*Kilka dni po dołączeniu do Owocowego Lasu*
Kolejny raz się poprawiła, zachowując nadmierną ostrożność, zwracając uwagę pozostałej dwójki kotów.
— Niewygodnie ci? — zmartwiła się Sadzawka, a kremowa kotka szybko zaprzeczyła ruchem głowy.
— Po prostu nie jestem przyzwyczajona i boję się, że spadnę. — uśmiechnęła się tak, jakby właśnie zażartowała — Jesteście pierwszymi kotami, które spotykam, które na stałe mieszkają na drzewach.
— Naprawdę?
— Mm, poza lasem zazwyczaj śpimy w różnych miejscach, ale na ziemi. — zerknęła na Borówka i burą, potem patrząc w górę, jakby wspominając — Oczywiście, czasami zdarza nam się zasnąć na gałęziach, ale są to pojedyncze przypadki, kiedy wyżej jest się bezpieczniejszym. Nie każdy też potrafi wejść po pniu.
W dole dało się słyszeć wezwanie do porannego rozdzielania patroli i Sadzawka wstała.
— Idę z tobą. — zaoferowała jej uczennica i wyjaśniła — Muszę poćwiczyć wchodzenie tutaj.
Sprawnie zeszły z kasztanowca, by podbiec pod topolę, po drodze troszkę się szturchając jak kociaki, gdzie na zbierające się koty czekała liliowa zastępczyni. Po chwili zaczęła wyznaczać, kto gdzie idzie; Sadzawce trafił się patrol graniczny, ale bez towarzystwa Kruchej. Odrobinę zawiedziona odczekała, aż ogłoszenie się skończy i odprowadziła koleżankę do zbierających się kotów z jej zespołu, witając się z nimi. Gdy odeszli, zaczęła powoli wracać ku legowisku uczniów, ciesząc się brakiem gorąca, które miało niedługo nadejść.
W połowie drogę zagrodził jej kocur, podobny do niej wzrostem, może troszkę wyższy. Rozpoznała w nim współlokatora po charakterystycznej śnieżnej sierści. Uśmiechnęła się, gotowa życzyć mu miłego dnia i ewentualnie zacząć jakąś rozmowę, ale odezwał się pierwszy.
— Witaj, śliczna. Jestem oczarowany blaskiem twoich pięknych, brązowych oczek. Czy robisz coś dziś wieczorem?
Zaskoczona, zachłysnęła się powietrzem, odrobinę się odchylając w czasie patrzenia na niego. Zerknęła szybko w bok, nie wiedząc jeszcze co odpowiedzieć. Trochę zarumieniła się na pochwałę, nie mogła temu zaprzeczyć, zawsze słaba na dostrzeżenie jej. Ale propozycja nie należała do najbardziej komfortowych i będąc na ulicy, brałaby właśnie nogi za pas. Koty się nie zmieniały i podejrzewała, że nawet tutaj znajdzie osobników, którzy nie potrafią przyjąć nie. Nazbierała dużo takich doświadczeń.
— Eee… ehehem… Dziękuję… Zależy od mojej… mentorki. — dała neutralną odpowiedź, nie chcąc ryzykować.
— Jeśli tylko chcesz, mogę porozmawiać z nią i poprosić o danie ci wolnej chwili — uniósł łeb i poprawiając grzywkę.
— Nie ma takiej potrzeby! — zapewniła, przybierając swój charakterystyczny uśmiech, nie wiedząc, co zrobić, gdy nie miała jak uciec bez zwracania uwagi reszty kotów; nie chciała w końcu młodszego kocura w coś wkopać, gdy jeszcze nic złego nie robił.
<Pasożyt?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz