Stało się. Jego dzieci właśnie wychodziły na świat. Musiał przyznać, że się z tego wręcz cieszył. Nie było to jednak szczęście spowodowane wizją rodzicielstwa. Ten aspekt życia odłożył jak najdalej w niepamięć, wręcz go wypierając. Bardziej chodziło o fakt, że Błotnista Plama cierpiała. Tak więc, gdy usłyszał jej krzyki, na pysku pojawił mu się podły uśmieszek. Nie dał się wygonić medykom, przekonując ich, że jako ojciec chciał być przy swojej "partnerce". Jego upór się oczywiście opłacił, bo był świadkiem tego cudu natury.
Szczerze? To było to nieco obrzydliwe. Wytrzymał jednak dzielnie, pokazując się przed klanem ze strony tego troskliwego ojca, który interesuję się swoją "rodziną". Ha! Gdyby tylko wiedzieli...
— Gdzie one są? — rozległ się głos Tulipanowego Płatku, która musiała zasłyszeć wieści o porodzie.
Nastroszył się na jej widok tylko bardziej, szybko wypychając ją na zewnątrz, co spotkało się z jej niezadowolonym spojrzeniem.
— Później, daj nam czas! — Strzepnął uchem, po czym nie patrząc na oburzone spojrzenie kocicy, wrócił do Paskudy, obserwując wijące się gluty. W zasadzie nie wszystkie się wiły, ale to chyba było normalne.
— J-jak j-je na-nazwiemy? — pisnęła cicho wymęczona porodem czekoladowa.
— A bo ja wiem? To twoje dzieci. Na pewno coś wymyślisz — stwierdził przyglądając się sceptycznym okiem każdej kulce. — Nie zawiedź mnie. Bądź dobrą matką, bo inaczej... jedno z tych dzieci nie dożyje świtu. — Posłał jej uśmieszek.
Widział jak strach maluje się na jej pysku. To było takie wspaniałe uczucie. Ta władza nad życiem tych małych istot oraz to co prezentowała sobie wojowniczka, czyli totalne dno.
— Odwiedzę cię później. Uważaj tylko na moją matkę, bo je porwie i zrobi świrów od Klanu Gwiazdy — parsknął pod nosem, zostawiając "partnerkę" samą.
***
Strzyżykowy Promyk zachęciła go, aby zajął się swoimi dziećmi. Jakoś nie ciągnęło go do tego. Bachory śmierdziały mlekiem i tym drugim niezbyt przyjemnym zapachem. Był jednak ciekaw jak wyrosły. Już musiały mieć co najmniej księżyc. Wkroczył do żłobka i na dzień dobry przywitał go wrogi syk Błotnistej Plamy. A jej to co? Owsiki wlazły w tyłek?
— To ja — ogłosił, po czym poczuł jak kawałek mchu ląduje na jego pysku. Zacisnął zęby, mordując wzrokiem tą wronią strawę, która osłaniała młode swoim ciałem. — Co ty do cholery wyprawiasz?!
<Błoto?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz