Nadchodził koniec dla pory zielonych liści. Drzewa i krzewy nadal były zielone, a powietrze gorące, ale lato już powoli odchodziło, by w jego miejsce przyszła pora opadających liści. I znów nadejdą deszcze, chłodna pogoda i wiecznie pochmurne, zgorzkniałe niebo. Kilka dni temu pojawił się u nich Wroni Trans, całkiem wyczerpany po treningach i obowiązkach. Biedak po dostaniu nasion maku spał jak kłoda. Nie dziwiła się mu. Nadchodził sezon, gdy takich jak on miało się namnażać. Pory głodu nadchodziły, pory zimna, śmierci. Kunia Norka nie przeczuwała nic dobrego.
— Mogłabym cię o coś poprosić, Kunia Norko? — usłyszała cichy głos Wiśniowego Świtu, w którym można było wyczuć ból. Rozejrzała się po legowisku. Rzadko kiedy ktoś zwracał się do niej o pomoc bezpośrednio, szybciej do Gęsiego Wrzasku, ale najwidoczniej był w tej chwili nieobecny.
— Tak? W czym ci mogę pomóc?
— Infekcja ucha — odpowiedziała z sykiem, przekrzywiając łeb. — Bądź zwykły ból. Boli jak cholera.
Brązowa nie musiała Kunie dwa razy mówić. Po szybkich oględzinach potwierdziła jej tezę, a chwilę później już nakładała maść. Ucho było jednym z najgorszych miejsc, jakie tylko może boleć, pomyślała. Zaraz po zębie.
— Dziękuję — rzuciła jej jeszcze Wiśnia, a zaraz po niej do legowiska wszedł szylkretowy wojownik. Dwaj pacjenci w jednej chwili? Miała nadzieję, że to nic nagłego i poważnego. Zmartwiła się.
— Cześć... Kilka dni temu doznałem urazu — mruknął Liściasty Krzew, odwracając wzrok. — Zwyczajne zadrapanie, które sądziłem, że prędko się zagoi. Ale zamiast tego przerodziło się w to... — Kocur odsłonił swój bark, na którym natychmiast Kunia Norka rozpoznała infekcję. I to niezbyt przyjemną... Na skórze Liścia pojawiały się już zalążki wrzodów i pieczących bąbli. Pod łapami nadal miała aksamitkę, zdatną do użycia i tutaj.
— Z każdą raną zgłoś się do medyków, żeby uniknąć takich nieprzyjemności — wymruczała, nakładając kojącą maść na zaczerwienione zadrapanie.
— Nie wyglądała na nic groźnego — upierał się Liściasty Krzew. Gdy medyczka skończyła nakładanie leczniczej papki odsunął się od niej. — Dziękuję.
— Nie ma za co.
Westchnęła, gdy odchodził. I znów była w ciszy całkiem sama.
Wyleczeni: Wiśniowy Świt, Liściasty Krzew, Wroni Trans
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz