Łaciaty obejrzał się, by spojrzeć na pytającego. Po jego wyrazie pyska Gęgawa prędko wywnioskował, że nie jest u niego w porządku.
— Okropnie. Mój ojciec zachowuje się niczym kocię — prychnął, a jego wzrok przeniósł się na legowisko, w którym aktualnie mizdrzył się ze swoją ukochaną. Gęgawa spojrzał w to samo miejsce, nie zauważając nic specjalnie dziwnego. Myślał, że to tylko jego skręca czasami od romantyków, ale najwyraźniej... — Zakochał się i próbuje mi wmówić, że wcale tak nie jest. A ta jego partnerka... Szkoda gadać — przerwał, nadal wpatrując się w legowisko wojowników nienawistnie. Po chwili odwrócił łeb i spojrzał się już na czarnego. — Powiedz mi... Jak polujesz na te płazy?
— Nie jest to najbardziej skomplikowana umiejętność do opanowania. Żaby nie są najinteligentniejszymi stworzeniami. — Czarny trącił łapą na wpół zjedzoną zdobycz. Nawet jeżeli opanowanie polowania na żaby było proste jak połknięcie płotki to i tak był w tym ekspertem! — Mimo wszystko często złapać je jest niełatwo, gdy kryją się w mokrych, śliskich zakamarkach. Jakbyś tylko chciał chętnie cię nauczę — zaproponował wojownikowi. — O ile nie przeszkadza ci pobrudzenie sobie lekko łap.
Czekoladowy wpierw spojrzał się na niego lekko dziwnie, ale szybko jego wyraz pyska spokorniał.
— Chętnie — odparł. — Kiedy?
— Cóż — zastanawiał się przez chwilę Gęgawa. Z rana musiał być jutro na treningu, pewnie trafi się jeszcze jakiś patrol... Dziś miał wolne. Dziś było dobre. — Czy może masz coś zaplanowanego na ten dzień?
— Nie sądzę — machnął ogonem.
— W takim razie miło by było gdybyś poczekał kilka chwil, bym mógł dojeść swój posiłek.
Larwa mu jedynie przytaknął. Gdy Gęgawa skończył w końcu jedzenie oboje ruszyli w stronę jednej z rzek. Gęgawie nie brakowało znajomych, chociaż nigdy ich specjalnie nie szukał. Cóż, nie powinien chyba narzekać.
***
Bardzo niedaleko od obozu znajdowało się jego ulubione miejsce i rzeka. Ta pora zielonych liści jednak nie była najlepszą dla jego upodobań w jedzeniu. Palące słońce wprawdzie już chyliło się ku horyzontowi, ale zdążyła już wyrządzić widoczne gołym okiem szkody. Poziom wody widocznie malał, a wraz z tym zmniejszała się populacja żab w okolicy. Nawet ta najsilniejsza rzeka wyglądała całkiem licho, a co dopiero mniejszy strumień. Przynajmniej nie był zmuszony babrać się w mokrym torfie.
— Cóż... Gorzej teraz z wodami — miauknął Gęgawa, rozglądając się. — Jednak żaby zawsze trzymają się jak najbliżej wody. Poszukaj w trawie. Jest sporo różnych gatunków żab, ale najpospolitsze są brązowe, z ciemniejszymi plamami pod oczami.
— Bardziej kojarzę zielone, ale skoro tak mówisz — mruknął Larwa, rozpoczynając tropienie.
— To taki stereotyp — odpowiedział mu Gęgawa z zamiarem rozwinięcia, ale widząc, że zaczyna polowanie ucichł. Wiedział jak irytujące jest przeszkadzanie w czymś, co wymagało skupienia. Poszedł w ślady nowego kolegi i przyjął łowiecką pozę. Próbował wyczuć charakterystyczną, bagienną woń żaby, ale albo akurat zatkał sobie nos, albo żadna z nich się nie kręciła w okolicy. Kątem oka dojrzał, jak czekoladowy łapie stanowczo niewielkiego płaza z poczuciem satysfakcji. Gęgawa jednak szybko dojrzał, że coś było z tym nie tak. Łapane przez niego zwierzę nie było żabą. Chropowata skóra zdradzała, że to ropucha. Raz już się Gęgawa przejechał na próbie upolowania ropuchy. Skończył z piekącym, ostrym posmakiem lekkiej, niespecjalnie szkodliwej trutki. Ale za to jak obrzydliwej...
— Zostaw, to ropucha! — ostrzegł Larwę, choć było już za późno. — Są jadowite!
<Larwo?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz