Przyglądał się temu co wyrabia córka Jarząb, nie rozumiejąc czemu szuka liści. Była w końcu zima, liści nie było. Jednak ku zdziwieniu kocura, już po chwili uczennica wyciągnęła spod warstwy śniegu liść, suchy i naderwany, ale jednak. On nigdy nie szukał liści zimą, nie robił właściwie nic co zdążył przyuważyć robiła Sówka. Była dziwna, inna. Śmiała się, biegała zaczepiając inne koty i miał wrażenie, że właściwie się niczym nie przejmowała. A i wykazywała wielkie zainteresowanie liśćmi. Była lekkoduchem. Nic więc dziwnego, że pierwsza z jego mentorek poprosiła żeby miał na nią oko.
Gdy zimny puch otulił jego pysk, a z pyska uczennicy rozbrzmiał śnieg, momentalnie otrzepał się.
— No patrz, a był z ciebie przez chwilę piękny albinos! Wyglądałeś jak moja mama! Tylko z niebieskimi oczami! — zawołała Sówka śmiejąc się cały czas, a on się zawstydził słysząc jej komentarz.
Położył się na śniegu, po czym zakrył pysk łapkami, nie chcąc sprawić, że młoda zauważy jego rumieńce. Zdawał sobie sprawę, że wtedy pysk by jej się nie zamknął. A tego jeszcze brakowało. Nerwowo zaczął machać ogonem rozsypując na boki biały puch.
— Wątpię... — odezwał się cicho, przyzwyczaił się już do zachowania Sówki, tak też więc nie miał zamiaru wydrzeć się na nią, w końcu też zmienił nastawienie do niej. Nie byli przyjaciółmi, nie byli też wrogami. Byli po prostu dwoma kotami, z czego Mniszek miał ją po prostu pilnować. Nic więcej. — Wiesz, ty też możesz być albinosem — podjął, gdy już rumieńce zniknęły z jego policzków, po czym podniósł się na równe łapy i bez najmniejszego oporu wepchnął kotkę w pobliską zaspę śnieżną. Sówka zniknęła kocurowi z oczu. A gdy ponownie się wyłoniła, miała cały pysk oblepiony śniegiem. — No prawie... — dodał zdając sobie sprawę, że kotka miała więcej do zakrycia kolorowego futerka niż on, tak też czekoladowa sierść na grzbiecie była tylko lekko przyprószona bielą
— Bleh! — zamrugał, gdy uczennica wypluła tuż pod jego łapy śnieg, który dostał jej się do pyska. Już nieco mniej, w końcu część stopniała. Wyglądała tak komicznie, gdy pozbywała się resztek śniegu z pyska i z sierści przy pyszczku — Chwila. Czy ty się właśnie...uśmiechnąłeś?! — w tym samym momencie, gdy to powiedziała znalazła się u jego boku, zadzierając główkę do góry wlepiła w niego szeroko otwarte oczęta, jakby nie chcieć przegapić najmniejszego ruchu jego pyska — Tak! Ty się uśmiechasz! — wykrzyczała, jakby sama nie dowierzała własnym słowo — Ponury Mniszek właśnie się uśmiechnął!
— Ponury... Mniszek — parsknął, gdy do jego uszu dotarło przezwisko — Niech zgadnę. Coś tak kreatywnego tylko ty byłaś w stanie wymyślić, co? — dźgnął ją łapą w klatkę piersiową, chcąc ją nieco od siebie odepchnąć, by uniemożliwić jej dotknięcie go — Wydawało ci się. To pewnie przez to, że masz zeza... Drzewa nie widzisz, a co dopiero byś widziała mój uśmiech...
— Wiem co widziałam! — prychnęła czekoladowa w odpowiedzi — I mój zez nie ma z tym nic wspólnego!
— Myślę, że ma... I to bardzo dużo. No już, spokój — nakazał uczennicy, która zaczynała za bardzo wtryniać się w jego przestrzeń osobistą
<Sówka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz