Zbyt długo nic się nie działo w sprawie Jeleniego Puchu. Kamień jak siedziała, tak siedziała, a Tygrys mimo starań, nie potrafiła nic wskórać bez współpracy z liderką. Dni bez partnera zlały się w jedno, Pożar letargicznie wykonywał swoje obowiązki we wzorkiem pusto wbitym gdzieś pod łapy. Nigdy nie wyobrażał sobie, że mógłby popaść w taki dół, taką pustkę po stracie jednego kota. Jednego. Przecież wiele zdychało jak szczury, wiele traciło życia w codziennym życiu, wielu znikało - nigdy nie obchodził go ich los. Aż nie pojawił się Jeleni Puch. Ten pokazał mu, że wcale nie chce samotności, wywyższając się nad innymi. Był jedynym kotem, do którego otwierał swobodnie pysk, bez nakładania maski czy barwienia wypowiedzi półprawdami. Był jedynym, na którym mógł polegać. A teraz, gdy go zabrakło, gorzki ból rozrywał jego serce, a nieporadność kotów wyżej rangą rozsierdzała go do granic możliwości. Tak więc zdecydował się wziąć sprawy we własne łapy. Pod osłoną nocy, niczym cień wymknął się z legowiska wojowników. Uwięzione w jego płucach powietrze, z delikatnym drżeniem opuściło w końcu jego pysk, gdy przemknął się przez nocnych strażników, którzy przysypiając mieli pilnować wyjścia z obozu. Pierwszy sukces podsunął wiatr pod jego łapy i kocur przyspieszył kroku. W tym momencie, jeszcze przed granicą, nie bał się śmierci. Prowadzony przez chęć uratowania Jelenia, nie myślał o konsekwencjach swoich czynów.
Nie wiedział, gdzie dokładnie na terenach Klanu Wilka jest Jeleni Puch. Jednak jeśli był, to go znajdzie. Musi go znaleźć. Wątpił, że jest w obozie Wilczaków, skoro część z nich nie wiedziała o jego istnieniu. Mieli więc go trzymać gdzieś poza, ale wciąż na swoich terenach. O ile był żywy... nie. Musiał być żywy. Musiał być żywy i na pewno na niego czekał.
W końcu przekroczył granicę, uprzednio maskując swój zapach w liściach i trawach, które znalazł po drodze. Dopiero na terenach wilczaków złapał go stres, jednak parł dalej przez morze swoich wątpliwości. Zapach Klanu Wilka gryzł go w nos, jednak wciąż trzymał się nisko ziemi i ostrożnie rozglądał się, szukając czegoś, czegokolwiek, modląc się, by los dał mu jakikolwiek znak, gdzie może przebywać jego Jeleń.
Próbował mknąć niepostrzeżenie wśród wilgotnego, leśnego runa, wtopić się w nie, stać się jego częścią.
— Witaj. Nie wydaje ci się, że zabłądziłeś?
Momentalnie zamarł, stawiając nieuważnie łapę na gałązce, która trzasnęła pod jego ciężarem. Głos, który znał ze zgromadzeń... czy to...
Nastroszył się, brzuchem niemalże szurając po ziemi. Chciał uciekać. Wydostać się. Ale zaprzysiągł sobie, że bez Jeleniego Puchu nie wróci. Przełknął więc ślinę, która paradoksalnie zebrała się w suchym jak pieprz gardle i zlustrował otoczenie szeroko otwartymi oczami.
— Szukam... — pisnął, łamiącym się głosem, by zaraz odkaszlnąć i zacząć na nowo. — Szukam kogoś. Kogoś bardzo ważnego dla mnie. I wiem, że go przetrzymujecie, Mroczna Gwiazdo — powiedział w końcu, walcząc z drżącym oddechem i chęciom ucieczki. Nawet nie wiedział, gdzie kocur siedział. Słyszał tylko jego głos, który w kółko odbijał się echem w jego głowie.
Cichy i pewny siebie śmiech rozległ się w uszach rudego.
— Wy, Burzacy, macie strasznie denerwującą tendencję do wściubiania swoich nosów tam, gdzie nie potrzeba — zamruczał. — Kto cię tu przysłał? Kamienna Gwiazda czy siostra zbrodniarki z Klanu Klifu, która jakimś cudem nazywa się waszą zastępczynią?
Gdyby nie śmiech, który przeraził go do granic możliwości, Leśny Pożar pewnie zdziwiłby się na słowa Mrocznej Gwiazdy. Tygrys mieszana z błotem przed lidera Klanu Wilka? Byłby nawet zaciekawiony tą nowo odkrytą informacją, jednak w innej sytuacji. Pod wpływem obecności czarno-białego, Pożar nie mógł wykrzesać z siebie żadnego kłamstwa, nawet jeśli chciał napsuć Kamień krwi i narobić jej problemów.
— Nikt. Przyszedłem sam — odpowiedział, kuląc się delikatnie. Nie wiedział, skąd kocur nagle na niego wyskoczy. Przez strach, nawet źródło jego głosu mu się mieszało.
— To takie naiwne z twojej strony, że przychodzisz tu całkiem sam — stwierdził. — Klan Wilka nie kieruje się regułami, które znasz. Nie dajemy obcym stąpać po naszych ogonach. Wykryli by cię szybciej, niż zdążyłbyś dojść do obozu. To cud, że dalej żyjesz — nie kończył nakręcać w młodym strachu. — Mógłbym cię w tej chwili zabić, a ty nawet nie wiedziałbyś, z której strony zaatakuję. Ale nie martw się. Nie zamierzam. Możecie się ukrywać ile chcecie, ale prędzej czy później zetkniemy się pazurami i oboje dobrze o tym wiemy. Wybijemy wszystkich. Co do jednego. Pora, abyście zapłacili za głaskanie po główkach zdrajców. I za to, czego dopuściła się wasza cholerna przywódczyni — wysunął się z zarośli, wbijając wzrok błękitnych oczu w kocura. — Chcesz zobaczyć Jeleni Puch? Zobaczysz. Powiedz swojej władzy, żeby przestali skrywać się w cieniu i przyszli tu po swojego wojownika — miauknął, kompletnie nie ostrzegając się, że kot, którego zobaczy, to nie ta sama osoba, którą znał.
Kocur wyłonił się z zarośli i wydawał się ogromny. Jego cień zdawał się pochłaniać w tym momencie niewielkie, skulone ciało rudego kocura, paląc jego futro, zostawiając po sobie jedynie ciemne, osmolone skrawki. Pożar jednak się nie ruszył. Pokręcił głową, a na jego pysk wpadł charakterystyczny, prawie kołtuński uśmieszek, ratujący w tym momencie jego resztki pewności siebie. Wystarczyło wspomnienie Kamień w pogardliwy sposób, by zachował resztki odwagi i momentalnie nie zmył się sprzed oczu lidera Wilczaków. Poza tym... Jeleni Puch żył! Mroczna Gwiazda właśnie to potwierdził! Jego ukochany żył i kiedyś będzie dane im się spotkać! Ta myśl pokrzepiła go i dodała odwagi. Na tyle, by znów się odezwać.
— Muszę się z tobą zgodzić, Mroczna Gwiazdo. Cholerna przywódczyni Klanu Burzy zasługuje wszystkiego co najgorsze. Gdybym mógł, spaliłbym wszystko, na czym jej kiedykolwiek zależało i teraz zależy. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym, żeby poniosła klęskę i zapłaciła za wszystkie swoje grzechy — powiedział, marszcząc brwi. — Dlatego tu jestem. Kazała nam siedzieć na dupach w obozie i nic nie robić w sprawie Jeleniego Puchu. Nie obchodzi on ją. Nie ruszy się po niego. Więc przyszedłem i nie wrócę, dopóki się z nim nie spotkam.
— Nie spodziewałem się, że Burzak będzie równie źle nastawiony do Kamiennej Gwiazdy, co i ja... Miała chcicę na mojego mentora — zakpił, zbliżywszy się do rdzawego lawirując między drzewami. — Nie chciałbyś osobiście wbić jej szpony w gardło? Leśny Pożar myślał, że zwymiotuje. Soki żołądkowe już podchodziły mu do gardła. Nie był jednak pewien, czy tę reakcję wywoływał u niego stres czy wspomnienie o chcicy Kamień do kogokolwiek. Rudy wzdrygnął się tylko, nie odsuwając się, nawet gdy ten do niego podszedł.
— Kiedyś więcej jej nienawidziło. Teraz... prawie wszyscy się poddali. Pogodzili z losem. — Chciał splunąć, wypowiadając te słowa. Gardził wszystkimi, którzy przestali pragnąć zmiany. Przecież Kamień nigdy nie była prawowitą liderką! Zabrała sobie to miejsce! Na pytanie Omena ucichł, by po chwili pierwszy raz podczas ich spotkania, spojrzeć prosto w oczy lidera.
— Chciałbym.
Zaciętość, pogarda i szczerość wylewały się z tego jednego słowa.
— Chciałbym, bardzo bym chciał. Ale to niemożliwe. Nie potrafiłbym się do niej zbliżyć, nie dałbym rady zrobić tego niepostrzeżenie... — zaczął mamrotać pod nosem, jakby w głębokim zamyśle. Mógł wymyślić plan. Mógłby to załatwić na czysto. Zabić, zemścić się, za te księżyce, które spędziła na siedzeniu we własnym legowisku, gdy jego ukochany został uprowadzony przez Wilczaki...
Kocur potrząsnął zaraz chaotycznie głową, odpędzając od siebie myśli. Nie. Przyszedł tu po Jelenia. On był jego priorytetem.
— Gdzie jest Jeleni Puch? Jeśli ja go nie znajdę, ona nigdy po niego nie przyjdzie, nawet, jeśli naplułbym jej informacją, gdzie Jeleń się znajduje prosto w pysk. — Wziął głębszy wdech, w końcu uspokajając drżenie łap. Mroczna Gwiazda zaśmiawszy się cicho, dał mu znać, by poszedł za nim. Nie wierzył, że do uprowadzonego partnera prowadził go sam lider Klanu Wilka. To była pułapka? I jego próbował w ten sposób uwięzić? Potrząsnął głową, marszcząc brwi. Nie. Nawet jeśli, to będą wtedy we dwójkę. On i Jeleń na jednego. Poradzą sobie. Uciekną. I znowu będą mogli być razem.
Mroczna Gwiazda stanął, gdy zbliżyli się do dołu. Kąciki jego ust ułożyły się w chłodny i zobojętniały uśmiech. Pożar powoli, niepewnie podążył za jego spojrzeniem, a to, co dostrzegł w dole całe jego ciało uwięziło w potrzasku terroru, szoku i strachu. Sparaliżowany, nawet nie zauważył, kiedy Mroczna Gwiazda nachylił się nad jego uchem i wypowiedział coś, co wryło się dogłębnie w jego mózg:
— Sam popatrz, Burzaku. Sam podejdź i popatrz na wynik bezmyślności rządów twojego klanu.
C.D.N
Ulala ratuj chłopaka bo się pirania staje drań jeden
OdpowiedzUsuń