- Szyszko!
Czarna kotka odwróciła się. Za sobą dojrzała Leszczynę, która szybkim i pewnym krokiem pokonała dzielący je dystans. Przyjaciółki otarły się o siebie na powitanie. Szyszka uśmiechnęła się do rudej kotki, która odpowiedziała wyprostowaną sylwetkę i lśniącymi oczami.
- Idziemy na spacer? Trzeba korzystać z braku deszczu.
- Jasne. - miauknęła Szyszka, od razu przystając na propozycję. Nie było co marnować tak pięknego dnia. Poza tym nie miała specjalnie co robić, a towarzystwo Leszczyny zawsze było fantastyczne.
Leszczynka widocznie zadowolona kiwnęła głową. Poprowadziła czarnulkę do wyjścia. Po przekroczeniu progu obozowiska zrównały się jednak. Ich kroki odbijały się o ziemię. Chód był spokojny, bez pośpiechu. Wiatr muskał pyszczki przyjaciółek, a pobliskie ptactwo śpiewało ciche melodię, bardzo przyjemne dla uszu. Szyszka zamknęła na chwilę oczy, rozkoszując się tym spokojem. Nieoczekiwanie jednak się zatrzymała, czym zasłużyła sobie na uwagę Leszczynki.
- Co jest?
- Ciii. - poleciła. Uniosła uszy nasłuchując. Ogon Szyszki przestał się poruszać, a mięśnie pozostały napięte. Przywódczyni nie poruszyła nawet wąsem wsłuchując się w dźwięki. Leszczynka zrobiła to samo i po chwili otworzyła szerzej oczy słysząc to samo co czarnulka. - Ogrodzenie. Ktoś przez nie przeszedł.
Nie musiały więcej mówić. Życie w Owocowym Lesie uczyło rozpoznawać, kiedy ktoś przechodził przez Ogrodzenie. Mieszkańcy byli bardzo uważni. Szyszka z czujnością ruszyła przed siebie, a za nią Leszczynka. Obie sprawnie pokonały dystans, pozostając przy tym niezauważone i ciche. To było ich terytorium. Znały je bardzo dobrze i nic nie umknęło ich uwadze. Skryły się w krzewach i obserwowały czarnego kocurka. Stąpał ostrożnie, jakby z czujnością. Szyszka zmrużyła ślepia, uważnie mu się przyglądając. Czarna sierść z odcieniem bieli, zielone oczy, liczne zadrapania. Jego zapach był bardziej metaliczny, obcy. Nie przywodził na myśl żadnego z leśnych klanów ani też pieszczochów. Szyszka zachowała jeszcze większą czujność przy nieznajomym. Może przybył z daleka i był wędrowcem jak Iskra? Pewnie się dowie, bo nie mogła pozwolić mu tak łazić po jej terenie.
- Idziemy na spacer? Trzeba korzystać z braku deszczu.
- Jasne. - miauknęła Szyszka, od razu przystając na propozycję. Nie było co marnować tak pięknego dnia. Poza tym nie miała specjalnie co robić, a towarzystwo Leszczyny zawsze było fantastyczne.
Leszczynka widocznie zadowolona kiwnęła głową. Poprowadziła czarnulkę do wyjścia. Po przekroczeniu progu obozowiska zrównały się jednak. Ich kroki odbijały się o ziemię. Chód był spokojny, bez pośpiechu. Wiatr muskał pyszczki przyjaciółek, a pobliskie ptactwo śpiewało ciche melodię, bardzo przyjemne dla uszu. Szyszka zamknęła na chwilę oczy, rozkoszując się tym spokojem. Nieoczekiwanie jednak się zatrzymała, czym zasłużyła sobie na uwagę Leszczynki.
- Co jest?
- Ciii. - poleciła. Uniosła uszy nasłuchując. Ogon Szyszki przestał się poruszać, a mięśnie pozostały napięte. Przywódczyni nie poruszyła nawet wąsem wsłuchując się w dźwięki. Leszczynka zrobiła to samo i po chwili otworzyła szerzej oczy słysząc to samo co czarnulka. - Ogrodzenie. Ktoś przez nie przeszedł.
Nie musiały więcej mówić. Życie w Owocowym Lesie uczyło rozpoznawać, kiedy ktoś przechodził przez Ogrodzenie. Mieszkańcy byli bardzo uważni. Szyszka z czujnością ruszyła przed siebie, a za nią Leszczynka. Obie sprawnie pokonały dystans, pozostając przy tym niezauważone i ciche. To było ich terytorium. Znały je bardzo dobrze i nic nie umknęło ich uwadze. Skryły się w krzewach i obserwowały czarnego kocurka. Stąpał ostrożnie, jakby z czujnością. Szyszka zmrużyła ślepia, uważnie mu się przyglądając. Czarna sierść z odcieniem bieli, zielone oczy, liczne zadrapania. Jego zapach był bardziej metaliczny, obcy. Nie przywodził na myśl żadnego z leśnych klanów ani też pieszczochów. Szyszka zachowała jeszcze większą czujność przy nieznajomym. Może przybył z daleka i był wędrowcem jak Iskra? Pewnie się dowie, bo nie mogła pozwolić mu tak łazić po jej terenie.
- Nie ruszaj się! Czego tu szukasz? - zza krzaka wyszła czarna kotka. Zaraz za nią wynurzyła się Leszczyna.
- Ja.. - zamknął pysk.
Szyszka wbiła w niego oczekujące spojrzenie. Musiała znać wyjaśnienie.
- Ja szukam klanowych kotów. Zobaczyłem ogrodzenie Wyprostowanych.. Pomyślałem, że.. Znaczy.. - plątał mu się język. - Nie chcę walczyć. Naprawdę. Szukam tylko spokojnego miejsca do życia..
Kotki wymieniły ze sobą spojrzenia. Owocowy Las był spokojnym miejscem do życia, ale nie wpuszczali tu byle kogo. Koty musiały na sobie polegać, w ten sposób działała ich współpraca, która czyniła ich silniejszymi. Sprawna praca przynosiła efekty.
- Wyprostowanych? Masz na myśli łyse istoty na dwóch łapach? - upewniła się Szyszka. Kiedy nieznajomy z wahaniem kiwnął łbem, mogła kontynuować swoją myśl. - W naszych stronach mówi się na nich Dwunożni. Muszę cię zmartwić, ale nie trafiłeś do klanowych kotów. Klany są poza Ogrodzeniem. To miejsce nazywa się Owocowym Lasem.
Leszczyna bojowo zjeżyła futro.
- Co tak cuchnie?
Szyszka poruszyła wąsami na słowa przyjaciółki. Była szczera i mówiła to co myśli. Miała w tym trochę racji, ale czarna kotka była zbyt grzeczna, żeby zwrócić uwagę na zapach nieznajomego. Ten natomiast wydawał się zdezorientowany całą sytuacją.
- Pochodzisz od Dwunożnych? Jesteś pieszczochem? - zadała kolejne pytania ruda kotka, gromiąc wzrokiem czarnego kocurka. - No, czemu milczysz? Zapomniałeś języka w gębie?
- Nie sądzę żeby był pieszczochem, Leszczynko, oni inaczej pachną. - miauknęła spokojnie liderka. Przeniosła znowu spojrzenie na czarnego kocura. Widziała jego czujność. Ona z resztą też taka pozostała. Uśmiechnęła się przyjaźnie. - Nazywam się Szyszka, jestem przywódczynią Owocowego Lasu. Skąd pochodzisz i jak się nazywasz?
Kotki wymieniły ze sobą spojrzenia. Owocowy Las był spokojnym miejscem do życia, ale nie wpuszczali tu byle kogo. Koty musiały na sobie polegać, w ten sposób działała ich współpraca, która czyniła ich silniejszymi. Sprawna praca przynosiła efekty.
- Wyprostowanych? Masz na myśli łyse istoty na dwóch łapach? - upewniła się Szyszka. Kiedy nieznajomy z wahaniem kiwnął łbem, mogła kontynuować swoją myśl. - W naszych stronach mówi się na nich Dwunożni. Muszę cię zmartwić, ale nie trafiłeś do klanowych kotów. Klany są poza Ogrodzeniem. To miejsce nazywa się Owocowym Lasem.
Leszczyna bojowo zjeżyła futro.
- Co tak cuchnie?
Szyszka poruszyła wąsami na słowa przyjaciółki. Była szczera i mówiła to co myśli. Miała w tym trochę racji, ale czarna kotka była zbyt grzeczna, żeby zwrócić uwagę na zapach nieznajomego. Ten natomiast wydawał się zdezorientowany całą sytuacją.
- Pochodzisz od Dwunożnych? Jesteś pieszczochem? - zadała kolejne pytania ruda kotka, gromiąc wzrokiem czarnego kocurka. - No, czemu milczysz? Zapomniałeś języka w gębie?
- Nie sądzę żeby był pieszczochem, Leszczynko, oni inaczej pachną. - miauknęła spokojnie liderka. Przeniosła znowu spojrzenie na czarnego kocura. Widziała jego czujność. Ona z resztą też taka pozostała. Uśmiechnęła się przyjaźnie. - Nazywam się Szyszka, jestem przywódczynią Owocowego Lasu. Skąd pochodzisz i jak się nazywasz?
<Krzemień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz