BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

18 lutego 2024

Od Betelgezy

 Już od rana Betelgezę rozpierał przypływ energii. Nie mogła przestać myśleć o wyjściu na zewnątrz po raz pierwszy. O nauce. O możliwości snucia się na samej górnej partii miasta, pod samym sklepieniem - jak ptak!  
Matka stała się dużo bardziej wymagająca ostatnimi czasy. Zaczęła więcej mówić im o zasadach miasta, a na nieposłuszeństwo przestała reagować równie "łagodnie", co kiedyś. Bet zauważyła, że w stosunku do Bluszcza stała się wyjątkowo cięta. Zresztą, każdy z nich musiał mierzyć się z jej wysokimi wymaganiami. To było stresujące, ale vanka musiała się z pogodzić. Czasem miała wręcz ochotę stanąć w obronie słabszego brata, ale nigdy tego nie zrobiła. Dobrze wiedziała, czym mogłoby się to skończyć. Dobrze wiedziała, że bycie idealnym dzieckiem w ich oczach wymagało odrzucanie własnego zdania i podporządkowywanie się odgórnym regułom. Gniew Matki był bolesny, przerażający. To była jedyna osoba, która sprawiała, że Geza zaczynała panikować, a serce biło głośno i nierówno. Matka rzadko wpadała w furię, ale gdy to robiła, nic nie mogło jej powstrzymać. 
— Zanim wyjdziecie — mruknęła w stosunku do całej czwórki kociąt. — Musicie wiedzieć, że w tym momencie przekraczacie granicę bycia kocięciem, a pełnoprawnym członkiem rodziny. Być może nie każdy z was zasłuży na to miano. Gdy przekroczycie próg domu, staniecie się reprezentacją waszego ojca. A wiecie dobrze, co to oznacza — w tym momencie Matka wysunęła pazury, spoglądając na nich cierpkim wzrokiem. — Jeśli okażecie słabość, to tak, jakby wasz ojciec ją okazał. Jeśli kogoś skrzywdzicie, to tak, jakby kogoś skrzywdził ojciec. Gdy pokazujecie się w Betonowym Świecie, nosicie szyld - mój i Jafara. Każdy wasz błąd będzie rozpamiętywany przez miasto. Każdy wasz akt będzie źródłem plotek. Nie obchodzi mnie wasz wiek i mentalność. Spada na was brzemię i odpowiedzialność. A jeśli ktoś z was odważy się okazać słabość... — Matka położyła po sobie uszy, a jej ton tak się obniżył, że Geza poczuła, jak jej łapy drżą. Nie lubiła, gdy Matka to robiła. Nie lubiła tego przerażającego oblicza. Wtedy zaczynała się jej bać. — ...Musicie wiedzieć , że nie ma tu miejsca na litość. Miasto zawsze pozostanie Miastem. Słabość zawsze pozostanie słabością. To nie są żarty, a ja i wasz ojciec dbamy o dobre imię naszego gangu. Albo jesteście z nami, albo przeciwko nam. Jeśli ktoś odważy się nas zawieść, nie będzie miał prawa do nazywania się członkiem gangu, a już zwłaszcza członkiem rodziny.
Cisza, która zaistniała po tych słowach była wręcz przerażająca. Geza przez moment bała się brać oddech, jakby nawet najmniejszy dźwięk miał skierować wzrok Matki wprost na nią. Rozejrzała się po rodzeństwu. Izyda wpatrywała się nieobecnym wzrokiem gdzieś w przestrzeń, jakby analizowała te słowa, ale nie chciała zareagować. Klamerka pozostawał niewzruszony, podczas gdy Bluszcz zdawał się skulony. Geza położyła po sobie uszy.
— Dziś wybierzecie się na swój pierwszy trening. Odpowiednie koty czekają na was na zewnątrz... nie martwcie się, nie wybrałam byle kogo. Nie wypada wam poruszać się w towarzystwie pospólstwa. Betelgezo, chodź za mną.
Uniosła brodę, kryjąc strach. Od początku wpajano jej, że był wstydem i zachowaniem niepożądanym. Tak też i teraz zniosła spojrzenie Matki, nie ośmielając się odwrócić wzroku. Bastet najwyraźniej się to spodobało, bo kąciki jej ust rozwarły się w uśmiechu. 
Czarno-biała kotka podążyła za Matką, gdy ta wyszła z domu przez klapę. Światło dzienne na moment zamroczyło Bet, która zmrużyła ślepia. Dostrzegła zaciekawione spojrzenia trzech gangsterów, którzy czuwali przed progiem posesji. Poduszki zapiekły młodą kotkę, gdy dotknęła twardego, dość ostrego brukowanego chodnika. Matka nie czekała na nią, nie zwracała się przez bark, jakby z góry zakładała, że Geza za nią nadąży. Dotąd Geza znała świat tylko z wnętrza bogatego, wystawnego domu. Niebo widziała przez zaszklone okno. Gdy wyszła, chłodna bryza powietrza oblała całe jej ciało jak fala. Słońce przyjemnie grzało jej grzbiet. Czuła się... Inaczej. Powietrze również było inne. Jakaś nuta... Świeżości. Choć między tym chłodnym powietrzem czuła także stęchliznę, duchotę, fetor. Nie rzucał się tak w oczy na posesji, ale w chwili, gdy zbliżyły się do Drogi Grzmotu, omal nie zwymiotowała.
— Zastanawiasz się, dlaczego cię wybrałam?
W rzeczy samej.
— Większość z was jest... Zadowalająca. Widzę, że odpowiednia dawka dyscypliny może zrobić z was kogoś, kogo wasz ojciec nie będzie się wstydził. Ale od kocięcia wykazywałaś zainteresowanie sztuką balansowania nad krawędziami, przemierzania miasta prawie jak nieuchwytny cień. Uznałam więc, że będziesz zainteresowana, jeśli od czasu do czasu wezmę cię pod swoje skrzydła i nauczę tego, z czego znana jestem w całym Betonowym Świecie. Ale nie będę się powtarzała, Betelgezo. Jeśli będziesz się wygłupiać, ignorować moje polecenia czy nudzić tego rodzaju treningiem, nie licz na to, że będę poświęcać swój cenny czas na takie wygłupy. Szanuję mój czas, a ty z pewnością szanujesz swój. Choć póki co spodziewam się po tobie... Ambicji i zapału.
Bastet szła dalej całkiem niewzruszona, sztywnym i dostojnym krokiem przemierzając nieprzyjemny w dotyku chodnik.
— Ale to nie znaczy, że możesz pozwolić sobie na samowolkę — Matka nie przestawała mówić. Dumnie wysuwała szyję, informując przy tym każdego wokół o swoim statusie. Gdy wypowiadała kolejne słowa, ani razu nie zaszczyciła córki spojrzeniem. — Mam nadzieję, że to rozumiesz, Betelgezo. Jesteś świadectwem mnie i twojego ojca. Masz zachowywać się godnie. Masz wykazywać się siłą. Nie obchodzi mnie, czy potrzebujesz płakać, czy nie, o ile będziesz robić to tam, gdzie nikt nie może zobaczyć i usłyszeć. Zaufałam ci. Jeśli zawiedziesz moje zaufanie, nie będzie drugiej szansy — widocznie napięła mięśnie. — Nie oczekuj ode mnie ckliwych słówek. Nie masz prawa wypowiadać się w imieniu swojej rodziny, aż nie udowodnisz, że jesteś godna do niej przynależeć. Czy to wystarczająco jasne, czy mam powiedzieć bardziej dosadnie? Błąd oznacza śmierć lub wydziedziczenie. To zależy, jak bardzo jest wybaczalny.
Geza spuściła wzrok, na moment uciekając nim gdzieś w bok, skupiając się na kwiatach rosnących na drugim krańcu ulicy. W końcu zmusiła się, by spojrzeć znów przed siebie, na Matkę, zwróconą do niej tyłem, która wciąż nie zwalniała tempa, nie spoglądając na córkę.
— Nie zamierzam się zawieść, Matko. Ani ciebie, ani ojca. Wykonam każdy rozkaz.
— Podoba mi się twoje nastawienie — odparła Bastet. W końcu skręciła gwałtownie w lewo. Geza poszła jej śladami, a przed jej łapami rozpostarła się aleja. Po obu jej bokach w niewielkich odstępach, w dość symetrycznym, równym rzędzie wyrastały drzewa. 
— Jesteśmy na miejscu. — Matka ruszyła w kierunku drzew, a córka podążyła za nią, nie ośmielając się odezwać niepytana. — Wybrałaś swoją ścieżkę. Dobry zwiadowca musi nauczyć się żyć w symbiozie z niebezpiecznym żywiołem, jakim jest powietrze. Balansując na dachach budynków, ryzykujesz własne życie. Ryzykujesz wszystko. Nie mamy mocy władać nad żywiołem. To Ziemia boleśnie przypomina nam o swojej bezwzględności. Dlatego nie powinnaś z nią walczyć, a nauczyć się z nią współpracować. Zaczniemy od czegoś prostego. Jeśli chcesz mieć dobre stosunki ze sklepieniem, musisz wiedzieć, jak do niego dotrzeć. Czyli opanować równowagę.
Geza skinęła głową. Matka zaczęła wdrapywać się na jedno z bardziej rozgałęzionych drzew, a kotka tuż za nią, nie spuszczając z niej oczu ani na moment. 
— Gdy wspinasz się po pniu, używasz swoich pazurów, by zwiększyć przyczepność. Jednak budynki są dużo twardsze i nie wejdziesz na nie równie prosto. Dlatego oprócz pazurów równie ważna jest praca tylnych łap. Gdy się wspinasz, musisz się nimi odpychać, a wchodząc w rozbieg masz większe szanse, żeby dosięgnąć do najbliższego oparcia. W przypadku drzew to stabilne gałęzie, w przypadku budynków - balkony, parapety czy inne dziwne wystające elementy domów Wyprostowanych. 
Geza spróbowała skupić się na wykonywaniu kolejnych kroków wedle tego, co mówiła Matka. Odpychała się od powierzchni tylnymi łapami, dzięki czemu wspinała się dużo szybciej, a jej ciało pięło się w górę.
— Następne, co powinnaś wiedzieć, to rozpoznawanie, kiedy powierzchnia jest trwała, a kiedy potencjalnie może załamać się pod twoimi nogami. Drzew dotyczy to w głównej mierze, ale gdy będziesz przemieszczać się po domach Wyprostowanych, niekiedy natkniesz się na spróchniałe deski, odpadającą dachówkę czy inne niebezpieczne powierzchnie, z których łatwo można spaść i pożegnać się z życiem. Czasem można je wykorzystać jako pułapkę, zwabić innych, by sami skończyli roztrzaskani o twardą ulicę. W większości przypadków jednak to my sami powinniśmy się ich wystrzegać.
Matka położyła lewą łapę na gałęzi, napierając na nią całym ciałem. Przełamała się w pół i spadła kończąc na samym dole. Geza poczuła, jak ciarki przechodzą przez jej ciało.
— To mogłabyś być ty. Rozumiesz, dlaczego to ważne?
Pokiwała energicznie głową.
— Sprawdź następną gałęź.
Geza posłusznie ruszyła do przodu, zgodnie z poleceniami matki opierając swoją siłę na tylnych łapach i odbijając się skutecznie od kory drzewa. Dotknęła łapą gałęzi. Wyglądała na trwałą, była dość gruba i rozciągła. Przełożyła całą siłę swojego ciała wprost na łapę. Usłyszała skrzypienie, ale gałąź była cała; nie zerwała się. Obejrzała się za ramię, ale matka w milczeniu czekała na jej następny ruch. Geza od razu się domyśliła - mama chciała, aby to ona podjęła decyzję. Kotka zmarszczyła brwi i z determinacją, zachowując pełną ostrożność weszła na gałąź. Skrzypienie sprawiło, że młoda się zawahała, ale nie pokazała tego po sobie, czując na sobie oceniające i analityczne spojrzenie Matki. Wreszcie odetchnęła, widząc, że gałąź jest trwała.
— Dobrze. Teraz część kulminacyjna - skok. Musisz pamiętać, że nie może być chaotyczny. Musisz być pewna swojego celu i nie zmieniać go w czasie lotu. W innym przypadku może się to skończyć tragicznie. Jeśli chodzi o samą strategię... Cóż, musisz przenieść ciężar na tylne łapy i odbić się nimi mocno od powierzchni. Tutaj dużą rolę odgrywa intuicja. Musisz dokładnie wyczuć moment, w którym skoczysz. Jeśli zrobisz to za szybko, możesz nie zdołać dosięgnąć powierzchni i spaść. Podobnie, jeśli skoczysz za późno. Zanim się odbijesz, będziesz na ziemi. Twoim zadaniem jest skoczyć na gałąź następnego drzewa. I nie spaść, rzecz jasna.
Nie spojrzała się z siebie, a jedynie wzięła głęboki wdech. Czując uspokajające bicie swojego serca, cofnęła się i rozpędziła. Wówczas każda sekunda trwała jak całe godziny, gdy pędziła na sam kraniec grubej gałęzi. Odbiła się od jego powierzchni i na moment czuła, jak zawisa w powietrzu, jak grawitacja brutalnie przyciąga ją do siebie wprost w chciwe łapy Ziemi, która tylko czekała, by ją pochłonąć. Chłodna bryza oblała jej szyję i pomogła dobić do krawędzi gałęzi sąsiedniego drzewa. Gdy tylko na niej wylądowała, usłyszała pęknięcie. W ostatnim momencie uczepiła się pnia drzewa, z przelotnym poczuciem strachu odkrywając, że gałąź przełamała się pod jej ciężarem i spadła. 
Gdy wzięła oddech, był nierówny i drżący. Obraz zamazał jej się przed oczami na ułamek sekundy, gdy wypatrywała wzrokiem matki. Poruszała się po wysokościach z gracją i opanowaniem, jakby jej ciężar był równie lekki, co piórko. Przeskoczyła z jednej gałęzi na drugą, która zdawała się dużo bardziej trwalsza - a może po prostu Bastet lepiej rozkładała swój ciężar. Niezależnie od tego, matka przyczepiła się do pnia i energicznie, jakby nie miała czasu do stracenia, zeszła z niego aż na sam dół, czekając na córkę. Jej pierwsze zejście było niepewne, jakby obawiała się potencjalnego upadku czy skręcenia kończyny, ale szybko nabrała wprawy, już nieco odważniej schodząc na dół.
— Musisz popracować nad skokiem, utrzymywaniem równowagi i rozprowadzaniem ciężaru po ciele. Skaczesz zbyt ciężko i chaotycznie, co w przyszłości może sprawić, że zamiast dalekich skoków będzie cię ciągnąć w dół, a w ten sposób nietrudno o spadnięcie. Musisz używać pełni swoich możliwości, mięśni i pazurów, a przede wszystkim polegać na intuicji i instynkcie. Właśnie, Betelgezo. Upadać też trzeba potrafić. Czasem podwinie ci się noga i będziesz o krok od spotkania z twardą ziemią. Wtedy musisz improwizować, ale jednocześnie zachować zimną krew. Niekiedy będziesz miała szansę, by się uratować. Uczepić się jakiejś powierzchni, wypatrzyć miejsce, które mogłoby zniwelować twój upadek... Musisz wiedzieć, jak reagować w takich sytuacjach.
— Mam się uczyć... spadania? — mruknęła zbita z tropu. 
— Dokładnie tak. To nieodłączna część tego zajęcia. Gdybym nie potrafiła oceniać sytuacji, gdy jestem w niebezpiecznym położeniu i włos dzieli mnie od spadnięcia, leżałabym już dawno martwa i roztrzaskana na zimnej ulicy. Tutaj potrzeba błyskawicznej reakcji i refleksu, moja droga. Wespnij się na najniższą gałąź. Masz za zadanie bezpiecznie skoczyć z niej na ziemię.
Nie protestowała, choć uznała to za radykalny pomysł, żeby świadomie narażać się na potencjalne złamania. Ufała jednak Matce, że wiedziała, co robi. Przecież miała za sobą wiele księżyców doświadczenia.
Zgodnie z wcześniejszymi radami, wspinała się zgrabnie - wciąż dość niepewnie i niekiedy łapy same plątały jej się w czasie wspinaczki, ale zdecydowanie lepiej z każdym kolejnym krokiem, podciągnięciem i odepchnięciem tylnymi łapami. Wspomagając się pazurami, wspięła się na gałąź. Tym razem była ostrożniejsza, ale jednocześnie starała się rozluźnić mięśnie i nie pozwolić, by pociągnęły ją na dół. Gdy dotarła do krawędzi stabilnej gałęzi, odetchnęła i skoczyła, czując, jak powierzchnia pod łapami zanika, jak wyrywają się z bezpiecznego oparcia. Przekręciła głowę, a za nią poszło całe ciało, błyskawicznie zwracając się w powietrzu, by wylądować na czterech łapach. Jej ogon sztywno zawisł na wysokości barków, pozwalając jej utrzymać równowagę. Udało jej się zeskoczyć bez przewrócenia się, choć po niedługim uderzeniu serca położyła się na trawie. W jej głowie kręciło się zbyt mocno, by mogła utrzymać się na wszystkich czterech łapach choć chwilę dłużej. Z pyska Matki rozległo się zamyślone mruczenie. Wreszcie odparła:
— Twój czas reakcji jest zadziwiająco szybki. Wiesz, jak szybko zwrócić swoje ciało w ten sposób, by wylądowało bezpiecznie. Od pozycji zależą obrażenia, Betelgezo. Zawsze należy chronić swoją głowę. Na dziś to wszystko, ale nie myśl, że czeka cię odpoczynek. Przekażę cię Agonie, a ona nauczy cię wszystkiego, co potrzebne do przetrwania w mieście. Do wieczoru zostało jeszcze dużo czasu, a ja nie mogę pozwolić, by ktokolwiek marnował go wygrzewając się w domu. Czeka was wszystkich mnóstwo pracy.
Nie śmiała nawet temu zaprzeczyć, mimo że wizja wykańczających ćwiczeń po sam zmierzch nie była zachęcająca. Łapy już teraz ją bolały i najchętniej do końca dnia leżałaby na słońcu, odpoczywając, choć potrafiła równie dobrze zmobilizować się do dalszej pracy. Wiedziała, dlaczego to robi, po co i co chciała tym osiągnąć, wiedziała, że był to jeden z jej obowiązków i do spełniania go przykładała się bardzo dokładnie. Nie przerywała ciszy, gdy szła z matką przez tą samą alejkę. O tej porze dnia wyglądała prawie magicznie, a drzewa po obu bokach ulicy dodawały jej uroku. Miasto było szare, brudne i ponure, a obecność roślinności i zieleni dodawało mu nieco życia i energii. Dreptała za arlekinką, nie ośmielając się nawet powiedzieć słowa bez pozwolenia.
— Tobie i twojemu rodzeństwu dobrałam odpowiednich mentorów na podstawie waszych zainteresowań, możliwości i osobowości. Uznałam, że w twoim przypadku Agona sprawdzi się wystarczająco dobrze. Nauczy cię wszystkiego, co powinnaś wiedzieć i przekaże wszystko, co chcę, by zostało ci przekazane. A jeśli w szkoleniu popełni jakiekolwiek błędy... — tutaj przerwała, a gdy odezwała się ponownie, by dokończyć myśl, jej głos stał się bardziej melodyjny. — Wystarczy mi od ciebie jedno słowo, by skręcić jej kark.
Szybki dreszcz omiótł ją od głowy po sam spód łap. Zamachała nerwowo ogonem, ale powstrzymała się od niepotrzebnych komentarzy.
— Rozumiem — zawiadomiła, szczędząc sobie słów. 
Gdy Bastet doprowadziła córkę do jej właściwej mentorki, bez zbędnych pożegnań po prostu bezceremonialnie odeszła, w czasie gdy Geza zmuszona była pozostać z zupełnie obcą dla niej kotką. Wyglądała strasznie - utrzymywała się na wysokim, smukłym ciele o białym umaszczeniu, które przybierało odcienie szarości przez zbierający się na nim łatwo uliczny brud. Wykręcone uszy i złote oczy wpatrywały się w nią, jakby co najmniej planowały ją zabić. Miała ostre i dojrzałe rysy pyska, a jej futro, dość krótkie, przylegało do sierści - gęstsze było tylko na wierzchu szyi, grzbietu i ogona. Częściowo skrytą pod białym futrem nosiła czarną chustę związaną w supeł po jednej stronie. Zdecydowanie nie brakowało jej urody, a po samym wyglądzie Geza mogłaby stwierdzić, że była starszą dorosłą. Oceniający wzrok, którym ją zmierzyła, był tak chłodny; przypominał ten Matki, co nie było pocieszające.
—  Więc to ciebie przypadło mi szkolić — gdy zaczęła mówić, w jej głosie pobrzmiewała lekka chrypa. Była widocznie chłodna, ale gdy spojrzała na nią po raz kolejny, jej wzrok nieco łagodniał. Stał się zdecydowanie bardziej komfortowy niż ten, którym obdarzała ją Matka. — Widzę po tej twojej chuderlawej posturze, że to będzie niezwykłe wyzwanie. Ale nie ma wyzwania, z którym bym sobie nie poradziła. Podejrzewam, że ty również. 
Pokiwała głową. Mimo, że z początku była dość zestresowana, zmusiła się do odważnego spojrzenia. Nie przyszła tu, by stękać, a by się czegoś nauczyć! Musiała wziąć się w garść.
— Nie zacznę od tłumaczenia ci podstaw walki. To omówimy sobie na kolejnym spotkaniu... Ale dziś 
— teraz zbliżyła się do Gezy i wycelowała w nią swój pazur. — Dowiesz się więcej o mieście i gangu. Na nic ci walka, jeśli nie będziesz wiedziała, gdzie jest twoje miejsce. Podejrzewam, że zależy ci na majątku twojego ojca?
— Tak — odparła zdesperowana, zaciskając zęby i wysuwając pazury. Tak. Była gotowa, by udowodnić rodzicom, że zasługiwała na nazywanie się ich córką.
Agona zaśmiała się z taką gracją i manierą, że sama Geza poczuła się nie jak  pierworodna córka jednego z najbardziej wpływowych kotów w mieście, a jak zwykła przybłęda. 
— Nie mamy czasu do stracenia. Bastet z pewnością wybrała dla twojego rodzeństwa odpowiednich nauczycieli, ale to ty zostałaś oddana pod moją pieczę. Więc to twój los interesuje mnie najbardziej, a jeśli twoje starania przyniosą owoce, skorzystamy na tym obie. Ty zyskasz wpływy, a ja reputację. Dlatego będę oczekiwać od ciebie prawdziwej determinacji i pracy. Moje zasady są proste, Betelgezo: Uczę tak, jak nauczyłoby cię miasto. Jeśli ćwiczymy walkę, ćwiczymy ją do samej krwi. Z kimkolwiek nie przyjdzie ci walczyć, nie okaże ci litości. Ja też nie będę dawać ci forów. Druga z nich jest równie banalna. U mnie możesz czuć się jak we własnych progach. Opowiem ci wszystko po drodze, a twoim zadaniem jest skupić się zarówno na moich słowach, jak i na ulicach miasta, które będziemy mijać — uśmiechnęła się szeroko, choć Geza zmrużyła nieufnie oczy. Matka zawsze pokazała, że  w mieście nie można ufać nikomu, nawet swoim sojusznikom. Że relacje, które kiedykolwiek zawrze z członkami gangu ojca, nie powinny wychodzić z płaszczyzny służby. Że powinna rozróżniać swoje życie prywatne od pracy, profesji, którą zajmuje się każdy z nich.
Szła tuż przy boku Agony, gdy kotka prowadziła ją przez ulice miasta.
— Zgaduję, że twoi rodzice dużo mówili ci o Betonowym Świecie — mówiła ze spokojem i opanowaniem, a jej głos był tak delikatny i melodyjny, jakby całkowicie przeczył temu, że kotka każdego dnia zabijała mnóstwo niewinnych kotów.  Agona zwróciła swoje spojrzenie w zupełnie innym kierunku, a podążając za nim, Geza dostrzegła dwóch kocurów walczących ze sobą niezwykle zaciekle. Jeden z nich był starszy i słabszy, drugi młodszy i zdecydowanie posiadał więcej siły. Na sam widok krwi Geza napuszyła się i nastroszyła, jakby co najmniej to ją ktoś bił. Za kocięcia nie rozumiała, czemu rodzice tak często stosowali przemoc wobec niewinnych kotów. Obecnie zdawało się, że wiedziała, że nie mieli innego wyboru, że był to po prostu sposób, w jaki można było wspinać się po drabinie miejskiej hierarchii, zapewniając sobie jakiekolwiek szanse na przetrwanie. Mimo to wciąż ciężko jej było na to patrzeć. Czasami chciała żyć w bańce pozbawionej przemocy, wierzyć, że wszyscy chcą dobra, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że nie była to prawda. Czas najwyższy zderzyć się z bolesną rzeczywistością. Będzie musiała nauczyć się z tym żyć, bez względu na to, czy jej się to podoba, czy nie. Musiała być wobec siebie bardziej surowa! Powinna przestać myśleć tak, jakby była słabym podrostkiem. 
— Przerażona? — Agona znów zaśmiała się w ten charakterystyczny dla siebie sposób. — To normalne. Gdy taki widok jest codziennością, łatwo się przyzwyczaić. No dobrze, nie jesteś na treningu, by marnować czas na słuchanie moich dygresji. Czas zająć się tym, co zaplanowałam. Musisz znać zasady panujące w tym miejscu, by wiedzieć, kiedy okazywać komuś szacunek i co robić, by to tobie go okazywano. Czasami pozycja w hierarchii nie wystarczy, jeśli dajesz sobą pomiatać. Twój ojciec jest srogi wobec tych, którzy traktują go bez krzty respektu, a mimo to Miasto nieustannie plotkuje na jego temat. Wy również byliście podmiotem plotek i wciąż jesteście. Tutaj bezwzględny szacunek mają tylko ci, którzy potrafią zaskarbić go sobie strachem i siłą — Tłumaczyła, zachowując spokój. — Niezależnie od twojej pozycji, nie powinnaś nikomu ufać. A przede wszystkim, nie bierz nic od kogoś, kto nie jest twoim sojusznikiem. Ba, nawet wobec sojuszników powinnaś być podejrzliwa - ufać możesz tylko tym, którym trzymanie z tobą przynosi korzyści. Nigdy nie wierz w dobre intencje czy życzliwość. Koty tu są zbyt zajęte swoimi problemami, by wykazywać się altruizmem i bezinteresownością na swoją niekorzyść. Jeśli ktoś proponuje ci zioła, jedzenie, wspólną noc, przysługę czy ofertę, nigdy nie powinnaś tego przyjmować. Zwłaszcza, jeśli ktoś chce wcisnąć ci to za darmo lub podejrzanie małym kosztem.
— A jak ktoś oferuje mi pomoc? Mam jej nie przyjmować, nawet gdy jest mi bardzo potrzebna?
— Cóż... To zależy, jak bardzo jest ci potrzebna — wyjaśniła. — Nawet, gdy jesteś bardzo zdesperowana, a właściwie szczególnie, kiedy jesteś bardzo zdesperowana, nie powinnaś przyjmować niczyjej pomocy. Większość kotów wykorzystałaby cię dla własnych celów. Zrobiliby wszystko, by przeżyć lub podnieść swój status, a im bardziej zdesperowana jesteś, tym łatwiej się tobą manipuluje i łatwiej nakłonić cię do zrobienia czegoś niekoniecznie dobrego. Choć przyznam, że gdy jesteś o włos od śmierci, lepiej złapać się każdej deski ratunku, dopóki nie przełamie twojej godności. Bo godność jest najważniejsza, Betelgezo. Jeśli przyjmujesz pomoc, dajesz znać, że jesteś zbyt słaba, by sama rozwiązać problem. Im bardziej niezależna i samowystarczalna będziesz, tym większy szacunek dostaniesz. Czasem lepiej jest umrzeć czy ucierpieć, niż pokazać innym swoją słabość.
To nie brzmiało zbyt dobrze. Zwłaszcza, że kotka zdawała sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie w sytuacji bez wyjścia znajdzie się wiele razy. Szła za Agoną dalej, rozglądając się po mieście i zapamiętując miejsca, obok których przechodziły. Znajomość miasta także przydałaby jej się w przyszłości. Wstydem byłoby się gdzieś zgubić.
— Kolejna porada przyda ci się, gdy podrośniesz i nauczysz się samowystarczalności i ignorowania problemów obcych kotów. Tak jak musisz wystrzegać przyjmowania od innych jakichkolwiek rzeczy czy ofert, tak sama nie powinnaś powstrzymywać się przed oszustwem, gdy czegoś potrzebujesz. Tutaj pełno jest lichwiarzy i oszustów, wie to każdy, kto żyje w mieście. Musisz dostosować się do środowiska, w którym przebywasz. Nie bój się wykorzystywać czyjąś naiwność czy brak obeznania, jeśli jest w stanie zapewnić ci to, czego potrzebujesz.
Cóż, były to dość bezpośrednie i do bólu szczere słowa, jak na pierwszy trening. Za kociaka słysząc podobne słowa od matki martwiła się, że nie będzie wystarczająco zimna i znieczulona, by jawnie wykorzystywać inne koty. Teraz, choć wciąż brzmiało to niezbyt zachęcająco i brutalnie, zdawała sobie sprawę z tego, że była to konieczność. To nie jej wina, jeśli ktoś nabierze się na infantylnie oczywiste oszustwo - w końcu każdy w mieście powinien być na to przygotowany!
— Może zdarzyć się tak, że ktoś podważy twój autorytet — Agona kontynuowała swoje lekcje, cały czas utrzymując swoje tempo. — Wątpię, by zdarzało się to szczególnie często, zważając na to, jaką opinią w Betonowym Świecie cieszy się twój ojciec, ale nie jest to wykluczone. Zwłaszcza na początku twojej kariery... Znaczy się, gdy będziesz dorastać, dużo kotów może uznać cię za słabą lub niewartą lojalności i okazywania posłuszeństwa. Budowanie autorytetu jest kluczową kwestią w tych stronach, bo to on zapewnia ci przewagę i daje ci pewność, że twoje życie w chwili zagrożenia będzie dla kogoś warte wystarczająco, by poświęcił się dla twojej ochrony. Sama wybierzesz, w jaki sposób chcesz, by widzieli cię inni.
Tutaj zamilkła i skręciła w szerszą uliczkę. Zdawało się, że wyraźnie tętniła życiem, a postury bezdomnych kotów malowały się niemal na każdym kroku i zakręcie. 
— Musisz zapamiętać tylko jedną, prostą, niepisaną zasadę. Jeśli swój autorytet budujesz na strachu, masz pewną kontrolę, ale niepewną lojalność. Jeśli budujesz go na szacunku, możesz być pewna lojalności, ale nigdy kontroli. Możesz też połączyć jedno z drugim... Ale czy będzie to warte efektu?
Cóż, zdecydowanie chciała zaskarbić sobie zarówno sympatię gangu ojca i innych miastowych kotów, jak i szacunek i posłuszeństwo. Dobrze wiedziała, że będąc miłym i w zasadzie pomocnym, bardzo łatwo można było pożegnać się z jakimkolwiek uznaniem i poważaniem. Czy chciała rządzić strachem? Traktowała to jako ostateczność. W pierwszej kolejności chciałaby uczciwie wykreować swój obraz jako kogoś, kogo uliczni traktowaliby z szacunkiem. Ale nie kryłaby się z pazurami, gdyby ktoś zaczął podważać jej autorytet. To samo robił jej ojciec, i, jak widać, działało. Dawał swoim gangsterom to, czego chcieli - schronienie, jedzenie i ochronę - a oni w zamian lojalnie stawiali się na każde jego zawołanie. Nikt nie pozostawał stratny, żyli w symbiozie, nikomu nie śniłoby się o tym, żeby zbuntować się przeciw ojcu. Za to, gdy zdarzało się, że ktoś mówił o Jafarze z pobłażaniem, ojciec dopuszczał się nawet brutalnych mordów, oczywiście, pośrednio, nie plamiąc własnych łap brudną krwią pospólstwa. Chciała być taka, jak on. Chciałaby równie odważnie pokazywać wrogom, gdzie ich miejsce, jednocześnie utrzymując sojusznicze stosunki z członkami swojego gangu. A może nawet przyjacielskie? Oczywiście, nie zaufałaby komuś tak po prostu i zdawała sobie sprawę z tego, że w mieście nie ma co szukać przyjaciół - ale przecież była wspaniałą aktorką, a kogo lubi się najmocniej, jak nie kogoś, kto traktuje cię jak równego sobie "przyjaciela", niżeli poddanego? 
Oddając się w objęcia różnorodnych myśli, prawie zapomniała, po co tu tak właściwie była.
— I nawiązując znów do mojego pierwszego zdania - gdy ktoś ośmieli się podważyć twoje dobre imię, możesz uciec się do sztuczek psychologicznych i fizycznej siły. Możesz powalić go dyplomacją, broniąc się słowami i przekonując swoich do swojej racji, by odebrać swojemu wrogowi pewność siebie i wytrącić kontrolę spod jego łap. Kot czujący, jak kontrola wymyka mu się spod palców jest zdesperowany i rządzą nim emocje, a wówczas jest zdolny do zrobienia wielu głupich rzeczy i łatwo jest go ośmieszyć. Dlatego, Betelgezo, najważniejszą rzeczą, której powinnaś trzymać się, jakby od tego zależało twoje życie - jest kontrola. Kontrola nad sytuacją i nad własnym ciałem. Cokolwiek by się nie działo, jakkolwiek stres nie odebrałby ci rozumu, musisz zachować stoicki spokój, władczy ton głosu i pewność swojej racji. Wówczas, nawet, jeśli grunt pod łapami jest niepewny, inni wciąż będą odbierać ciebie z powagą. Nawet, jeśli wewnątrz ciebie panuje burza i chaos, z zewnątrz kontrola powinna być pierwszą myślą każdego kota, który na ciebie spojrzy. To zrozumiałe?
Geza pokiwała głową. Choć ten nadmiar informacji, wgłębianie się w politykę i wszystkie te sprawy służyły rozwijaniu się jej intelektu, wciąż czuła się tym przytłoczona.
— Pozostaje również siła fizyczna — kontynuowała biała kotka. — Nie powinna być twoim jedynym wyjściem i drogą kontaktowania się z innymi kotami, ale odgrywa dużą rolę wraz z dyplomacją i tym, o czym mówiłam ci przed chwilą. W połączeniu z tym jest niezbędnym narzędziem do pokonania kogoś, kto podważa twój autorytet i jednocześnie zatrzymania innych u swojego boku. Siła fizyczna to jedna z fundamentalnych rzeczy, na podstawie których wartościuje się koty w Betonowym Świecie. Oprócz charyzmy, wyjątkowego intelektu i dyplomacji, o których mówiłam wcześniej, przydadzą ci się sprawne łapy i młode, silne ciało. Musisz dać pewność swoim kotom, że jesteś wystarczająco silna, by zapewnić im ochronę, by trzymanie po twojej stronie było dla nich cokolwiek warte i opłacalne. Wychudzony, mizerny, słaby kot, który ledwo utrzymuje się na własnych nogach nie jest nikomu potrzebny, a już szczególnie nie jest nic warty, jeśli nie nadrabia swoim wyglądem, wiedzą lub wyposażeniem. Jeśli więc z pomoca siły fizycznej udowodnisz temu, kto stawia ci wyzwanie, podważając twoją reputację, że jest od ciebie słabszy, przekonasz w ten sposób resztę, że jesteś silna, że warto mieć cię po swojej stronie, że wystąpienie przeciw tobie jest równoznaczne z postawieniem na szali swojego życia.
Geza nie odpowiedziała, a jedynie zamruczała pod nosem w zamyśleniu, starając się przeanalizować słowa mentorki. Wszystko trzymało się kupy. Dużo informacji do zapamiętania, dużo trudnych i niezrozumiałych słów, które została zmuszona pojąć. Rzucono ją i jej rodzeństwo na głęboką wodę i nie dano żadnej opcji ratunku. Tonęła bez oparcia.
— Cóż, dużo się nagadałam — Agona nagle zatrzymała się gwałtownie i zerknęła na Gezę. Przez jej ciało przeszedł chłodny dreszcz. Choć wyraz pyska kotki był zdecydowanie komfortowy, coś mówiło jej, że lepiej jej nie zawodzić. Jak można mieć w oczach jednocześnie chłód i ciepło? Chyba jedynie sama Agona znała tę tajemnicę. — Twoja kolej. Co wyniosłaś z mojej lekcji?
— Ja... Eee... — zająknęła się, zanim w ogóle zaczęła mówić. To nagłe pytanie dość ją zaskoczyło i nie spodziewała się, że w przeciągu najbliższych kilku minut będzie zmuszona wchodzić w większą interakcję z mentorką i angażować się słownie w szkolenie. Sprawy nie poprawiał bynajmniej fakt, że biała kotka wysunęła pazury spod powłok futra na łapach.
— Głupia — fuknęła. — Dyplomatki z ciebie nie zrobię, jeśli będziesz się wahać przy każdym słowie. No, już, skup się. Głęboki w dech.
Wykonując polecenie, chwilowe zawahanie zniknęło i wróciła ponownie do swojej formy, gotowa, by odpowiedzieć kotce na zadane wcześniej pytanie.
— W najtrudniejszych chwilach powinnam zachowywać spokój, opanowanie i autorytet w swoim zachowaniu, żeby dać innym kotom złudne wrażenie, że wciąż dzierżę w łapach kontrolę nad sytuacją, nawet, jeśli tak nie jest - i w ten sposób odbieram im pewność siebie i daję chwilę wahania, które kupi mi czas na reakcję — wydusiła z siebie te słowa prawie na jednym oddechu, każde z nich dobierając tak wybiórczo, by jak najbardziej zadowolić mentorkę elokwentnym językiem i wybić jej z głowy myśl, że nie zrozumiała jakiejkolwiek nauki, którą jej przekazała.
— I to wszystko? — biała uniosła brwi, wciąż niewystarczająco usatysfakcjonowana.
— Powinnam się przy tym wykazywać siłą fizyczną, nie wahać się podnieść na kogoś łapy, a nawet zabić, dbać o swoją formę i sprawność, by zatrzymać przy sobie tych, którzy są mi niezbędni. Wystrzegać się jakichkolwiek oznak słabości, nieumiejętności, czegokolwiek, co mogłoby zasugerować, że nie jestem dość silna, by zapewnić komuś ochronę i stabilną pozycję w mieście. Oprócz tego powinnam... dbać o dobry dobór słów, wygrywać bitwy słowne, a w drugiej kolejności te na kły i pazury. Zatrzymam przy sobie koty tylko wtedy, gdy będę jednocześnie zapewniała im podstawowe potrzeby, ale wywoływała strach i respekt. I... nie powinnam nikomu ufać, ale jednocześnie zdobywać zaufanie innych, by móc je wykorzystać do własnych celów?... — Ostatnie zdanie wypowiedziała niemal nieprzekonana. Słyszała i zgodziła się na tyle brutalności i nieprawych czynów, ale mimo to kwestia oszustwa wciąż budziła w niej kryzys moralny.
— No i proszę, może coś z ciebie wyrośnie... — mruknęła Agona z cieniem uśmiechu na pysku.
— Naprawdę? — Geza niemal zachłysnęła się, słysząc pochwałę z ust kotki.
— Co ja właśnie tobie mówiłam, hm? — Agona podniosła ton swojego głosu i wycelowała w jej pierś pazurem, niezadowolona. — Masz być pewna swojej racji, ty krnąbrna wywłoko... Brzmisz, jakbyś była zdziwiona, że zasłużyłaś na pochwałę. Powinnaś wierzyć w swoje umiejętności.
— Przepraszam — burknęła tylko w odpowiedzi.
— Im więcej przepraszasz, tym mniejsze ma to znaczenie.
— Masz złotą myśl na każde moje słowo? — odparła w końcu cierpko i nieco sarkastycznie, zaraz gryząc się w język. Przez moment czuła na sobie niebezpieczne spojrzenie Agony, ale po chwili kotka machnęła ogonem.
— No i to jest odpowiedź, którą chciałam usłyszeć! — stwierdziła z zadowoleniem. — Nim skończymy dzisiejszą lekcję, pozostała jeszcze jedna kwestia, z którą muszę cię zaznajomić. Spójrz.
I wskazała jej koniuszkiem ogona kierunek, a Geza podążyła za nim wzrokiem. Malował się przed nią obraz dużej ilości budynków miasta, ale nie do końca wiedziała, do czego zmierzała mentorka. Widząc jej skonfundowanie, Agona kontynuowała.
— Widzisz to miejsce, tam? Skąd wychodzi mnóstwo kotów? To Kasztelan, niedaleko posiadłości twojego ojca. Co kazałam ci robić na początku naszego spotkania?
— Skupić się na drodze? — podsunęła myśl, a Agona pokiwała głową.
— I jeśli to robiłaś, będziesz wiedziała, jak do niego dojść. To miejsce nigdy nie śpi i nie zna przerw. To tutaj usłyszysz najwięcej interesujących plotek z okręgu całego miasta, a imprezy i zabawy trwają wiecznie. Koty bawią się w najlepsze, biorą mieszanki ziołowe, które robi twój ojciec i popadają w beztroskie hulanki. Nic tak bardzo nie pozwala zapomnieć i odpocząć od życiowych problemów jak kocimiętka w towarzystwie hucznych rozmów. Niektórzy budzą się martwi, poranieni lub okradzeni... Inni z brzuchem i kolejnymi problemami, jakimi są niechciane kocięta. Ale liczy się tylko zabawa, prawda? Twoja matka przychodzi tu co jakiś czas i patroluje to miejsce, pilnując porządku i dając nauczkę wszystkim, którzy są na tyle śmiali, by spróbować skraść biznes twojego ojca lub rozpowszechniać na jego temat nieprawdziwe informacje. Módl się, żeby twoi rodzice nie wysłali cię na patrole tutaj. Bastet ma wprawę, a pseudonim i legenda, którymi okryła się w mieście, dobrze odstraszają wszystkie natarczywe kocury. Ale jeśli ktoś świeży, jak ty, postawi tam łapę i zacznie wydawać rozkazy, cóż, nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś chciał to wykorzystać. Dlatego tak ważne jest budowanie swojej reputacji i autorytetu... Nie każdy w mieście cię rozpoznaje, Gezo, musisz o tym pamiętać. Wyszliście z domu niedawno, a zaszczyt znania waszych twarzy przypadł członkom gangu w w pierwszej kolejności. Dlatego wciąż musisz być uważna.
Pokiwała głową, choć nie brzmiało to fajnie. Nie paliła się do odwiedzania tego miejsca i cieszyła się w duchu, że Agona nie kazała jej tam włazić, a pokazała jej to z daleka, a przynajmniej z bezpiecznej odległości. Choć oczywiście nie przyznałaby się do tego.
— To wszystko. Odprowadzę cię teraz do domu, ale na następnym spotkaniu sprawdzę to, jak dobrze zapamiętałaś część miasta, przez którą cię prowadziłam. Obyś mnie nie zawiodła.
Nie zamierzała, ale w zasadzie ciężko było się połapać w tysiącach różnych uliczek, zakrętów i zwodów, zwłaszcza, że pewnych miejsc nie dało się poznać po zapachu - zapachów tu było bowiem co nie miara i było to dość dezorientujące. Mieszały się ze sobą wonie Potworów, cuchnącej drogi, zdechłych myszy i szczurów, pozostawionych na ulicy śmieci, kotów, uryny, wilgotnej rosy, Dwunożnych, psów i masy innych zwierząt, dla których miasto było domem. Starała się jednak jak mogła, by zapamiętać trasę.
Gdy dotarła do domu wraz z Agoną, biała kotka zatrzymała się przy progu, gdzie czekała już pełna obstawa gangsterów ojca pilnujących jego posesji. Na podwórzu czekała matka, pod której surowym spojrzeniem Geza prawie się załamała. Postanowiła jednak nie pokazać po sobie słabości, pamiętając nauki Agony, i spotykając się twarz w twarz z przerażającym wzrokiem matki, wyprostowała postawę i dumnie do niej podeszła, by następnie u jej boku wejść ponownie do ciepłego domu po całym ciężkim dniu. W tym niedługim czasie, który jednak tak bardzo się wlókł, gdy była poza domem i z towarzystwem Agony, przestała nawet myśleć o Matce - dlatego moment, gdy znów ją zobaczyła, strasznie zabolał i ugodził ją w pewność siebie. Nieważne, jak bardzo kochała Bastet, Matka zawsze była przerażająca, zawsze budziła jednocześnie podziw i strach, jednocześnie miłość i zawahanie. 
Kiedy tylko wróciła do domu, wiedziała, że czekają ją kolejne rozmowy z rodzeństwem.

[5611 słów, trening wojo]
112%

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz