w którym ją dzisiaj spotkałem. Powiedziała… że chcą omówić coś ważnego.
Oczy kocicy błysnęły, a źrenice zwężyły się, kiedy wysłuchała do końca słów wojownika.
– Czy przekazał ci co konkretnie? – spytała od razu.
– Nie. Nic poza tym co już powiedziałem. Ale wydawało się, że to coś istotnego. – mruknął, przełykając głośno ślinę.
Srocza Gwiazda odsunęła się krok w tył. Nie spodziewała się, że dumny lider Klanu Wilka będzie chciał się z nią spotkać z własnej woli. Klan Nocy i Klan Wilka nigdy nie pałały do siebie miłością - wręcz przeciwnie, wilczakom zdarzyło się już porywać ich wojowników, czym zdecydowanie zaszły im za skórę. Przez umysł kotki przebiegła nawet myśl, że to oni mogli stać za zniknięciem dwóch młodych uczennic, jednak szybko rozwiała ten irracjonalny pomysł. Nie było szans, aby Klan Wilka nagle zdobył umiejętność poruszania się bez pozostawiania śladów i zaczął atakować inne klany kryjąc się w morskiej pianie.
– Dobrze się spisałeś, Sumowa Płetwo. Wybacz mi moją nagłą reakcję, jednak myślę że sam zdajesz sobie sprawę jakie informacje posiadasz i czym może skutkować dostanie się ich w nieodpowiedzialne łapy… – pochwaliła młodszego, dając mu przy tym do zrozumienia, że ma pod żadnym pozorem nie dzielić się wieścią z innymi.
Wojownik pokiwał ze zrozumieniem głową. Widząc, że liderka straciła nim zainteresowanie oddalił się we własną stronę, zostawiając ją samą ze swoimi myślami.
***
Minęły trzy wschody słońca. Zgodnie z zapowiedzią, to dziś miało dojść do spotkania Sroczej Gwiazdy z liderem wroga. Wraz z wybranymi wcześniej kotami wyruszyła od razu po wysłaniu patroli. Towarzyszyły jej Tuptająca Gęś i Wirująca Lotka, które szły bark w bark ze swoją matką oraz Kruczy Szpon, Borsuczy Język i Bratkowe Futro, które według planu miały schować się w bezpiecznej odległości od miejsca spotkania i wyczekiwać na sygnał, gdyby coś nie poszło po ich myśli. Na przedzie grupy szedł skołowany Sumowa Płetwa, którego zadaniem było wskazanie miejsca, w którym poprzednio spotkał wojownika Klanu Wilka.Trzy wybrane kotki zatrzymały się w małym lasku, niedaleko od kolorowej łąki, gdzie miały pozostać w ukryciu aż do rozstrzygnięcia sprawy. Ciepły wiatr przywiał ze sobą zapach kwiatów. Nie był to dla nocniaków dobry znak. Intensywnie pachnący pyłek roślin dobrze maskował zapachy, co mogło działać na korzyść obcych.
Już z oddali Srocza Gwiazda wypatrzyła cztery kocie sylwetki, czekające na nich w ustalonym wcześniej miejscu. Widać było, że znaleźli się już w zasięgu ich zmysłów. Smoliście czarna sylwetka obróciła wpierw w ich stronę tylko uszy, a następnie cały łeb, nachylając się do niebieskiego kocura stojącego obok niej.
– Witaj Srocza Gwiazdo. Cieszę się, że przyszłaś na spotkanie. Przybyłem tu, aby zapytać cię o twój stosunek w sprawie sojuszu. Przed tobą Mglista Gwiazda złożyła nam obietnice, że spotkamy się, aby dogadać się w tej sprawie. Chcę znać twoją opinię na ten temat. Czy dalej podtrzymujesz słowa swojej poprzedniczki? Nasza propozycja jest wciąż aktualna – zwrócił się do niej Błękitna Gwiazda, kiedy koty z Klanu Nocy znalazły się wystarczająco blisko.
– Jesteś bardzo bezpośredni, Błęktina Gwiazdo – skomentowala, mierząc kocura wzrokiem – Wszystko zależy od tego co zyska na tym Klan Nocy. Jestesmy silnym i licznym klanem, a w twoich szeregach zabrakło w ciągu ostatnich księżyców kilku bardzo istotnych pysków. Nie możemy być jedynymi, którzy coś od siebie dają – dodała.
Głos Sroczej Gwiazdy był chłodny i bardzo sceptyczny. Obiło jej się o uszy, że jej poprzedniczka snuła własne plany dotyczące sojuszu z wilczakami, jednak nigdy nie doszło do bezpośredniego spotkania ani rozmowy. Już wtedy, po wojnie, z informacjami, jakie wówczas posiadali, temat sojuszu między ich klanami był osobliwy. I nawet teraz, mimo upływu wielu księżyców od porwania Źródlanego Dzwonka, nie stał się on bardziej zachęcający. Ba, fakt, że w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęła liderka, medyk, a także parę innych, również ważnych kotów, w klanie tak silnym za jaki uchodził, a przynajmniej starał się uchodzić Klan Wilka, rzucał na nich pewien cień wątpliwości.
– Nie przybyłem tutaj, aby rozmawiać o pogodzie, a w konkretnym celu, dlatego też me słowa są bezpośrednie. Sojusz jest już sam w sobie dość zyskowny, nie sądzisz? Każda ze stron będzie zobowiązana do pomocy w razie ataku. Moi wojownicy są najlepiej wyszkolonymi w tej części świata. Stawiamy na siłę i umiejętności, nie na liczbę. Mogłaś być wszak świadkiem jak nasz klan z łatwością odparł atak Klanu Burzy – uwadze Sroczej Gwiazdy nie umknęło, że niebieski specjalnie nie wspomniał o udziale Klanu Nocy w tej sprawie. – To był dowód naszej siły. Sprzymierzenie się z nami da wam ochronę w razie problemów z sąsiadami.
Srocza Gwiazda milczała chwilę, próbując powstrzymać wyśmianie pychy tryskającej z kocura, aż w końcu ponownie zabrała głos:
– To bardzo mocne słowa, Błękitna Gwiazdo. Jednak co da mi gwarancję, że nie zdradzicie nas kiedy przyjdzie pora stanąć do walki?
– Nie jestem gołosłowny. Jednak prawda... Klan Nocy mógłby też zrobić nam podobny fortel. Hm... możemy nad tym pomyśleć, abyśmy zagwarantowali sobie obopólną lojalność – wymruczał. – W końcu po to jest to spotkanie. By się dogadać.
Kotka przytaknęła mu skinieniem łba.
– Co w takim razie proponujesz?
Błękitna Gwiazda zastanowił się, wbijając spojrzenie w niebo na przepływające nad nimi obłoki chmur.
– Kiedyś za czasów Mrocznej Gwiazdy, nasz klan krzyżował się z przedstawicielem sojuszniczego klanu, by przypieczętować tym sposobem nasze przyjazne stosunki. Wtedy takie kocięta dzielone były po połowie. – Jego wzrok powoli opadł na liderkę. – Te kocięta były symbolem. Chociaż... pytanie teraz takie... Czy i to wystarczy? Wszak takie kocię ze związku dwóch wojowników to tylko pył. Większą wartość ma ktoś z kim dzielimy więzy krwi. Wtedy... stajemy się rodziną. A rodzina sobie pomaga czyż nie?
Liderka Klanu Nocy słuchała go, obserwując, jak mina jednej z wilczyc stojących najbliżej swojego lidera rzednie, wykrzywiając się z mieszance obrzydzenia i złości. Gdyby tylko wzrok mógł zabijać, cętkowany już leżałby plackiem na ziemi.
– Rozumiem do czego dążysz, jednak ja sama także mam wobec ciebie pewne wymagania. Koty, które połączą nasze klany nie mogą być byle kim. Muszą być to osoby silne, sprytne, zdrowe, o przywódczej krwi płynącej w ich żyłach oraz z umiejętnościami godnymi podjęcia się tak ważnej roli... A co równie istotne - czarno-białe. – miauknęła w odpowiedzi, bacznie obserwując reakcję lidera Klanu Wilka na postawione przez nią warunki, a szczególnie na ostatni, dopowiedziany po pauzie, zdawałoby się, że najbardziej nietypowy dla kogoś nie obeznanego ze zwyczajami panującymi w Klanie Nocy.
– Czarno-białe? – zdziwił się i spojrzał na nią sugestywnie, jak gdyby wyczuł tu pewny rodzaj dyskryminacji, która była niegdyś zauważalna w Klanie Burzy. – Sądzę, że ktoś się taki znajdzie. Co na to powiesz Wieczorna Maro? – rzucił do swojej zastępczyni.
Kotka spojrzała na stojącą za kocurem postać. Wyglądała dobrze. Nawet jak na wilczaka.
Teraz przyszła pora na podjęcie cięższej decyzji. Jednak, nie da się dojść do władzy bez poświęceń i jej potomkinie powinny już dawno zdać sobie z tego sprawę.
– W porządku. W takim razie matką kociąt zostanie jedna z moich córek, aby przypieczętować płynącą w nas krew liderów, również ze strony Klanu Nocy. – mówiąc to, zerknęła za siebie, na Tuptającą Gęś i Wirującą Lotkę.
Nim zdążyła cokolwiek dodać, na przód wystąpiła Gąska, z wysoko uniesioną głową mówiąc:
– Ja to zrobię. – powiedziała bez cienia wahania kotka. – Ja zostanę ich matką
.Błękitna Gwiazda skinął łbem.
– Dobrze. Już niech ci dwoje dogadają czas i miejsce spotkania, by przypieczętować naszą umowę…
Widząc, że kocur zmierza do zakończenia ich spotkania, dodała:
– Jednak! Jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałabym, aby Klan Wilka się zajął…
– Jaka? – Kocur uniósł brew.
– Kocię, które trafi do Klanu Wilka ma być traktowane ze szczególną troską, jako iż będzie ono symbolem naszej... Przyjaźni – powiedziała, z ledwo wyczuwalnym przekąsem przy słowie "przyjaźń". Było to jedynie ładne, a zarazem puste słowo na czysto polityczny sojusz, który z przyjaźnią miał tyle wspólnego co kijanka z kotem. – Nie może mu się stać żadna krzywda, a mentor, który zostanie do niego przydzielony powinien być doświadczonym wojownikiem, który podoła szkoleniu przyszłości naszych klanów. Dodatkowo... Jego ranga. Nie może być pierwszym lepszym kociakiem, uczniem, a potem wojownikiem. Będzie dzieckiem twojej zastępczyni, racja? Kota, który w przyszłości przejmie twoja rolę na miejscu lidera. Myślę, że miano "małego księcia" lub "księżniczki", będzie idealnym podkreśleniem tego statusu.
Wilczaki zaczęły się śmiać - rudy van o niebieskich oczach, oraz wcześniej wspomniana czarna kocica z zielonymi ślepiami. Srocza Gwiazda rzuciła im pogardliwe spojrzenie. To nie ona była tak zdesperowana, by prosić o pomoc wrogi klan.
– Sądzę, że nie będzie problemu, aby wychować młode dobrze, bez używania przemocy jako formy kary. Jednakże Srocza Gwiazdo... skoro ten malec ma być dobrze wyszkolony, to nie można go chronić wiecznie przed bólem. Co to wszak za wojownik, który nie obił się na treningach? Musisz mieć świadomość, że to dzicz a nie las pieszczochów. Prędzej czy później natura decyduje czy będzie w stanie w niej przetrwać. A przeżywają najsilniejsi. Traktowanie wyjątkowo może to kocię w przyszłości upośledzić, jak nie skrzywdzić bardziej. Co do nowej rangi... Nie zamierzam wprowadzać jej dla jednego członka. Wybacz, ale nawet jeśli to kocię będzie z krwi Mrocznej Gwiazdy, musi własnymi siłami zdobyć tytuł, a nie dostać go pod pysk. Możemy nazywać go księciem czy księżniczką tak jakby to było jego drugie imię, lecz nie będzie to wpływało na przyszłą reorganizacje klanu pod jedno dziecko. Nawet moje kocięta, a jestem liderem, nie mają takich przywilejów. Dlatego też będzie traktowane na równi z innymi, a słowo książe i księżniczka nie będą mieć wydźwięku władzy, a będą jedynie dodatkiem informującym klan o sojuszniczym pochodzeniu tego dzieciaka. Odpowiada to twoim żądaniom?
– Nigdy nie powiedziałam nic o tym, że całe życie ktoś ma go chronić. Także jestem temu przeciwna. Jeśli Wieczorna Mara jest równie utalentowana co moja córka, to nie musimy się martwić o umiejętności tych kociąt - mruknęła Srocza Gwiazda, a jej końcówka ogona zadrżała, niezadowolona z przeinaczenia jej słów. – I tak, Błękitna Gwiazdo, takie rozwiązanie będzie zadowalające.
– Dobrze. W takim razie cieszę się, że doszliśmy do porozumienia.
Czarno-biała przeciągnęła się, wstając. W oddali zagrzmiało, dając kotom znać, że nadszedł koniec dyskusji.
– Nasza rozmowa dobiega końca. Tak jak ustaliliśmy, teraz wszystko przechodzi w łapy Tuptającej Gęsi i Wieczornej Mary.
Lider Klanu Wilka przytaknął, nie dodając nic więcej. Sroka odwróciła się do córek i Sumowej Płetwy, który całe spotkanie przeczekał zgarbiony za Wirującą Lotką. Było widać ulgę, jaka wstąpiła w niego kiedy usłyszał o zakończeniu tej błazenady.
– Bądź silna i zadbaj o swoje bezpieczeństwo. Wiedz, że twoje poświęcenie zostanie wynagrodzone – szepnęła, nachylając się do córki. – Będziemy czekać razem z resztą na ciebie na skraju lasu. Wróć najszybciej jak będziesz mogła.
– Dobrze, matko. – rzuciła posłusznie, nie kwestionując słów liderki.
Pozostała trójka ruszyła w drogę powrotną, co jakiś czas zerkając za siebie. Na polanie zostały już tylko dwa koty.
Gdy tylko postawili pierwsze kroki na leśnej ściółce, z drzew zeszła oczekująca ich trójka. W lesie było o wiele chłodniej niż na otwartej przestrzeni, jaką była połać, na której trwało spotkanie. Najmłodsza z kotek, Kruczy Szpon, wysunęła się naprzód.
– Gdzie Tuptająca Gęś? – spytała. – Czy negocjacje z Klanem Wilka się udały?
– Wkrótce do nas dołączy. Szczegółów dowiecie się w obozie – odpowiedziała, woląc podzielić się wieściami w oficjalny sposób.
Czarna, mimo nieukrywanego niezadowolenia, nie odezwała się, zajmując miejsce obok swoich towarzyszek.
Upłynęło trochę czasu. Odgłosy burzy stały się donioślejsze, a pojedyncze krople zaczęły przebijać się przez korony drzew, z narastającą siłą. Borsuczy Język oparła się z niecierpliwością o bok Bratkowego Futra, a jej ogon smagnął kilka razy powietrze.
– Wraca! – zawołała Wirująca Lotka, stojąca najbliżej skraju lasu.
Wszystkie łby skierowały się w jedną stronę. Zmoknięta Tuptająca Gęś nie miała za dużo wspólnego z dostojną, dumną osobą, którą była normalnie. W milczeniu dołączyła do grupy, chcąc jak najszybciej znaleźć się w suchym legowisku. Srocza Gwiazda musnęła jej bok ogonem, w geście pochwały.
Kiedy dotarły do obozu były już całkiem przemoknięte. Zapach wilgotnej ziemi wypełnił ich nozdrza, a kumkot żab uszy. Większość kotów siedziała schowana w legowiskach, nie wyściubiając nosa poza wygodne, mchowe posłania. Kotki w zbitej grupie oddaliły się w stronę wojowniczego leża, zostawiając Sroczą Gwiazdę i Tuptającą Gęś same.
– Rozjaśnia się – stwierdziła, unosząc zmrużone oczy do góry. Ciemno granatowe chmury przemijały, zwiewane wiatrem w stronę terenów niczyich. – Wkrótce zwołam zebranie klanu. Pozostań w gotowości – nakazała córce.
***
– Niech wszystkie koty zdolne samodzielnie polować zbiorą się u stóp sumaków! – zawołała, po wspięciu się na swoje drzewo. Deszcz ustał, pozostawiając po sobie zroszone rośliny i miękką, błotnistą ziemię, wchodzącą między paliczki łapek.Koty niechętnie wyszły, jeden po drugim zbierając się w sporych wielkości tłum. Niektóre z głośną dezaprobatą wyrażały się o pogodzie, inne natomiast zupełnie ją zignorowały.
– Mam wam do przekazania informację, która może wydać się niektórym kontrowersyjna, jednak zapewniam was, że zda się ona na korzyść Klanu Nocy – zaczęła, przykuwając tym uwagę wcześniej zdekoncentrowanych kotów. – Kilka dni temu otrzymaliśmy wiadomość od posłańca Klanu Wilka, mówiącą o pilnej potrzebie spotkania. Dzisiaj zgodnie z obietnicą, wraz z kilkoma wojownikami przybyłam w umówione miejsce, w którym już czekał na mnie lider Klanu Wilka, Błękitna Gwiazda. – koty spojrzały po sobie niepewnie. – Tam też został zawarty sojusz. Zdaję sobie sprawę, że jest to niespodziewana decyzja, jednak została ona przeze mnie dobrze przemyślana. Aby zapewnić obu naszym klanom pewność sojuszu, przystaliśmy na propozycję spłodzenia kociąt, mających być symbolem zgody. Dzisiaj także przekonałam się, kto jest w stanie zrobić dla naszego klanu wszystko, aby zapewnić mu bezpieczeństwo. Tuptająca Gęsio, wystąp – zwróciła się do zielonookiej, podczas gdy w tłumie wrzało. – W nagrodę za poświęcenie jakim się wykazała, to właśnie Tuptająca Gęś otrzymuje miano nowej zastępczyni Klanu Nocy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz