- Widzisz, że nie mam humoru - warknął na powitanie.
Jego słowa ją zabolały, ale prawie udało jej się to ukryć. Chociaż w tym momencie było to kocurowi zupełnie obojętne.
- Tak? Czyżby nie układało ci się z partnerką?
Zamarł na uderzenie serca. Najwyższym wysiłkiem woli opanował swoje ciało, nie pozwalając sobie na najmniejszą oznakę słabości. Milczał, szukając najlepszej odpowiedzi. W końcu wściekłość wzięła górę nad rozumem. Podszedł bliżej kotki, niemal stykając się z nią głową. Nachylił się nad nią i wysyczał prosto do jej ucha:
- Nie, jest nam razem bardzo dobrze. Masz z tym jakiś problem?
Przez pysk kocicy przemknęła cała gama emocji. Ze wściekłością spojrzała w płonące mściwą satysfakcją złote oczy. Gdyby naprzeciw niego stał ktoś inny, na widok szaleństwa w jego spojrzeniu i paskudnie wykrzywionego blizną uśmiechu, uciekłby, mając nadzieję na zachowanie życia. Ale nie Cętka. Chociaż jej serce krwawiło, wciąż patrzyła prosto w jego ślepia.
- Gratuluję w takim razie - odwarknęła, ignorując jego pytanie. I pomyśleć, że jeszcze chwilę temu chciała z nim poważnie porozmawiać, może nawet przeprosić za ich poprzednią kłótnię.
- Dziękuję - pozbawiony cienia ciepła głos zawibrował nisko. - To wszystko, co masz mi do powiedzenia? Trochę się spieszę - dodał, a kącik jego pyska uniósł się nieznacznie.
Kocica miała ochotę rzucić się na niego i zetrzeć mu z pyska ten paskudny uśmiech, ale w przeciwieństwie do niego, zachowała jeszcze resztki rozumu. Był wojownikiem z jej klanu, a na dodatek zastępcą lidera. I równie dobrze mógł kłamać.
Rozumu i nie tylko. Każdego dnia z zażenowaniem stwierdzała, że kocur wciąż nie był jej całkiem obojętny.
Wszystko w niej zawrzało. Nie, nie mogła tak po prostu zejść mu z drogi!
- Nie - warknęła. - Lisie serce.
Czarny gwałtownie zjeżył sierść i obnażył kły.
- Uważaj, co mówisz - wysyczał.
- Wronia strawa - odparła, patrząc mu prosto w oczy. - Nie wiem, co w tobie widziałam - powiedziała mu prosto w pysk, po czym odeszła, z dumnie wzniesionym ogonem. Kocur został w miejscu, niezdolny do zrobienia kroku. Dopiero gdy zniknęła w legowisku wojowników, schował kły i odwrócił wzrok. Osiągnęła swój cel - w stronę rzeki szedł niespokojny, z kłębiącą się w głowie setką pytań i wściekły na siebie. Miała go w garści.
Cętkowany Liść upewniła się, że kocur zniknął poza obozem, zanim pozwoliła sobie na łzy.
Przytulił się do Sroczki, wdychając jej zapach. Gdy tylko zobaczył ją na brzegu rzeki, wszystkie inne myśli odeszły w dal, choć wciąż czuł lekki niepokój. Jednak mając ją przy boku, czując jej miękkie futro i ciepło, obserwując ich dzieci (przysiągłby, że ich pierworodny bardziej przypomina kotkę niż kocurka) i jednym uchem słuchając monologu wciąż obrażonego Pieska, zapominał o wszystkim innym. Przy niej… czuł się jak zakochany szczeniak i co najdziwniejsze, wcale mu to nie przeszkadzało.
Splótł swój ogon z ogonem ukochanej i spojrzał w jej piękne oko. Chciał jej powiedzieć, jak bardzo tęsknił i jak się cieszy, że w końcu się spotkali, ale gdy już miał otworzyć pysk…
- Nie przeszkadzam wesołej rodzince? - ironiczne pytanie zabrzmiało tuż obok. Natychmiast stanął na łapy, gotowy bronić najbliższych. Znał ten głos.
Dwie lisie długości od nich stała Zimorodkowa Pieśń. Zjeżył sierść i przesunął się, starając się zasłonić Sroczkę. Niespokojny spojrzał na dzieci - Pójdźka na szczęście schowała się za mamę, za to Piesek, zanim czarny zdążył zareagować, podszedł do niebieskiej.
- Ciocia! Co tu robisz? - Kocica zupełnie go zignorowała, wpatrując się z pogardą w siostrę.
- Srocza Łapo jaki wielkim mysim móżdżkiem się jeszcze okażesz? - podchodziła łapa za łapą, a jej ogon niebezpiecznie bił na boki. - Czy ty kiedykolwiek w ogóle zmądrzejesz?! Sama dobrze wiesz jak to parszywe łajno cię zranił! A ty jeszcze zrobiłaś sobie z nim kociaki? Czy ty już w ogóle postradałaś rozum?! - ostatnie pytanie wykrzyczała, a jej ślepia zalśniły szaleństwem. Kocur warknął i odsłonił kły. Nie ważne kim była, nie miał zamiaru pozwolić obrażać Sroczki. Jednak zanim zdążył cokolwiek zrobić, pointka rzuciła się na niego.
To, że uniknął jej pazurów zawdzięczał tylko instynktowi. Nie czekała - natarła znowu, celując w jego pysk. Uchylił się i tym razem, warcząc.
- Zabierz dzieci - krzyknął do Sroki, mając nadzieję, że powstrzyma ją przed zrobieniem czegoś głupiego. W odpowiedzi usłyszał najszpetniejszą wiązkę przekleństw w swoim życiu. Uśmiechnął się pod nosem.
Dekoncentracja kosztowała go cenne uderzenie serca. Poczuł ból, gdy kocica wgryzła się w jego szyję, zbijając go z nóg. Przetoczyli się po miękkiej ziemi. Dopiero trafienie jej w oko zmusiło ją do puszczenia jego gardła. Odskoczył, dysząc ciężko.
- Pająki zasnuły ci mózg?! - warknął do pointki. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach. Kocica ewidentnie próbowała go zabić. Dlaczego wciąż się wahał, zamiast wysłać ją na tamten świat? Powód był prosty i właśnie biegł, żeby pomóc mu w walce.
- Sroczko, nie - jęknął. - Idź!
- Oboje zgłupieliście?! - warknęła, widocznie chcąc wbiec między nich. Nie zdążyła - piontka w sekundzie znów zaatakowała.
Uniknął jej ciosu i chwycił ją za gardło. Wyrwała się, zostawiając mu kłębki sierści i metaliczny posmak krwi na języku.
- Zimorodku, zostaw go - krzyczała cętkowana.
- Zostawić? - Wyraz niebieskich oczu nie pozostawał złudzeń. - Jesteś aż tak głupia?! Nawet teraz go bronisz?! Jak możesz być tak ślepa, tak... ugh! - pointce zabrakło słów.
Nie słuchał dalszej części ich sprzeczki. Cofnął się powoli, ale oczywiście nie dlatego, żeby uciec. Widział, z jaką wściekłością go atakowała - w tym momencie Zimorodkowa Pieśń była nieobliczalna. Nie mógł ryzykować życia Sroczki.
- Nie mów tak do niej - warknął do pointki. Zadziałało. Przestała kłócić się z siostrą i ruszyła w jego stronę. Ignorując bluzki cętkowanej, spiął mięśnie. Cofnął się jeszcze o krok, zastanawiając co teraz.
Tylko że źle ocenił odległość.
Nagle stracił oparcie. Ześlizgnął się z głazu, wpadając do wody.
W tym samym momencie kocica zaatakowała. Nie widział tego. Zniknął pod wodą, a gdy prychając, wynurzył się nad powierzchnię strumienia, do jego uszu dotarł głos Sroczki:
- Zimorodku?!
Obok dostrzegł bezwładną sylwetkę kocicy. Bez wahania rzucił się do przodu, chwycił ją za kark i spróbował wyciągnąć na brzeg. Sroczka momentalnie znalazła się przy nim i razem wyciągnęli kotkę z wody.
- O cholera - wyrwało mu się.
<Sroczko? Zima rozwaliła sobie łeb o kamień, skacząc na Wilka :’)>
Jak tak teraz na to patrzę, wyszła jakaś brazylijska telenowela xD
OdpowiedzUsuńhmm, czy ja wiem, w brazylijskich nie są tacy żądni krwi, bardziej meksykańska xd
Usuń