Żarzące się w słabym, wschodzącym świetle słońca wrogie oczy były przepełnione gniewem. Wycofał się na krok, zaskoczony nagłym pojawieniem się drapieżnika. Zwierzę wydawało z siebie pomruki wściekłości, zastygając w jednym miejscu, podobnie jak koty. Gęgawa ostrożnie i powoli cofał się, by uniknąć konfrontacji.
— I co sterczysz jak zaskoczona wiewiórka?! — zawarczał Komarnica, pchając ucznia przed siebie. Gęgawa nie zdążył zareagować ani się podeprzeć. Sprowokowana kuna wyskoczyła przed siebie i w ułamku sekundy wgryzła się w bok bezbronnego ucznia. Gęgawa wstał i pomimo przeszywającego go bólu próbował łapami zrzucić z siebie wroga, który tylko szarpał go bezlitośnie. Wbił zęby w kark kamionki, która jednak wyrwała się uczniowi, który zjeżył sierść. Krew pulsująca mu w uszach i okolicach rany zagłuszała ból. Spotkał się spojrzeniami z wystraszoną Łuską.
— Uważaj! — zdążył jeszcze ją ostrzec. Stracił kunę na uderzenie serca, co wykorzystała, rzucając się teraz na przyjaciółkę kota. Niebieska pisnęła, próbując po omacku odgonić od siebie podgryzające ją zwierzę. Bez cienia zawahania uczeń pociągnął kunę za kark. Zamiast, ku jego oczekiwaniom, zdezorientowana pozwolić się odgonić gdy tylko poczuła silny uścisk szczęk owocniaka natychmiast odwróciła się i skoczyła mu prosto na twarz.
— Gęgawa! — krzyknęła Łuska na widok przyjaciela, którego mordy doczepiło się wściekłe zwierzę. Gęgawa upadł, spanikowany pazurami i zębami z całych sił próbujący zrzucić kunę z głowy. Na jego pysku pojawiało się wiele ciętych, małych i pulsujących ran. Kolejne ślady ostrych pazurów i zębów paliły go jak żywy ogień. Powstawały jedna po drugiej, podrażniały się brudnym ciałem drapieżnika. Szarpnął gwałtownie głową, Łuską wraz z nim, a gniewna kamionka została rzucona jak przedmiot na ziemię z dużą siłą. Wybawiony Gęgawa poczuł ulgę i świeże cięcia, z których wypływała krew. Natychmiast dobił do zwierzęcia, którym jeszcze raz szarpnął za szyję i rzucił o ziemię. Kuna zdążyła z siebie wydać jedynie żałosny pisk bólu. Powtórzył to kilka razy bezlitośnie. W końcu ciało łasicy stało się bezwładne, a dyszący uczeń puścił ją, by samemu wziąć oddech. Brązowa tylko podrygiwała słabo łapami, wyczerpana i półżywa.
— Na sikorki i skowronki, n-nic ci nie jest?! — zapytała zmartwiona i zdumiona Łuska, podchodząc prędko, choć niepewnie, do przyjaciela. Ominęła kunę z dozą nieufności.
— Jest zbyt słaba, by się podnieść — wycharczał Gęgawa, pochylając się nad ziemią. — Umrze w przeciągu paru godzin, jeśli nie teraz.
— Na osty i ciernie, tak bardzo przepraszam! — miauknęła dymna, machając nerwowo ogonem. Spod sierści nie było widać obrażeń zadanych przez łasicę. Gęgawa odetchnął po raz ostatni przed podniesieniem łba. Był pokryty wieloma niedużymi, jednak palącymi jak ukłucia os bliznami. — Wszystko w porządku?
— Za co te przeprosiny? To nie twoja wina — rzucił, kręcąc głową. — Odczuwam świąd i ból, ale nic poważnego.
— Pozwól, że — przerwała i bez skrupułów przejechała językiem po czole i grzbiecie nosa Gęgawy, wylizując jego rany. — Lepiej?
— Owszem. Dziękuję.
Gdzie był Komarnica, zapytał samego siebie w głowie. To on wepchnął go na niebezpieczną kunę. Dlaczego zrobił coś tak ryzykownego dla własnego ucznia i bez słowa się ulotnił. O wilku mowa, chciał rzec, gdy zza wraku wyszedł biały kocur.
— Zagoniłem ją od tyłu — tłumaczył wręcz od niechcenia Komarnica. Gęgawa zauważał jednak jego podrygujący nerwowo ogon i postawiona na sztorc sierść ze strachu. — Stałem z dala, by was osłaniać i chronić.
— Dziękujemy — wymamrotał, a w jego głosie można było wyczuć nutkę pogardy. Tchórz, nasuwało mu się na język, gdy patrzył na pysk z którego widocznie płynęły najbardziej oczywiste kłamstwa. Westchnął, by wyładować swoje emocje i spojrzał na Łuskę z zawiedzionym zachowaniem Komarnicy spojrzeniem. Zrezygnował jednak z powiedzenia jej czegokolwiek. W środku był wściekły. Jak Komarnica mógł to zrobić?
<Łusko?>
[przyznano 25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz