Źrenice dymnej uczennicy zwęziły się, a sierść jakby na zawołanie podniosła się. Wiele rzeczy nie wiedziała, ale teraz zdawała sobie sprawę z tego, że nie chce przybywać sam na sam z ojcem. Serce kołatało o jej małą pierś, a sama kotka czuła się tak, jakby zaraz miała zwymiotować całą marną zawartość swojego żołądka. Mimo tego, powtarzała sobie w myślach, że wszystko będzie dobrze. Tylko co mogło tak pójść, skoro ojciec niebieskiej był znany z tego, że nadmiernie przeżywał gniew i inne negatywne uczucia? Może to było głupie, że się go bała, przecież był dla niej jednocześnie wzorem do naśladowania… Łuska sama nie wiedziała, jak określić ich specyficzną relację, choć tkwiła w przekonaniu, że tak powinna wyglądać. O dziwo nikt nie zwrócił uwagi na jej zachowanie, oprócz Szpaka, który wpatrywał się w nią z nikłym obrzydzeniem wymalowanym na pysku. Dobrze wiedziała, że ojciec nie przepada za strachliwymi kotami, czyli inaczej mówiąc – w gruncie rzeczy za nią.
- Chodź, Łusko – mruknął zielonooki, wychodząc z obozu.
Jego córka spuściła tylko ledwie zauważalnie głowę i ruszyła za nim.
Szli przez sad w ciszy. Nie była to jednak ta przyjemna cisza, której doświadczała przebywając z Gęgawą czy swoją matką. Atmosfera była gęsta jak błoto, albo jeszcze gęstsza. Słowa utkwiły jej w gardle, choć zazwyczaj była z niej całkiem wygadana kocica.
– Mam nadzieję, że ruszyłaś zad z miejsca i trenujesz. – Posłał jej jedno ze swoich poważnych spojrzeń.
Łuska kiwnęła powoli głową.
Szpak wziął głęboki oddech.
– Dlaczego się tak mażesz? Nie wiedziałem, że wychowałem tchórza – warknął ostrzej niż wcześniej, najwidoczniej przechodząc do sedna.
***
Łuska siedziała w kącie obozu, wylizując krwawiący bok. Bolało. Ale nie miała zamiaru iść z tym do Plusk, gdyż ta i tak by jej nie uwierzyła, że to tylko krzaki. Poczuła na skórze chłód. Podniosła łebek do góry i zobaczywszy kremową kotkę, uśmiechnęła się grzecznie.
– Witaj, coś się stało?
<Krucha?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz