- ... Ne wiedżałem, że to czyesz terytoryum.
Pierwsze co rzuciło jej w się oczy, to zdeformowana szczęka. Najwidoczniej dlatego tak dziwnie mówił. Nie potrafił wymówić niektórych liter. Nie sprawiał też wrażenia agresywnie nastawionego. Dlatego powoli przestała się jeżyć. Ale co on sobie myślał? Nie czuł, że ktoś tu poluje? Najwidoczniej nie. To było dość normalne. Zapachy w nowym miejscu zawsze przytłaczały. Były denerwujące, niezwykle nękające. Zresztą zapachy lasu nie raz potrafią zaskoczyć, nie dwa. Są one nieprzewidywalne, bo z każdej strony nalatują one. Gdy się nie znasz na ich odróżnianiu to masz problem. A kremowy nie wyglądał na prawdziwego włóczęgę. Ważne było też to, że najwidoczniej był młody. Sama już teraz nie wiedziała co czynić. Puścić go wolno? Czy pozwolić na to, by natknął się na kogoś z klanu i tylko odniósł rany? Nie mogła tego zrobić. Jeżeli nie nawet inne koty, to umrze z głodu. Może potrafiłaby porzucić go tutaj, ale… Szarpały ją wyrzuty sumienia. On był naprawdę mały… Dlatego postanowiła.
- Idziesz za mną, okej? - upewniła się, że zrozumiał. Tamten tylko kiwnął głową w oszołomieniu, po czym potruchtał za nią. Widać było drżenie na puchatym, długim futrze kocurka. Kolorów piachu. Ostatnio nie widziała go nigdzie, wszystko było zalane, więc z jakichkolwiek suchych resztek gleby, zostawała papka. Zmieniało się we wszędzie oblegające błoto. Irytowało to każdego. Legowiska stawały się pływającymi posłaniami.
Oczywiście po jakimś czasie dotarli w jej strony. Nie było to daleko. Ale doszły ją myśli dotyczące kotka. A… Co jeżeli miał rodziców? Mógł ich tu zaprowadzić. Lecz polowałby dlatego sam? Nie, spotkała tylko tego jednego osobnika. Była spokojna.
- Możesz sobie wziąć trochę mchu z tamtego drzewa. Chyba, że chcesz by skała wyciągnęła z ciebie ciepło. Bo zamoczeniu zawsze jest się zimnym. No a jeżeli nie masz ochoty na resztki żaby to przepraszam bardzo nie mam więcej. Każdy tu głoduje, o ile umie polować. - wytłumaczyła mu szybko. Wysunęła pazury, by szybkimi ruchami przesunąć lekko swoje posłanie. Jak na złość zaczęło padać. Nikt z nich nie wyziębi chyba.
Po chwili zobaczyła, że kocurek wpatruje się w nią że zdziwieniem. Gapił się jak w wół w malowane wrota. Strach? Pewnie, w pierwszej chwili chciała go rozerwać. Teraz oferowała mu schronienie. Była dziwna, to niezaprzeczalne. Potrafiła zachowywać się jak tępy kołek. Głupio, bezrozumnie.
- Co? - warknęła ogarniając się. - Zaczyna się ulewa, przecież nic ci nie zrobię. Obawiasz się MNIE?
<Mamrot?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz