— To lilia — wytłumaczył jej. — Jest trująca i niebezpieczna oraz biała niczym śmierć. Twój kwiat, Bastet. Ode mnie dla ciebie. Byś wiedziała jaką dzierżysz potęgę w swym ciele.
Niewątpliwie jako bękart zrodzony w Betonowym Świecie nie powątpiewała w swoje umiejętności kokieteryjne, ale kocur był w tym całkiem niezły. No cóż... Musiała przyznać, że takie słowa od kocura to nie lada komplement. Wsłuchując się w jego głos, założyła kwiat za ucho. Zaśmiała się gardłowo na to, co mówił Jafar.
Niewątpliwie jako bękart zrodzony w Betonowym Świecie nie powątpiewała w swoje umiejętności kokieteryjne, ale kocur był w tym całkiem niezły. No cóż... Musiała przyznać, że takie słowa od kocura to nie lada komplement. Wsłuchując się w jego głos, założyła kwiat za ucho. Zaśmiała się gardłowo na to, co mówił Jafar.
— Jeśli ty tak mówisz, to jestem w stanie wybić całą hordę kotów dla udowodnienia twojej racji — zamruczała, patrząc mu w oczy. — Śmierć... Ciekawe zjawisko. Naprawdę sądzisz, że byłabym na tyle godna, by być jej ucieleśnieniem?... Ja robię to, co do mnie należy.
Robię to, co do mnie należy - w jej języku "To, co mi się opłaca".
— Oczywiście ma miła. Gdy ujrzałem cię w chwale, z tym mi się wpierw skojarzyłaś — wymruczał, posyłając jej uśmiech. — Moja piękna i zabójcza, Bastet. Czaszko, która niesie śmierć mym wrogom... — Musnął złotawym pazurem, delikatnie jej podbródek. — Nie wątp w siebie. Zasługujesz na takie wyróżnienie. Twa ciężka praca została doceniona.
Wydała z siebie gardłowy śmiech.
— Czuję się doprawdy zaszczycona, Jafarze... Żaden kot, jakiego w swoim życiu spotkałam nie miał w sobie takiej gracji jak ty — uśmiechnęła się i wysunęła teatralnie pazury. — Zabijać to jedno, ale drugie robić to z klasą.
Oczywiście, nie skłamała. Jafar przygarnął ją jako zapchloną przybłędę, uratował ją z brudnej ulicy. Była mu dłużna i zamierzała służyć mu tak długo, aż sama nie umrze. W jakikolwiek sposób.
Nie był jak pierwsi lepsi wpływowi mieszkańcy Betonowego Świata. Miał w sobie ducha arystokraty i Bastet sama nie wiedziała, czy powinna za to gardzić wygodami, czy wręcz przeciwnie.
Ale ona też lubiła być czysta, wyróżniająca się na tle innych kul futer, ciał zaprzątających ulice brudnego miasta.
— Cenię sobie dobre przedstawienie. Gdy już muszę brudzić sobie łapy, robię to szybko i dość niezwykle. — Obserwował jej broń, która na jego oko była dość zaniedbana. Przyłożył do jej łapy swoją, splatając ich pazury, by ocenić, które wyglądały lepiej. No i oczywiście wyszło, że jego. Chociaż ich stan... Był okupiony przez niego koszmarnymi zabiegami Dwunożnej, których nie znosił. Przeniósł wzrok na jej pysk, przyznając przed sobą, że lilia pięknie wkomponowała się w jej ocień futra. — Wyglądasz przepięknie — powtórzył być może już któryś raz.
Uśmiech nie znikał z jej twarzy. Zauważyła, że przez moment kierował spojrzenie na lilię za jej uchem.
— Będę ją nosić. Miałeś rację, odznacza się. Nikt z nami nie zadrze, wiedząc, jakie zbieramy za sobą żniwa. Cały świat mógłby być u naszych łap — przez moment milczała, by zaraz skomentować słowa, które wypowiedział na początku. — Można zabić kota, odgryzając mu szyję, ale można też odgryźć mu język i patrzeć, jak powoli umiera z odwodnienia. Można rozbić czaszkę czy wybić zęby, bez brudzenia się od stóp do głów.
Uwielbiała w nim każdy cal jego zabójczej kreatywności i to, jak na nią patrzył - jak był zaczarowany jej urokiem. Ona w nim również. Czuła dreszcz pozytywnych wibracji za każdym razem, gdy czuła jego zapach, słodki i elegancki aromat, jakim się odznaczał.
— Oczywiście. Wielka prawda w tych słowach — zamruczał. — Nie miałabyś ochoty zjeść coś lepszej jakości niż zdechła mysz? Jadłaś kiedyś pieczeń? — Przekrzywił łeb z zainteresowaniem, odkładając swoją łapę na ziemię. Nawet jego opuszki były pachnące i czyste, ponieważ dbał o nie równie pieszczotliwie co o swoją sierść. Teraz jednak zapragnął zabrać Bastet do siebie, by mogła zakosztować chociaż odrobinę luksusów, którymi się otaczał. Zasługiwała na to zwłaszcza, że miał dzisiejszego dnia istnie dobry humor, co rzadko się zdarzało.
— Pieczeń? Nie słyszałam o czymś takim — powtórzyła zaintrygowana. Czyżby wreszcie napełniła brzuch czymś o wiele lepszej jakości? — Wstyd byłoby odmówić takiej propozycji w twoim towarzystwie — dodała.
Musnął ją ogonem, po czym skinieniem głowy, zaprosił w kierunku swojego domostwa. Pierwszy raz kotka miała przekroczyć jego progi. Zasłużyła.
Gdy zbliżyli się do drzwi, zatrzymał się i powiedział:
— Chodź za mną i niczego się nie obawiaj. Za tą przeszkodą czeka cię moje sanktuarium. Jesteś mile widziana. — Po czym przeszedł przez klapę w drzwiach, czekając na nią po drugiej stronie.
Zdziwiło ją to ustrojstwo. Widziała chyba tysiąc razy, jak pieszczochy przez nie przechodziły, ale nigdy sama tego nie robiła. Z początkowym zawahaniem przekroczyła klapę, dołączając do towarzysza. Widok gniazda Dwunożnych od środka był dla niej nowością.
Nie była przekonana co do życia pieszczochów. Dla niej wolność była na pierwszym miejscu. Mieszkanie w domu zdawało się tak dziwne, bo okalały cię ściany zamiast otwartej przestrzeni. Mimo to widok domu był zdecydowanie niecodzienny, a porządek, jaki był w środku zdawał się idealnie odwzorowywać osobowość Jafara.
— Sądziłam, że ogród to twój najpiękniejszy dobytek, ale zmieniam zdanie. Pasuje do ciebie. Jest tak czysto i nienaruszalnie. Sam o to dbasz, czy to ta Dwunożna?
<Jafar skarbie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz